Sentymentalne Granie || 2 || Soldier of Fortune - RazielGP - 19 kwietnia 2013

Sentymentalne Granie || 2 || Soldier of Fortune

Gatunek pierwszoosobowych strzelanin znany jest nam z wszechobecnej brutalności. Jednak mało który tytuł oferował rozczłonkowanie ciał naszych przeciwników. I tym właśnie wyróżniał się dzisiejszy gość, napisany przez Raven Software.

Zauważyliście może, że współczesne tytuły, pomimo wszechobecnej filmowości unikają tego typu rozwiązań? Nic dziwnego, ponieważ od zawsze wiązały się z nimi ogromne kontrowersje. Wystarczy spojrzeć na sequela, którego w pewien sposób złagodzono. A szkoda. Wracając do jedynki, warto również wspomnieć o tym, że gra jest dobra sama w sobie. Owszem, latające tu i tam kończyny naszych wrogów dodają specyficznego smaczku, ale nic by to nie dało, gdyby sama kampania nie okazała się dla nas wystarczająco przyjemna.

Przede wszystkim trzeba docenić ciężki, ponury klimat, miejscami przypominający filmy akcji z lat 80 ubiegłego wieku. Głównie ze względu na poważne, ale w gruncie rzeczy nieco absurdalne dialogi przeprowadzane przez naszych twardzieli. A propos nich. Protagonistą nie jest tutaj bezimienny, beztwarzowy, co by nie mówić bezpłciowy osiłek trzymający giwerę, a John Mullins. Największą ciekawostką jest fakt, iż istnieje on naprawdę, zaś bohaterowi Soldier of Fortune użyczył on nie tylko imienia oraz nazwiska, ale także cały swój wizerunek.

Dużym plusem okazały się także zróżnicowane lokacje, ponieważ niemal każda misja rozgrywa się w innym rejonie świata. Dlaczego? Ano dlatego, że twórcy zdecydowali się w taki sposób pokierować fabułę gry. I chwała im za to. Podobnie postąpiono wiele lat później w Call of Duty 4: Modern Warfare. Jeśli chodzi o moje ulubione miejscówki, to są to zdecydowanie: Nowy Jork - klmaty noir, tak przypominające mi pierwszego Terminatora. Uganda - zadanie rozgrywającego się na pędzacym pociągu. Syberia - otwarte, śnieżne tereny. Japonia - znakomita azjatycka atmosfera oraz walka z helikopterem na dachu wysokiego wieżowca.

Oczywiście pojawiły się i takie, które nie zdobyły mojej aprobaty. Mało tego, wynudziłem się przy nich niczym mops. Cóż, Soldier of Fortune ideałem nie jest, więc nieskrępowana jatka przy akompaniamencie klimatycznej muzyczki może nam wyjść bokiem. Głównie z tego względu, że etapy są stosunkowo długie i mało emocjonujące na dłuższą metę. I nawet samo masakrowanie ubitych uprzednio ciał przestaje nam dawać odpowiednio dużych pokładów radości.

Jeśłi jednak cenicie sobie pełen oldschool oraz wyjątkowość produkcji, oferującej sporą ilość wybieranych w sali odpraw giwer, a także chcecie poczuć się jak wysoko płatni najemnicy, to omawiana gra jest w sam raz dla was.

Polub, zaćwierkaj lub wykop Raziela oraz jego wpisy, jeśli przypadły ci do gustu. Z góry dziękuję za klik.

RazielGP
19 kwietnia 2013 - 15:22