Pamiętacie jeszcze Season Pass wrzucany do większości pudełek z Infinite? Tak, tak, ten papierek z kodem w pudełku, też się zastanawiam, po co mi go dali. Biorąc pod uwagę to, jak długo przyszło czekać uczciwemu nabywcy gry (nieużywanej, dodajmy, żeby połechtać ego wydawców) na jakiekolwiek informacje o DLC, można by przypuścić, że kod wrzucono po prostu jako wyjątkowo podły sposób na wyciągnięcie większej ilości kasy od konsumenta...
Na dodatek po tym niemiłosiernie długim czasie otrzymaliśmy zaledwie więcej strzelaniny pod postacią Clash in the Clouds, zbioru aren z falami wrogów. Co prawda chodzą słuchy, że można się przyjemnie wyszaleć, ale nie kupowałem Infinite dla prucia ołowiem, którego mam od cholery i jeszcze trochę w każdej strzelaninie. Dzięki Bogu na równi z owym nastawionym na walkę DLC wypłynęła na powierzchnię informacja o dodatku, który zajmie się na powrót fabułą. I pal licho, że data jego wydania chwilowo jest nieznana, skazując mnie i innych graczy na kolejne miesiące czekania. Jeden trailer i kilka informacji rozpaliły moją wyobraźnię do czerwoności, uwalniając ocean nadziei i zalewając internet falą domysłów.
Bardzo słusznie bawię się w zwroty związane z wodą, jako że w zapowiedzianym „Burial at Sea” będzie jej pod dostatkiem. Jeśli komuś jakimś cudem umknęła ta informacja, to krzyknijmy jeszcze raz: Bioshock wraca do Rapture! Należy jednak zapomnieć o zdegenerowanym wraku miasta, jaki pokochaliśmy w pierwszych dwóch częściach. Ken Levine wraz z zespołem cofa nas do czasów sprzed upadku utopii, a dokładnie do nocy sylwestrowej, kiedy upadek ma się rozpocząć. Co to ma wspólnego z Infinite? Oczywiście bohaterów, którzy tutaj jednak mają się z początku nie znać (biorąc pod uwagę to, co wygrzebałem w pewnym wywiadzie, nie byłbym taki pewien). Mała uwaga propo dalszej części tekstu – mogą się pojawić [SPOILERY], i chociaż nie będą tak wielkie jak te litery Caps Lockiem pisane, nieobeznanych z fabułą Infinite muszę ostrzec.
Booker pełni w Rapture rolę prywatnego detektywa, zaś Elizabeth… Cóż, wiadomo o niej tyle, że ma dla naszego detektywa jakąś ofertę. I jak się okazuje, nie jest słodkim dziewczęciem znanym z podstawki – to dorosła kobieta, nonszalancko pociągająca papierosa, o aparycji femme fatale. Pierwsza rzecz która rzuca się na myśl? Świetnie, coś mi tu pachnie klimatami noir. Pomyślcie tylko: twardy detektyw w roli głównej, tajemnicza kobieta plus stylizowane w każdym calu, odrobinę mroczne miasto… Jeśli twórcy darują sobie w tym momencie nadprogramowe strzelaniny, a nadadzą wszystkiemu nutę powieści w stylu Chandlera, może się zrobić ciekawie. Przynajmniej do momentu wybuchu rewolucji, bo wtedy – niestety – Infinite znów będzie musiało zwrócić się ku rozwałce, jak mniemam.
Oczywiście od razu narzucają się pytania – to kolejna alternatywna rzeczywistość, jakimś cudem przeniesieni w przyszłość Booker i Elizabeth, czy jeszcze inna czarna magia? Zapewne owa zagadka będzie jedną z sił napędowych fabuły dodatku, jednak w jednym wywiadzie z pracowniczką Irrational Games pada stwierdzenie, że „Elizabeth będzie częściowo świadoma wydarzeń z oryginalnego Infinite”. Poza tym przypominają mi się wszystkie internetowe „teorie spiskowe”, jakoby Booker miał być alternatywnym wcieleniem bohatera pierwszego Bioshocka i tym podobne bajanie… Kto wie, może nawet jakoś zahaczymy o scenę z Infinite, kiedy to nasi protagoniści na chwilę pojawiają się w podwodnej utopii? Co by się nie działo, wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują kolejny na mindfuck w drodze.
Zostawmy jednak dyskusje o fabule, bo to temat rzeka i domysłów może być tyle, ile uczestników dyskusji. Burial At Sea ma być dodatkiem dwuczęściowym i największym szokerem dla mnie była informacja, co ma się znaleźć w drugim epizodzie. Wejdziemy w skórę Elizabeth! Trochę więcej światła rzuciła na sprawę wspomniana wcześniej pracowniczka studia. Przede wszystkim zaprzeczyła, jakoby ze względu na niezwykłe moce Elizabeth gracz miał kierować Chrystusem w spódnicy. Autorzy wciąż jeszcze pracują nad implementacją umiejętności zaginania rzeczywistości i tworzenia wyrw tak, by rozgrywka była zbalansowana. Umiejętności dziewczyny mają być ciekawsze od tego, czego świadkami byliśmy w podstawowym Infinite, jednak twórcy jak ognia starają się uniknąć przesadzenia z mocą protagonistki. Oczyma wyobraźni widzę jeszcze oskryptowane momenty, gdzie przykładowo przeskakujemy na chwilę do innego miejsca bądź epoki… Ale to tylko moje głupie marzenia. Czyli zabawa mocami – to raz.
Dwa, że epizod prawdopodobnie będzie się rozgrywał już w momencie, gdy Rapture ogarnie chaos. I po raz kolejny autorzy utwierdzają mnie w przekonaniu, że mają świetny pomysł na dodatek – Elizabeth nie będzie się tak często i sprawnie posługiwać bronią, co Booker. Studio chce powrócić do atmosfery zagrożenia i zaszczucia z pierwszego Bioshocka, pojawiają się nawet wypowiedzi, że momentami epizod Elizabeth ma się ocierać o elementy horroru. Wierzę na słowo i liczę na naprawdę odmienny gameplay, zakładający mniej siłowe rozwiązywanie sporów (chociaż nie wiem, czy konfrontacja z żądnymi krwi Splicerami podchodzi pod pojęcie sporu), może też przekradanie się za plecami wrogów. Oczywiście nie spodziewajmy się cudów, Irrational Games pracują na szkielecie podstawowej wersji Infinite i bardzo wielkich zmian w mechanice nie należy oczekiwać. Niemniej niech się chłopaki starają, bo kolejne „zapychanie fabuły strzelaninami” bardzo, ale to bardzo by mnie zasmuciło.
Trzecia warta uwagi sprawa, to zapewnienie padające ze strony Levina, że możemy oczekiwać „czegoś” w kwestii powrotu tatuśków. A Elizabeth trzymająca obronnym gestem Little Sister, grożąca pistoletem z grafiki promocyjnej, daje spore pole do popisu dla wyobraźni. Co jak co, ale potyczka okutej w stal wizytówki pierwszego Bioshocka z urodziwą wizytówką Infinite mogłaby spotkać się z gorącym aplauzem ze strony fanów. Nawet, jeśli ograniczyłaby się do szaleńczej ucieczki Elizabeth po korytarzach Rapture.
Po tym wszystkim nie mogę przestać się ślinić na myśl o DLC. Jeśli tylko zespół Irrational Games będzie na tyle odważny, żeby pomieszać w gameplay’u Bioshocka (choćby i tylko w drugim epizodzie), szykuje się jedno z lepszych rozszerzeń, jakie ostatnio widziała sieć. Bo o fabułę i klimat się nie boję. Powrót do Rapture, dziesiątki smaczków i odniesień do wychwycenia przez fanów pierwszych Bioshocków, tatuśkowie, upadek miasta... Jak dla mnie więcej nie trzeba. Nawet gdybym nie był posiadaczem wspomnianego Season Passa, i tak bym dał nura w odmęty tego dodatku. Uda im się czy nie, nie wypada tego nie sprawdzić własnoręcznie.