Pograłbym... po sesji - Buja - 14 czerwca 2013

Pograłbym... po sesji

Dzisiaj na Politechnice Wrocławskiej zakończył się semestr letni. Dla wielu studentów – w tym dla mnie – to połowa drogi przez mękę, jaką jest zaliczanie wszystkich przedmiotów. Od poniedziałku zaczyna się sesja egzaminacyjna i oprócz egzaminów trzeba zaliczyć kolokwia, z których nie udało się zdobyć pozytywnej oceny za pierwszym podejściem. Dla gracza to prawdziwa udręka. Na moim Xboksie rośnie warstwa kurzu i uruchamiam go tylko raz w tygodniu, kiedy któryś z moich kumpli wpada na kilka partyjek w Fifę. W związku ze spokojniejszym życiem rośnie również kupka oszczędności, które z chęcią wydawałbym na nowe tytuły. Niestety samodyscyplina i własne sumienie powodują, że to tylko mrzonki. W mojej głowie pojawia się po prostu blokada, która wydaje się głośno krzyczeć „PO SESJI!”.

Problem nie tyczy się tylko gier. Z wielką chęcią zacząłbym w końcu oglądać Bates Motel i Hannibala, seriale polecane przez znajomych, ale wiem, że traciłbym przez to kilka godzin dziennie. Wypad do księgarni po kolejną część Pieśni Lodu i Ognia również odkładam na lipiec, ponieważ wiem, że jak zacznę lekturę, to nie będę mógł się oderwać. Nawet na blogu w tym tygodniu nie było żadnego wpisu, choć przeważnie potrzebuję na zredagowanie ich jakieś dwie, trzy godziny. Dla takiego lenia jak ja trzy kolokwia na 7:30 (minione poniedziałek, wtorek, czwartek) to powód do radykalnej zmiany planu dnia. Na przyjemności pozostaje niestety mało czasu.

Ci, którzy mnie znają, po przeczytaniu tego wpisu mogą stwierdzić, że jestem hipokrytą. W końcu pół zeszłej soboty spędziłem z moją dziewczyną na graniu w Heroes 3. W zeszły czwartek wróciłem z imprezy przed trzecią i przez to zmarnowałem pół piątku. Cóż mogę powiedzieć – jestem prokrastynatem i ulegam swoim słabościom. Zwłaszcza pod koniec semestru i podczas sesji. Ale pracuję nad tym i wszystkie wielkie plany zostawiam na „po sesji”. To tak jak kiedyś wszystko odkładało się na „po maturze” :) Na przykład strasznie chciałbym w końcu zagrać w Dragon’s Dogma: Dark Arisen i cholernie kusi mnie jej niska cena, ale nie mogę. Nie mogę, bo wiem jak to się skończy. Cała ta growa wstrzemięźliwość ma swoje plusy. Do swojej listy gier „do zagrania” dopisuję coraz więcej tytułów, a że grać nie mogę, to przypomina mi się coraz więcej zaległości.

Jak sobie z tym radzić? Polecam małe tytuły, które zajmują 30 minut dziennie. Albo nie grajcie na dużych platformach, tylko na smartfonie, w przerwach miedzy nauką. Zawieście subskrypcję Xbox Live Gold i broń borze nie kupujcie nowych tytułów. Zamiast tego zróbcie sobie listę, którą zaczniecie realizować po sesji. Niech to będzie dodatkowa motywacja do spięcia dupy i wzięcia się do roboty.

Buja
14 czerwca 2013 - 17:07