Deadly Premonition: The Director’s Cut – definitywnie twój kubek kawy - Pita - 11 maja 2013

Deadly Premonition: The Director’s Cut – definitywnie twój kubek kawy

Pita ocenia: Deadly Premonition
85

Przygoda agenta Yorka, który kocha kawę, kłóci się ze swoim alter-ego, jest ścigany przez zombie i zabójcę w czerwonym płaszczu to jedna z najciekawszych gier ostatnich lat. A nawet wspaniały przykład na to jak zbudować wielką wizję niewielkimi środkami.

Zaczyna się od brutalnego zabójstwa, a potem napięcie już tylko rośnie. Tytuł jaki przygotował nam niejaki Swery65 zaskakuje już od początku, szybko zmieniając profil z klona Resident Evil 4 na coś znacznie więcej. Rozgrywką gra przypomina nie mniej, nie więcej, a RPGa akcji. Miasto z NPCami służy nam za duży HUB, a miejsca zainfekowane przez zombie to swojego rodzaju dungeony.

Poruszając się z widokiem znad ramienia zbieramy wskazówki, walczymy, zdobywamy nowe przedmioty… i sporo rozmawiamy. Bohater musi dbać w czasie swych wojaży o schludny wygląd, poziom zmęczenia i głodu, ale wbrew pozorom nie jest to irytujące. Do dyspozycji mamy również samochód i sama koncepcja przypomina bardzo to, czym oryginalnie miał być Alan Wake. Otwarty świat pełen horroru. Tyle, że i to było zbyt proste.

Swery, główny mastermind gry nie ukrywa zresztą swoich inspiracji – we wczesnej fazie gra tak bardzo przypominała Twin Peaks, że zmieniono mocno projekt, aby nie oskarżono go o plagiat z kultowego serialu Lyncha. Ale wyprawa czerpie również, ma się rozumieć, z innych gier wideo na czele z doskonałym dziełem Capcomu oraz wczesnych Silent Hill. Dialogi są  znacznie bardziej pokręcone, pogmatwane i nietypowe niż w jakiejkolwiek grze od lat – od przepisów na kanapki po poznanie istoty jestestwa York zawsze jest w nich zdziwiony, pewny siebie i pełen kawy.

Deadly Premonition to w pewien sposób esencja konsolowych gier wideo poprzedniego milenium. Nie jest sprawne technicznie, trzeba mu sporo wybaczyć, w zasadzie nie rewolucjonizuje rynku, ale posiada niesamowicie wciągającą historię, przyjemny, choć toporny gameplay i klimat, klimat jakiego w grach wideo nie było od dawna. Jako nastolatek z wypiekami na twarzy śledziłem losy bohaterów jRPGów, teraz z wypiekami na twarzy obserwowałem ten nieprzewidywalny, arcyciekawy kawałek kodu. Szukanie sensu istnienia w kawie bardzo mocno wskazuje otoczkę gry – to komedia i horror, to gra akcji oraz RPG, to tytuł pełen dziwnych naleciałości i wspaniałego klimatu przygody, który bawi się konwencjami oraz je rujnuje. Jazz w czasie ataku zombie? Dlaczego nie.

Wykonywanie zadań na czas stawia nas przed presją, jakiej nie odczuwamy w wielu dzisiejszych grach. Galerii postaci nie powstydziłby się żaden szanujący się artysta-ekscentryk, a chodzenie i strzelanie jest tutaj nie tylko środkiem do przekazania historii, ale i przyjemną rozgrywką rodem z PlayStation 2.

Umiarkowany sukces jakim cieszyła się ta gra pokazuje, że wciąż potrzebujemy produkcji tej kategorii. Tej samej kategorii do której należy NIER, Catherine, Folklore, czy nawet Dark Souls. Tytułów nie mających wiele wspólnego z AAA, ich budżetami i całym wielkim marketingiem, ale właśnie przez to pozostającymi w naszych głowach na sporo, sporo dłużej. Zawsze kochałem gry wideo za to że są grami wideo, a nie interaktywnym filmem – Deadly to produkcja pod tym względem tak zła aż dobra, gra wręcz opowiadająca o innych grach, ich mechanice, czy historii.

Sukcesem bowiem jest to, że dysonans jaki odczuwamy pomiędzy różnymi elementami gry jest tak wielki, że niepokoimy się gdy wszystko staje się spójne. Sukcesem jest to, że to growa fabuła w najgorszym i najlepszym tego słowa znaczeniu. Sukcesem jest to, ze Deadly Premonition skupia się na emocjach, a nie logice i jakoś zupełnie to nie przeszkadza.  To jest gra niezależna w każdym możliwym tego słowa znaczeniu.

Director’s Cut to troszeczkę dziwny kubek kawy, nawet jak na ten produkt. PlayStation 3 dostało kilka nowych scenek dokładających do fabuły, nowe stroje (prawda, niektóre są niesamowite), lepsze tekstury i zmiany w gameplayu. Raz, że poprawiono sterowanie, a dwa walki są łatwiejsze, co jest miłą odmianą. Problemem jest natomiast fakt, że animacja poszła w dół, co jest wyraźnie odczuwalne, ale nie czyni tytuły niegrywanym. Uwzględnione 3D za to jest dzięki niej nieprzydatne, a obsługa PlayStation Move to raczej miły dodatek, niż coś wybitnie ważnego. To wciąż brzydka gra. Słowem – wersja reżyserka jest mało rozbudowana względem materiału podstawowego.

Pomimo tego werdykt jest pewny. Cyfrowa perełka z meczącymi technikaliami, warta jednak nie tylko swojej ceny, ale przede wszystkim naszego czasu. Czy to cyfrowe Twin Pekas? Jeszcze nie, ale jesteśmy już na dobrej drodze.

Pita
11 maja 2013 - 09:57