Dziki Zachód nie jest zbyt często eksploatowanym tematem w przypadku gier, choć wydaje się dobrze pasować do wielu różnych gatunków. Dzisiaj można śmiało powiedzieć, że świat kowbojów i Indian bardzo wdzięcznie można przełożyć na sandboksa, co pokazali już choćby specjaliści z Rockstar. W 2005 roku wyzwania stworzenia własnej opowieści w Ameryce Północnej z przełomu XIX i XX wieku podjęło się inne studio, Neversoft. I trzeba przyznać, że udało im się zaprojektować tytuł bardzo dobry.
Gun nie jest do końca typową „piaskownicą”, w której przemierzenie gigantycznego świata zajmuje kilkadziesiąt minut, a cała mapa wypełniona jest zadaniami pobocznymi, przedmiotami do zbierania i mini-grami. Historia młodego kowboja Coltona White’a, który pragnie pomścić śmierć opiekuna i poznać prawdę o swoim pochodzeniu, jest bardziej grą akcji, z której ktoś zabrał liniowe poziomy, a zamiast nich całość umieścił w niedużym, otwartym świecie. Okazuje się, że takie rozwiązanie sprawdza się znakomicie i pozwala grze tylko zyskać.
Gun jest krótki jak na sandboksa, ale dzięki temu nie pozwala się nudzić, nie popada w schematy i skutecznie broni się przed nudą. Nic w świecie gry nie wydaje się być dodane na siłę, tylko w celu sztucznego wydłużenia czasu zabawy. Każde charakterystyczne miejsce bohaterowie odwiedzają w ramach kolejnych misji fabularnych, każde dodatkowe zadanie służy rozwojowi postaci, a jedyną ukrytą „znajdźką” są złoża złota, które zapewniają dodatkowe zapasy gotówki. Nie ma tutaj punktów widokowych, nic nie dających odznak i zajęć dla zapalonych kolekcjonerów. Widocznie od pierwszych dni planowania i produkcji tytuł ten nie miał być czasożernym molochem, a emocjonującą przygodą na Dzikim Zachodzie, której nie powstydziłby się Kirk Douglas.
Twórcy od początku zabawy zachęcają, by przeć przed siebie i poznawać historię. Starają się skupić uwagę graczy na prezentowanej opowieści i jej bohaterach. I choć fabuła nie jest porywająca i nie zaskakuje oryginalnością to trzyma pewien poziom i potrafi kilka razy wyjść poza oklepany schemat. Na pewno pozytywny odbiór historii ułatwiają ciekawe postacie i nieźle wyreżyserowane przerywniki. Utrzymanie płynności zabawy umożliwia też niewielka liczba misji pobocznych, które są krótkie i stosunkowo proste, ale także odpowiednio emocjonujące i satysfakcjonujące. Partyjka pokera, zabawa w ranczera czy zastępowanie szeryfa to przyjemna rozrywka, która nadaje zabawie różnorodności, jednocześnie nie wykraczając poza swoje drugoplanowe ramy.
Wydany w 2005 roku Gun ma już swoje lata, ale zestarzał się bardzo przyzwoicie. Na PlayStation 2 to w tym momencie jedna z najładniejszych produkcji 3D, która może pochwalić się solidną oprawą audiowizualną. Na pewno brakuje trochę życia na wirtualnym Dzikim Zachodzie Neversoftu, ale winić za to można chyba tylko moce przerobowe platformy, które nie pozwoliły na dodanie swobodnie jeżdżących dyliżansów, samotnych jeźdźców i tętniących życiem miast. Trochę przez to gra traci na klimacie, ale wszystkie braki nadrabia, gdy zaczyna się kolejną misję fabularną. Efektownie nakręcone, dobrze zagrane wstawki i ładnie animowane postacie dodają Gun sporo uroku, a ścieżka dźwiękowa idealnie buduje klimat do zabawy w rewolwerowca.
Nie można mieć też większych zastrzeżeń do mechaniki zabawy. Jazda rumakiem jest bardzo wygodna, a strzelanie łatwe i sprawiające dużo przyjemności. Twórcy postarali się, by czuć było siłę broni, a wymiany ognia z bandytami trzymały wysoki poziom i zapewniały frajdę. Niestety nie obeszło się przy tym bez ofiar. Chęć zapewnienia strzelaninom odpowiedniej atrakcyjności sprawiła, że czas przeładowania rewolwerów i karabinów obniżono do absurdalnego minimum, a tym samym pozbawiono specjalnego sensu konieczność dbania o amunicję i celowanie (do czego przyczyniła się też nieskończona liczba naboi do rewolwerów). Momentami przez to walki robią się o wiele za bardzo chaotyczne i zbyt proste.
Gun to solidny western, który zapewnia kilka godzin zabawy na przyzwoitym poziomie. Dzisiaj na pewno pozostaje w cieniu młodszego i obszerniejszego Red Dead Redemption, ale przy swojej cenie wciąż dobrze się broni. Nie zaskakuje i może nie zachwyca, ale też nie nudzi i nie irytuje. Starzeje się dostojnie, niczym doświadczony kowboj, który wiele widział i sporo już przeżył. Wyprawa z nim może nie będzie zbyt długa, ale na pewno nie będziesz po niej zawiedziony.