Wolverine wrócił do kin i ma się całkiem nieźle - fsm - 28 lipca 2013

Wolverine wrócił do kin i ma się całkiem nieźle

X-Men: Geneza - Wolverine to film, na który wielu fanów Logana (i Deadpoola) reaguje agresją, przekrwionymi oczami i niekontrolowanym zaciskaniem pięści. The Wolverine to film, który powinien wymazać tę skazę z przeszłości i przywrócić najpopularniejszemu X-Manowi należne miejsce na panteonie filmowych superbohaterów. Nawet jeśli do ideału trochę brakuje, krwi znowu jest jak na lekarstwo i ogólnie rzecz biorąc oczekiwania były nieco wyższe.

Stu dnia tu! Pa zu ry!

Muszę podzielić się dwoma wyznaniami: komiksowi X-Meni to dla mnie tajemna, niepoznana księga i 95% mojej wiedzy na temat tego uniwersum czerpałem z filmów, a na dodatek Geneza nawet mi się podobała, ale to głownie dlatego, że w momencie premiery filmu nie miałem zielonego pojęcia kim jest Deadpool. Dosyć prywaty, czas przejść do rzeczy. Snikt, snikt!

Historia w nowym Wolverine'ie to adaptacja serii komiksów Franka Millera i Chrisa Claremonta, znanej jako "japońska saga". Początkowo scenarzysta filmu, Christopher McQuarrie, tworzył kontynuację Genezy (co miała sygnalizować scenka po napisach), ale w trakcie produkcji zdecydowano się stworzyć sequel do X3 i przy okazji wywalić z filmowego kanonu X-Men Origins. Wydarzenia zatem są dalszym ciągiem dramatycznego finału filmu z 2006 roku, kiedy Logan musiał zrobić to, co zrobił i teraz szlaja się po Alasce w kostiumie Hagrida wspominając utraconą miłość i przysięgając, że już nigdy nikogo nie zabije. Ta, jasne.

W 1945 roku praktycznie nieśmiertelny i ekstremalnie długowieczny Logan miał przyjemność obserwować wybuch bomby atomowej w Nagasaki z pierwszego rzędu i przy okazji ocalił przed śmiercią niejakiego Ichiro Yashidę, zyskując tym samym potężnego dłużnika. W momencie, gdy Wolverine twierdzi, że już nie jest Wolverine'em i ogólnie jest już blisko dna, odnajduje go wyciągnięta z anime Yukio - doskonale władająca kataną mała Japonka przekazuje informację, że pan Yashida umiera i bardzo chce się pożegnać ze swoim niegdysiejszym wybawcą. Niechętny Logan leci więc do Tokyo, spotyka się z Yashidą, poznaje jego żądnego władzy syna, piękną wnuczkę Mariko i dowiaduje się różnych, różnistych rzeczy. Najważniejszym elementem fabuły filmu są: Logan zmęczony długowiecznością i egzystencją bez celu oraz pragnący oszukać śmierć stary Yashida, który twierdzi, że jest w stanie odebrać Loganowi moc i zapewnić pogodne życie zwykłego śmiertelnika.

Reżyserem Wolverine'a jest James Mangold, facet od oscarowych filmów Przerwana lekcja muzyki czy Spacer po linie, co wyraźnie pokazuje, że adaptacje komiksów interesują coraz szersze rzesze poważnych twórców chcących posmakować wysokobudżetowego kina akcji. Wolverine nosi jednak znamiona czegoś więcej - historia drąży postać Logana i skupia się na nim tak bardzo, jak to tylko możliwe, czego efektem jest sporo spokojnych scen, gdzie nasz pazurzasty heros wspomina albo rozmawia. Przeciwwagą są przegięte sceny akcji z (za) bardzo komiksową sekwencją na zewnątrz pędzącego 500 km/h super-pociągu na czele. Plusy: Logan to fantastyczna postać, a Hugh Jackman jest stworzony do grania go, świetne jest zderzenie "anarchisty" Logana z tradycyjnym, zhierarchizowanym i przepełnionym tradycją środowiskiem Japonii, podobać się może też motyw słabego, rannego Wolverine'a, który i tak daje sobie radę z wszystkimi przeciwnościami losu (czyt. dziesiątkuje zastępy Yakuzy, ale teraz go trochę boli), bardzo dobre jest też otwarcie film na Alasce, które mocno przypomina początek pierwszych X-Menów. Minusy: opowieść stara się być dojrzalsza i poważniejsza, co owocuje nieco słabszym, zbyt wolnym środkiem filmu, taka sobie jest motywacja jednego ze złoczyćnów, czyli panny Viper, a wypasiony finał nie jest aż tak wypasiony, jak bym sobie tego życzył. Aha - no i sam Logan (mimo bycia czaderskim wymiataczem) wydaje się być za dużym cieniasem - dostaje w dziób więcej razy, niż kiedykolwiek, nawet po odzyskaniu mocy.

Jeśli chodzi o kwestie techniczne, to nie mam się do czego przyczepić - odpuściłem sobie oszukane 3D i słusznie, bo The Wolverine nie daje żadnego powodu, by sądzić że konwersja zagwarantuje jakąkolwiek wartość dodaną. Same efekty jednak są zacne, Hugh jest absurdalnie dobrze wyrzeźbiony i w kilku scenach walki zbliża się do znanego z Marvel vs Capcom 3 "berserker barrage x", zdjęcia miejscami są bardzo ładne (nie ma co się dziwić, Japonia jest fotogeniczna), oprawa muzyczna ma fajne japońskie motywy i ogólnie rzecz biorąc dostajemy mocną siódemkę. Nowy Wolverine jest lepszy od Genezy, ale nie udało mu się doskoczyć do rewelacji, jaką okazała się być Pierwsza klasa. Dodatkowy plus: bonusowa scenka w połowie napisów końcowych to mokre marzenie fanów i chyba najlepszy "stinger" w historii filmów Marvela. Czad!


PS Podobno na DVD i Blu-rayu ma się pojawić wersja R - dużo krwawsza i brutalniejsza. Wtedy ocena filmu powinna wzrosnąć, choć twierdzę, że zaplanowany przez Darrena Aronofsky'ego film, który miał od razu być "hard R", byłby lepszy.

fsm
28 lipca 2013 - 13:59