Reklamowe Halloween - Floyd - 21 kwietnia 2013

Reklamowe Halloween

Gdyby opisując nasz kraj ograniczyć się tylko i wyłącznie do użycia zmy­słu wzroku, można by było zaryzy­kować twierdzenie, iż jest to państwo zamiesz­kałe w większości przez ludzi pozbawionych elementarnego poczucia estetyki. Każde­go dnia jesteśmy bombardowani przykłada­mi potwierdzającymi taki stan rzeczy. I tak, fascynacje pracowników spółdzielni mieszka­niowych pastelowymi kolorami znajdują swo­je odbicie w ocieplaniu zarówno wizerunku, jak i konstrukcji bloków z wielkiej płyty. Pol­ska szkoła designu, nieodłącznie powiązana z kultem meblościanek oraz wszechobecnej bo­azerii, nadaje każdemu lokum indywidualny charakter. Wrażliwość artystyczna przejawiająca się w fotografiach ślubnych urzeka pomysłowością oraz dobraną scenerią.

Podobne przykłady uka­zujące wysublimowany gust przeciętnego Pola­ka można mnożyć w nieskończoność. Dobit­nym symbolem tego stanu rzeczy jest sposób zagospodarowania Placu Defilad. Lukę po ha­lach Kupieckich Domów Towarowych zapełnił barak zaplecza budowy drugiej linii metra oraz świecący jak chińska zabawka diabelski młyn. Wprawdzie oba obiekty postawione są jako tymczasowe, jednak nie ma co się obawiać bra­ku kolejnych inwestycji podobnego pokroju.

Równie interesujące spostrzeżenia budzi es­tetyka rodzimej reklamy oraz działania osób mających za zadanie rozpoznać i wstrzelić się w gusta Polaków. Dżingiel z reklamy Calgonu i panie obdarzone obfitym biustem promu­jące usługi wulkanizacyjne wrosły już na sta­łe w świadomość każdego z nas. Istnieją jednak pewne granice szkodliwej ingerencji reklamy w przestrzeń publiczną. Nie znajdziemy na sklepo­wych półkach produktów w „zajebiście niskiej cenie (podobne próby były ostro oprotestowa­ne), a biusty dam kauczukowego królestwa za­wsze będą czymś choć odrobinę zakryte.

Niestety, wyjątek potwierdza regułę. Nie ina­czej jest i w tym przypadku. Już od kilku lat przy rozliczaniu PIT-ów, korzystając ze wspa­niałomyślności Ministerstwa Finansów, każdy z płatników ma możliwość przekazania 1 proc. podatku na działalność organizacji pożytku pu­blicznego. Abstrahując od merytorycznego sen­su pomysłu oraz, często wątpliwych, prioryte­tów owych podmiotów i tego, na co właściwie darowizny są wydatkowane, sytuacja ta przy­czynia się do degradowania przestrzeni publicz­nej z zatrważająco mocnym nasileniem. Najbar­dziej jest to widoczne, z wiadomych względów, w kwietniu każdego roku. Corocznym hitem bijącym granice dobrego smaku są billboar­dy hospicjów pokazujące dzieci z zamkniętymi oczami podłączone do aparatury medycznej. Przekaz jest prosty - ukazane na nich postaci mają zostać odebrane jako umierające lub na­wet martwe. To przerażające, że istnieje spo­łeczne przyzwolenie na tego typu praktyki. Widok nieżyjącego człowieka powinien wywo­ływać poruszenie dalece silniejsze niż agresyw­ne reklamy, tak jednak nie jest i można się tyl­ko domyślać czy wynika to z anestetyzacji, czyli narastającego otępienia na bodźce estetyczne, czy też jest to skutkiem wypaczeń w systemie wartości przeciętnego zjadacza chleba.

W tegorocznej krucjacie o jeden procent pewna fundacja, mająca na celu dbałość o stan uzębienia najmłodszych, podniosła poprzecz­kę brzydoty jeszcze wyżej. Zdecydowała się ona bowiem na wyświetlanie spotów w środkach komunikacji miejskiej składających się z reali­stycznych zdjęć spróchniałych zębów znanych z licealnych podręczników do biologii. Tym sa­mym zapach wydzielany przez miłośników co­dziennej degustacji napojów alkoholowych utracił miano czynnika najbardziej umilającego podróżowanie żółto-czerwonymi pojazdami.

Nie bądźmy obojętni na to, jak się komuni­kujemy. Często sposób przekazu informacji jest równie ważny co zawartość. Szczególnie dobrze obrazują to kwestie tak delikatne jak dobro­czynność. W kraju nad Wisłą zagrożenie prze­rostem formy nad treścią w debacie publicznej jeszcze długo nie powinno być zagrożeniem. Pojęcie estetyki nie ogranicza się do sztuk pla­stycznych, muzyki czy designu. Kształtowanie otoczenia w odpowiedni sposób również nale­ży do tego zaliczyć. Trzeba nam jednak pew­nej dojrzałości do tego, żeby wysunąć nos spoza szklanej kuli własnej prywatności i stwierdzić, że kształt otoczenia w którym żyjemy ma zna­czenie.

Floyd
21 kwietnia 2013 - 23:15