W tym roku mocno zmieniła się natura mojej współpracy z GOL-em – teraz działam głównie za kulisami i mierzę się z nowymi wyzwaniami, co mocno odbiło się na liczbie pisanych przeze mnie tekstów. Mocno ubolewam, że jedną z ofiar tej zmiany stał się przegląd bijatyk, projekt, który dawał mi sporo satysfakcji, nawet jeśli statystyki i odbiór bezlitośnie wskazywały, że w dzisiejszych czasach takie rzeczy to sztuka dla sztuki. Cóż, stare musi ustępować nowemu, a czas surferów internetowych przeminął – zamiast rozpamiętywać przeszłość wolę skupić się na przyszłości. A w tej mam nadzieję, że jeszcze uda mi się wygospodarować czas na więcej pisania. Chęci i pomysłów wciąż nie brakuje, gorzej z czasem.
Wśród kolegów redakcyjnych oraz generalnie w sieci nie brak opinii, że 2021 był słabym rokiem dla graczy. Ni cholera się z tym sentymentem nie zgadzam. Przeciwnie, uważam, że był to świetny rok, w którym brak premiery jakiegoś pojedynczego molocha skupiającego na sobie miesiącami uwagę wszystkich i dominującego cały dyskurs (sprowadzając go na dodatek często do bardzo prymitywnego poziomu – patrzę na was, uczestnicy wojenek o Last of Us 2, którzy wsiedli do pociągów na stacji „logika i rozsądek” i odjechali w siną dal, by ani na moment nie spojrzeć wstecz) pozwoliło przebić się do masowej świadomości tytułom mniej głośnym, a równie udanym.
Już w styczniu dostaliśmy świetne zwieńczenie sandboksowej trylogii Hitman, która okazała się wszystkim tym, czego jako fan dwóch poprzedniczek oczekiwałem i zapewniła mi miesiące doskonałej zabawy. W lutym zagrywałem się w ociekające mrocznym klimatem Little Nightmares 2, a kwiecień przyniósł fenomenalny remaster jednego z największych nieoszlifowanych diamentów tej branży – NieRa Replicanta. Miesiąc później Capcom potwierdził utrzymywaną od lat doskonałą formę mieszając nowe ze starym w Resident Evil: Village, a w czerwcu magicy z Arc System Works wydali najlepszy album muzyczny roku, dla niepoznaki zakamuflowany jako świetna bijatyka – Guilty Gear Strive. Później było jeszcze zmywające z ust niesmak po fatalnej „dwójce” Life is Strange: True Colors, zaskakująco udana Kena: Bridge of Spirits czy dające kupę radości Guardians of the Galaxy.
No i moja gra roku – Lost Judgment, najlepsza gra studia odpowiedzialnego za Yakuzy, dopracowująca do perfekcji mechaniki zabawy, jak zawsze pokazująca całej branży jak powinno się robić aktywności i misje poboczne i wzbijająca się na fabularne wyżyny. I to wszystko są tylko tytuły, w które zagrałem – drugie tyle potencjalnych fenomenów (m.in. Deathloop, NMH3, Tales of Arise, Death’s Door czy cała fala tytułów Microsoftu) czeka aż znajdę na nie czas. To ma być niby słaby rok?! Więcej takich poproszę.
Zostając jeszcze chwilę przy gierkach nie mogę nie wspomnieć o swoim odkryciu 2021 roku. Staram się nie żyć samymi nowościami i systematycznie nadrabiać również ciekawsze tytuły sprzed lat, w efekcie czego w ostatnich miesiącach ograłem dwie pierwsze odsłony Danganronpy. I o Desperacjo, jakaż to jest fantastyczna seria! Świetnie nakreślone postacie, fenomenalna fabuła, zabawa narracją, której nie powstydziłby się sam Yoko Taro, unikalne mechaniki rozgrywki, które momentami z visual nowelki robią z tego w zasadzie oddzielny gatunek – absolutny majstersztyk. Już pierwsza część zrobiła na mnie gigantyczne wrażenie, po czym Danganronpa 2: Goodbye Despair podbiła kilkukrotnie stawkę, z marszu wskakując do czołówki najlepszych gier, z jakimi miałem przyjemność obcować w życiu. CUDO!
Jeśli chodzi o seriale, to w tym roku dostaliśmy udane kontynuacje Ricka i Morty’ego czyświetny finał netfliksowej Castlevanii. Drugi sezon Mythic Quest nie był aż tak dobry jak pierwszy, ale to dalej jedna z najsympatyczniejszych serii komediowych ostatnich lat. Niezłymi debiutantami okazało się też Foundation, które jednak po fenomenalnym początku w kolejnych odcinkach trochę za bardzo zwolniło, no i Squid Game, wyciskające sporo dobrego z ogranej formuły. Moim tegorocznym faworytem jest jednak Invincible – Amazonowi udało się z powodzeniem przenieść na ekrany jeden z najlepszych komiksów wszech czasów. Nie kombinowano tu za dużo względem materiału źródłowego, ot kilka wątków lekko rozbudowano, przesunięto parę akcentów – i to wystarczyło, żeby adaptacja utrzymała poziom pierwowzoru. A że znając materiał źródłowy wiem, że to zaledwie początek zabawy, już zacieram ręce na kolejne sezony.
Ech, no i nieszczęsne filmy. Nieszczęsne, bo nie oglądam ich za wiele, jak już to z dużym opóźnieniem. Tegorocznych rzeczy nie oglądałem wiele, większość to było najwyżej solidne kino rozrywkowe. A jak mam wybierać film roku spośród Black Widow, Mortal Kombat, Godzilli vs Konga i Cruelli, to wolę nie wybierać wcale.
No i taki to był rok 2021 – dla mnie pełen dobrych gier i seriali. Rzeczy słabe też się oczywiście trafiły, ale w zalewie dobrobytu skupianie się na nich to tylko i wyłącznie wybór – mój jest taki, by ich po prostu unikać, a jak się nie uda to jak najszybciej zapomnieć zamiast nakręcać negatywną energią . I tego też życzę Wam w przyszłym roku – żeby grać i oglądać rzeczy dobre, na nich się skupiać, a te mniej udane po prostu ignorować bądź szybko puszczać w niepamięć. Wesołych i Szczęśliwego!