Path of Shadows – jedna z najlepszych darmowych produkcji w jakie grałem - Czarny Wilk - 1 listopada 2013

Path of Shadows – jedna z najlepszych darmowych produkcji w jakie grałem

Kto obserwuje mój fanpage na Facebooku zapewne ma już powoli dość Path of Shadows. To już trzeci raz w ciągu kilku dni kiedy piszę o grze niewielkiej hiszpańskiej ekipy. A to zobaczyłem zwiastun i się zachwyciłem, a to zrobiłem wywiad z twórcami, a to w końcu wypuszczono grywalną wersję i przecież nie byłbym sobą, gdybym nie zrecenzował.

Path of Shadows to staroszkolna skradanka stylem rozgrywki mocno zainspirowana serią Tenchu. Kierujemy bezimiennym wojownikiem ninja, którego zadaniem jest przedostanie się niezauważonym do silnie chronionej świątyni. Gra została stworzona przez grupkę hiszpańskich studentów w celach rozwojowych, efekt końcowy okazuje się jednak czymś znacznie więcej niż tylko prostym projektem mogącym wzbogacić portfolio.

Gra od pierwszych chwil zachwyca oprawą. Świetnie wykonany cel shading nadający całości kreskówkowy wygląd, ciemna stylistyka i design mieszający ze sobą tybetańską, chińską i japońską kulturę dają wybuchową i piękną mieszankę. Przyłożono się też do animacji postaci i pomysłowo wpleciono w poziomy tutorial. Wszelkie informacje odnośnie umiejętności bohatera pojawiają się na ścianach i podłodze, nie ma tu ani jednego napisu wyskakującego znikąd na ekranie. Gra w ogóle nie posiada HUDa jako takiego, poziom naszego ukrycia szacujemy po prostu po tym jak bardzo oświetlona jest nasza postać, zaś to, ile mamy mocy symbolizuje liczba run na efektownym szaliku.

No i jak tu się nie zachwycać, no jak?

Właśnie – mocy. Główny bohater zostaje wskrzeszony przez tajemniczą boginię, która daje mu magiczne zdolności i każe dostać się do świątyni, z której mamy ją uwolnić. Niewiele więcej wiadomo o fabule – w miarę postępów otrzymujemy jedynie jej strzępy i udostępniona wersja niestety kończy się zanim można z tego wszystkiego wywnioskować coś konkretnego.

Naszym największym sojusznikiem jest cień. Przebywając w nim, możemy swobodnie teleportować się między ciemnościami oraz wykorzystywać specjalny tryb zdradzający położenie przeciwników. Jeśli akurat w danej okolicy nie ma żadnego przyciemnionego miejsca, sami możemy je na krótką chwilę stworzyć. Sztuczki te zużywają wspomniane wcześniej runy, które regenerują się gdy przebywamy w największym mroku. Działa to obustronnie – jeśli trafimy pod blask pochodni, stajemy się bezbronni. Z przeciwnikami nie mamy szans w otwartej walce i załatwić ich możemy jedynie atakiem z zaskoczenia. Animacje są różnorodne i naprawdę satysfakcjonujące – oprócz „zwyczajnego” poderżnięcia gardła bywa, że wróg zostaje otoczony przez cienie i wessany w otchłań. Najbardziej satysfakcjonujące są zabójstwa z powietrza – teleportacja nad wroga i spadnięcie wprost na niego.

Animacji zabójstw jest sporo i bywają soczyste

Nasz Ninja posiada także kilka innych sztuczek. Jak w każdej porządnej skradance, należy dbać o pozbycie się ciał zabitych wrogów, tutaj jednak nie musimy nosić ich ze sobą po kątach – wystarczy, że stworzymy pod nimi cień, a zostaną w niego wessani. Odwracanie uwagi przeciwników zrealizowano klasyczniej – posiadamy dzwoneczki, którymi wystarczy potrząsnąć, by zwabić niczego niespodziewającego się wroga, w ostatniej chwili teleportować się za jego plecy i efektownie się go pozbyć. Kto powiedział, że efektywność nie może iść w parze z efektownością? Nawet podpowiedzi w którym kierunku mamy się udać zrealizowano z pomysłem – gdy się zgubimy, przywołujemy kruka, który zaczyna lecieć w kierunku w który powinniśmy się udać. Miodzio.

Celem zrobienia screenshotów do recenzji standardowo podpiąłem grę pod Steama, czekała mnie jednak ciekawa niespodzianka. Grafika się zepsuła, zrobiła to jednak w naprawdę ciekawy sposób, całe otoczenie uległo… wybieleniu. Po krótkiej wymianie maili z twórcami wykorzystywanie Steama ani czegokolwiek innego okazało się i tak niepotrzebne bo gra z automatu zapisuje screeny do swojego katalogu (coś, czego nie ma większość „dużych” gier, więc nie przeszło mi nawet przez myśl że w takim małym projekcie zaimplementowano takie ułatwienie), efekt jest jednak na tyle ciekawy, że warty wspomnienia.

Udostępniona wersja składa się z trzech poziomów, których ukończenie zajmuje niestety zaledwie kilkadziesiąt minut. Strasznie mało, bo gra się naprawdę przyjemnie – sam ukończyłem zabawę już trzy razy, za każdym razem obierając inną ścieżkę i taktykę. Gra naprawdę wciąga i jeśli twórcy zdecydują się na kampanię crowdfundingową celem stworzenia pełnej komercyjnej wersji, zdecydowanie mogą liczyć na moje wsparcie. Ścieżka Cieni pochłonęła mnie i z radością na nią powrócę.

Mrok jest naszym największym sojusznikiem

Poniżej galeria prezentująca grę w całej okazałości. Ale lepiej wejdź od razu na oficjalną stronę i pobierz Path of Shadows- http://thepathofshadows.com/. Ładna, grywalna, darmowa produkcja. Na co jeszcze czekasz?

Jeśli spodobał Ci się mój wpis, byłoby miło, gdybyś zalajkował/a moją stronę na FaceBooku. Pojawiają się tam informacje o moich tekstach nie tylko z GP, ale także prywatnego bloga oraz z GOLa.

Czarny Wilk
1 listopada 2013 - 11:56