Studio Telltale Games bardzo lubię z dwóch powodów. Pierwszy jest dość oczywisty, związany z faktem, że to zdolne ludzie są. I dobre gry robią. Drugi powód to miłość, jaką najwyraźniej wspólnie darzymy pokera. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że już po raz trzeci pozwalają mi rozegrać kilka partyjek Texas hold’em ze zgrają cokolwiek nietypowych postaci? Miłość, ot co!
Poker Night 2 to bezpośredni sequel wydanego w 2010 roku Poker Night at the Inventory. Podobnie jak poprzednik, pozwala nam na rozegranie partii pokera z bandą charakterystycznych postaci znanych z innych serii gier. Naprzeciw nam staną tym razem pogromca zombie Ash Williams, nie wiadomo czy bardziej lubiany, czy irytujący robot Claptrap z serii Borderlands, napakowany testosteronem Brock Samson z kreskówki Venture Bros oraz psi detektyw Sam, żartami wspomagany przez znanego z poprzedniej części serii królika Maxa. Prawdziwą gwiazdą jest jednak Ona. Inteligentna i nieokiełznana. Czarująca i niebezpieczna. Zimna, a jednak gorąca. Obdarzona najbardziej zabójczym poczuciem humoru sztuczna inteligencja świata. Panie i Panowie, oto GLaDOS. Od dziś będzie Waszą ulubioną krupierką!
Rozgrywka oparta została na tych samych zasadach co w Poker Night at the Inventory. Siadamy naprzeciw czterech postaci i staramy się pozbawić naszych przeciwników żetonów. Zabawę urozmaicają rozmowy, jakie prowadzą między sobą i krupierką wszystkie postacie. Najważniejszą nowością w sequelu jest dorzucenie do znanego i lubianego Texas Hold’em również innej odmiany pokera, znanej jako Omaha. W stosunku do „standardowej” gry różni się ona tym, że do rąk otrzymujemy nie dwie, a cztery karty, zaś układ tworzy nie pięć najlepszych kart w ogóle, a zawsze dwie karty z ręki i trzy leżące na stole. Chociaż Omaha niespecjalnie przypadła mi do gustu i po kilku partiach wróciłem do starego, dobrego Texasa, to stanowi ona miłe urozmaicenie rozgrywki.
Podobnym miłym urozmaiceniem jest nowy system zdobywania premiowanych przedmiotów, prócz satysfakcji dających profity w grach Team Fortress 2 oraz Borderlands 2. W „jedynce” szansa na zdobycie itemka zależała wyłącznie od szczęścia – ot, raz na kilka partii któraś z postaci rzucała na stół nagrodę do zdobycia. Tym razem, żeby powalczyć o któryś z przedmiotów, najpierw musimy wykonać trzy losowo przydzielane zadania. Czasem trzeba wygrać z układem full house, czasem dwa razy z rzędu dojść do finału, innym razem trzy razy w ciągu jednego turnieju wejść All-inem i wygrać. Wyzwania to dobry pomysł, wymuszają bowiem zmiany taktyk. Jedne promują grę defensywną, inne zmuszają do agresywności. Dopiero spełnienie wszystkich pozwala na zagranie o nagrodę. Tu kolejna zmiana – jeśli przegramy, każda kolejna gra również pozwoli nam na zdobycie nagrody, dopiero po zwycięstwie pojawią się kolejne wyzwania. System działa dużo sensowniej niż ten z Poker Night at the Inventory.
Kolejne urozmaicenie wprowadzone w Poker Night 2 stanowi customizacja. W poprzedniczce za zdobywaną w trakcie gier walutę można było zmodyfikować wygląd talii oraz stołu. Tym razem znacznie poszerzono tę koncepcję. Możemy zakupić talie kart, żetony oraz stół stylizowany każdą z pięciu gier, jakie Telltale wepchnęło do gry. Kiedy zaś aktywujemy równocześnie cały komplet tematyczny, to zmianie ulega cały wystrój Inwentory, dopasowując się do stylistyki danej gry. Pojawiają się też specjalne animacje przy zwycięstwie oraz eliminacji przeciwników, co stanowi bardzo konkretną motywację do dłuższej gry, naprawdę chce się zobaczyć wszystko, co wymyślili twórcy. Najlepiej wypada opcja z Borderlands, w której w opuszczeniu gry w bardzo pomysłowy sposób pomaga Steve. Warto zobaczyć.
Niestety, po kilku godzinach gry okazało się, że te nowości są niezbędne, by utrzymać zainteresowanie grą. Zawiodło bowiem to, co było największą siłą „jedynki” – dialogi między postaciami. Nie, żeby były złe, wręcz przeciwnie, niektóre wywołują prawdziwego banana na twarzy, zwłaszcza GLaDOS błyszczy za każdym razem, gdy się odezwie. Humor jest na bardzo wysokim poziomie, problemem jest to, że żarty śmieszą za pierwszym, maksymalnie drugim razem. Jak po czterech godzinach usłyszało się już wszystko, kolejne, powtarzające się rozmówki jedynie nudzą. Dziwne, zwłaszcza że w pierwszej części problem ten występował znacznie później.
Początkowo nie mogłem też przyzwyczaić się do stylu gry przeciwników. Jako że jestem przyzwyczajony do wielogodzinnych, ostrożnych starć, ciężko było mi się odnaleźć w rozgrywce, w której średnio co dwa rozdania połowa graczy wchodzi wszystkim. Ale ma to swoje plusy, każdy turniej nie trwa dzięki temu dłużej niż trzydzieści minut, gra jest idealna, żeby sobie zagrać w wolnej chwili. Sama sztuczna inteligencja, jak już się przełknie jej regularne skłonności samobójcze, również gra całkiem sensownie. Ciekawym dodatkiem jest też możliwość postawienia konkurentom drinka, co sprawia, że dużo łatwiej wyczytać z ich zachowań czy blefują.
Oprawa graficzna trzyma solidny poziom. Oczywiście nie ma co liczyć na fajerwerki graficzne, w końcu poker to poker, ale wszyscy gracze odwzorowani zostali dokładnie tak, jak w swoich seriach macierzystych, zaś tła cieszą oko szczegółami. Największym minusem pozostaje brak multiplayera w jakiejkolwiek formie – gdzie jak gdzie, ale w symulatorze pokera opcja grania z innymi być powinna. Może w „trójce” w końcu się doczekamy?
Za 20 złotych, jakie za Poker Night 2 życzy sobie Telltale, otrzymujemy zabawny, dobrze wykonany symulator pokera. Żartów mogło być więcej, przydałby się też online, ale nawet pomimo tych wad, warto zainteresować się produkcją, nieważne, czy jest się regularnym pokerzystą, czy początkującym szukającym dobrego sposobu na szybkie opanowanie zasad. No i każda okazja, żeby posłuchać GLaDOS jest dobra.
Jeśli spodobał Ci się mój wpis, byłoby miło, gdybyś zalajkował/a moją stronę na FaceBooku. Pojawiają się tam informacje o moich tekstach nie tylko z GP, ale także prywatnego bloga oraz z GOLa. Za korektę odpowiada Polski Geek, zachęcam też do odwiedzenia jego serwisu.