Liege czyli o tym co się stało z taktycznymi RPG - Pita - 17 lipca 2013

Liege, czyli o tym co się stało z taktycznymi RPG

Final Fantasy długo czekało na swój szczyt. W postaci taktycznego kuzyna.

Brak stacjonarnej gry Yasumiego Matsuno na tej generacji konsol uważam za jej największą porażkę. Podobnie uderza mnie brak porządnej reprezentacji gatunku taktycznych RPGów, który poza Disgaeą, XComem i pierwszym Valkyria Chronicles nie pokazał nic ciekawego na stacjonarkach. Zabrakło Final Fantasy Tactics, zabrakło Front Missiona, a marzenia o Tactics Ogre w tej formie pozostały marzeniami. Liege postara się to choćby częściowo naprawić.

Liege jest niezależnym małym tytułem, który postara się zaatakować konsole stacjonarne, pecety i tablety jeszcze w tym roku. Bardzo ładny art-style oraz obietnice dotyczące fabuły bardziej w stylu Gry o Tron niż Final Fantasy XIII przyciągnęły uwagę Sony (aka nowego dobrego wujka gier niezależnych), które pomoże w konwersji gry na PSVitę oraz PlayStation 3 jeżeli uda się zebrać odpowiednią sumę. A raczej się uda.

W moim przekonaniu taktyczne RPGi nigdy nie dostąpiły takiego fall of grace jaki miały gry nazywane u nas powszechnie jRPGami. Ani jeżeli chodzi o jakość, ani jeżeli chodzi o obraz w oczach fanów gatunku. Po prostu od zawsze nastawiając się przede wszystkim na gameplay szlifowały go, eksperymentowały z nim i nie popadały w przesadną filmowość, która zabiła japońskie light RPG.

Waga tury

Mój znajomy zwykł mawiać, że tym co dobiło light RPG jest fakt, że dziś wszystkie gry AAA to light RPG – samograje o pięknej oprawie, nastawione na liniową historię, oparte na schematycznych kliszach, cyfrowe i interaktywne odpowiedniki kinowych blockbusterów. Taktycznym RPG nie przytrafiło się to nigdy nie tylko ze względu na tury, strategię i taktykę, ale również na fakt tematyki jaką poruszały ze względu na wybierany przez siebie typ rozgrywki.

Final Fantasy Tactics uznałem początkowo za dobry przerywnik od FFIX. Obecnie to mój top gier wszechczasów.

Nie trzeba ukrywać, że gry z tego gatunku były bardzo depresyjne za czasów 32-bitów. Nawet wcześniej, na 16-bitach,  gdzie narodziły się na dobre przedstawiały wojnę, problemy rasowe, czystki etniczne, a Tactics Ogre Yasumiego Matsuno pod względem prezentowania wyprzedził nawet George Martina z jego Pieśnią Lodu i Ognia i był kolejnym krokiem w ewolucji poważnej fantastyki w stosunku do Karla Wagnera, czy Glenowskiej Czarnej Kompanii.

W erze 128-bitów, poza mrocznym i ciekawym Front Mission 5, gatunek dzięki NIS poszedł w stronę parodii i głupotek, zaczynając przerzucać się na handheldy. Tam było mu wygodniej. Final Fantasy Tactics Advance, Tactics Ogre, Front Mission, Disgaea, Fire Emblem – wszystkie legendy gatunku albo skończyły ostatecznie na przenośnym sprzęcie, albo dostawały na niego rozszerzone porty. NDS i PSP nawet narodziły własne serie, takie jak Devil Survivor, ostatecznie pozostawiając konsole stacjonarne bez własnych tRPGów.

Powodów było wiele.

Kto to kupi?

Taktyczne RPGi w wersji stacjonarnej, według SEGI, po prostu przestały się opłacać. Główny target to i tak Japonia, tam PSP nie umarło przez piractwo, tam gra się sporo przenośnie, tam jest dom dla wielu gatunków wygnanych z mainstreamu konsolowego. Stacjonarne Romance of the Three Kingdoms nigdy nie zdobyło u nas popularności, a jeżeli chodzi o strategie to światła reflektorów padły tam, gdzie ich najwięcej – na peceta i 4X.

I tutaj, przynajmniej przypuszczalnie, powinny wejść reedycje oraz gry niezależne, ale mimo wszystko tego postępu nie widać. Obecne Monkey Pawn Games nieśmiało zaczęło wydawać mniej znane klasyki z Psone. Square podobno nieźle zarobiło na Front Mission 3 i Final Fantasy Tactics wydanych w ramach PSone Classics, ale nikt nie przetłumaczył żadnej gry gatunku, ani nie wydał nawet prostej konwersji z PSP.

Tytułowy Liege

Liege, jakby ostatecznie nie wyszedł jest tytułem o sporej wadze. Sprzedaż tej gry może okazać się wskazówką na to, że gry strategiczne na zachodzie to nie tylko PC, nie tylko Cywilizacja. Że można sprzedać coś więcej niż tytuł na handheldy. W szczególności, że, być może się mylę – ale oprawa w takich tytułach ma być przede wszystkim ciekawa i intuicyjna, a nie porażająca technologią. Zresztą nie tylko ja mam ogromną słabość do animacji i wyglądu Final Fantasy Tactics. I wierzę, że sporo graczy, którzy posiadają i konsole i pecety, chętnie zobaczyło wskrzeszenie tego gatunku. Niektórzy jako powrót wspaniałych gier, inni jako odmianę od uwielbianych przez siebie 4X. Dla każdego coś miłego.

Moim największym marzeniem jeżeli chodzi o gry wideo było zobaczenie kontynuacji Final Fantasy Tactics i całego Ogre Battle Saga, czego się oczywiście nie doczekałem.

Fani bitwy ogrów

Wyparcie tRPGów z rynku stacjonarnego wygląda na kolejny dowód, że nie do końca zbadano potencjalną bazę docelową graczy. Gracze sami wzięli sprawy w swoje ręce tworząc własne patche, modyfikacje i nowe kampanie do Final Fantasy Tactics i Fire Emblem – co ciekawe możliwe do odpalenia na oryginalnych konsolach, a nie przez emulacje. Przetłumaczyli wiele gier gatunku, a NISA jest zadowolone ze statusu Disgea na zachodzie. Kultowy Front Mission 5 dostał szansę na zachodzie bo fani stworzyli odpowiednio dobre, duże tłumaczenie. Czyli jest zapotrzebowanie na takie gry na stacjonarkach. Wciąż jest.

Oczywiście osobną sprawą jest Nintendo, które wprowadzało Fire Emblem i na GC i na Wii, a na Wii U szykuje krzyżówkę serii z Shin Megami Tensei, co pokazało że można. Fire Emblem zresztą bardzo szybko uzyskało sobie sporą publikę na zachodzie pokazując, że można prowadzić takie serie na dwóch typach sprzętu. Konwersja XComa na platformy przenośne to kolejny dowód.

Front Mission - ten prawdziwy - powinnien przypaść do gustu także fanom serii Deus Ex. Porusza podobną tematykę, wciąż robiąc to w sposób świeży.

Ludzie zagrywają się tysiące godzin w Disgaea. Fora Final Fantasy Tactics i Tactics Ogre są jednymi z najaktywniejszych jeżeli chodzi o tytuły z platform na które powstały. Fire Emblem pobija zachód. A jak na złość wielka pogoń za technologią, milionowe budżety i multiplatformowość wypychają z rynku „głównego” kolejny gatunek. Mam coraz częściej wrażenie, że mamy coraz bliżej momentu, aż dla większości graczy związanych z konsolami od czasów co najmniej pierwszego PlayStation najlepszym wyborem stają się handheldy.

Tylko w mojej głowie rodzą się pytania bez odpowiedzi. Dlaczego nikt nie spróbował stworzyć turniejowego taktycznego RPG? Dlaczego w tym gatunku tak rzadko widywaliśmy multiplayer? Dlaczego Yasumi Matsuno pozostaje bez zatrudnienia? Co stało się ze scenarzystą Knight of Lodis? Czy czeka nas boom na niezależne gry tego gatunku?

Mam dziś niewiele sympatii do przestarzałych i niezbalansowanych light RPG. Spora część wRPGów również mnie zupełnie nie bawi, zmuszając do poszukiwania dawnych perełek i grania w produkcje nie do końca spełniające pokładane w nich nadzieje. O ile doczekałem się rozkwitu formuły jaką przez lata w RPGach prezentowało From Software, jak i za sprawą takich firm jak Falcom, formuły action-RPGów w ogóle, to taktyczne gry RPG jak na złość zakopano pod ziemię. Liczę, że Sony wie co mówi snując opowieści o przywróceniu nam różnorodności rynku wraz z nadejściem PlayStation 4.

To ja, śniący o powrocie gatunku na stacjonarki.

Ale niech stąpają ostrożnie.

Pita
17 lipca 2013 - 14:03