Broadchurch - najlepszy serial tego roku - Buja - 20 sierpnia 2013

Broadchurch - najlepszy serial tego roku

We Wrocławiu od wczoraj czuć, że idzie jesień. Jest szaro i ponuro, co jakiś czas pada deszcz. Typowo brytyjska aura sprzyja siedzeniu w domu. Nic tylko zaszyć się w pokoju i obejrzeć kolejny odcinek ulubionego serialu. Jeżeli macie ochotę na coś nowego, to ja z czystym sumieniem mogę polecić Broadchurch. Idealnie wpasowujący się w nastrój chłodniejszych sierpniowych dni brytyjski dramat to prawdziwy majstersztyk pod wieloma względami. Już sam jego pilot był dobry, a historia przedstawiona we wszystkich ośmiu epizodach stawia go w czołówce moich ulubionych cykli telewizyjnych.

Jest jedno małe miasteczko gdzieś na wybrzeżu UK. Jest jedna rodzina, w której ginie chłopiec. Jeden detektyw outsider przysłany, żeby rozwiązać sprawę śmierci Danny’ego. Scenariusz mocno skupia się na wydarzeniach związanych ze śledztwem, raczej brak tu wątków pobocznych niepotrzebnie odwracających uwagę od naprawdę istotnych scen. W przeciwieństwie do ostatnio modnego Hannibala, w Broadchurch nie znajdziecie sensacji i nowych zwłok w każdym odcinku. Tragedia, która spotkała rodzinę Danny’ego wydaje się dużo bardziej prawdopodobna od epidemii seryjnych zabójców nękających stan Minnesota. Dzięki temu bardzo zżyłem się z rodziną Latimerów i polubiłem wkurzającego wszystkich naokoło DI Hardy’ego. Przez cały czas razem z nim szukałem odpowiedzi na pytanie – kto zabił? Dlaczego? Scenarzyści bardzo zręcznie odkrywają przed widzem nowe fakty i fałszywe tropy, przez co zmieniałem swoich podejrzanych kilka razy. To trochę jak wciągająca gra w Cluedo.

Drugą twarzą Broadchurch jest pokazanie cierpiącej rodziny i reszty społeczności tytułowej mieściny. Dzięki bardzo dobrej grze aktorskiej bohaterom serialu można niemalże współczuć, bo emocje widziane na ekranie są zagrane bardzo naturalnie i wiarygodnie. Ze znanych twarzy mamy przede wszystkim Davida Tennanta kojarzonego głównie z tytułowej roli w Dr. Who. Oprócz tego w jedną z ról wcielił się David Bradley jednym znany z roli Argusa Filcha w filmowej adaptacji Harrego Pottera, dla drugich będący Lordem Freyem, który w Grze o Tron urządzał niezapomniane imprezy weselne. Pozostała obsada to brytyjscy aktorzy telewizyjni i filmowi raczej nieznani w naszym kraju, lecz mimo tego nie można odmówić im kunsztu. Próbuję przywołać w pamięci wszystkie seriale, które ostatnio oglądałem i poza Breaking Bad nie ma ani jednego, gdzie każdy zagrałby tak równo i przekonująco. I jak pomyślę o polskim Ojcu Mateuszu... Nie, lepiej nie psuć sobie humoru. My nigdy nie zrobimy tak dobrego programu, a wszędzie wciąż grają te same twarze.

Rzecz naturalnie dzieje się w Wielkiej Brytanii. Nie jest tu tak ponuro jak w zombie dramie In The Flesh opisywanej przez mnie zaledwie dwa dni temu, ale zdjęcia i klimatyczna ścieżka dźwiękowa Ólafura Arnaldsa tworzą melancholijny, momentami mroczny nastrój. Wybrzeże hrabstwa Dorset to bardzo malownicze miejsce i to sprawia, że znowu mam ochotę spędzić kilka dni na Wyspach. Ponoć trochę przypominam Davida Tennanta w roli detektywa Hardy’ego, więc pasowałbym tam jak ulał. Brak mi tylko mocnego irlandzkiego akcentu.

Kamil Ostrowski rzucił kiedyś na łamach gameplay.pl śmiałą tezę, jakoby seriale miały przerosnąć filmy. Patrząc na Broadchurch wydaje się to absolutną prawdą. Ostatnimi czasy żaden obraz nie dostarczył mi tak głębokich przeżyć, mało scen tak chwytało za serce. Produkcja studia Kudos jest spójna, dojrzała, zostawia ślad w głowie. Przedstawia w dorosły, intrygujący sposób to, co widzieliśmy na ekranach już dziesiątki razy. Tutaj żaden odcinek nie odstaje poziomem od reszty, a mimo z natury przegadanego scenariusza nie ma miejsca na nudę. Osiem odcinków to ani za mało, ani za dużo czasu na to, żeby przekazać widzowi spójną historię. Ponoć będzie sequel. Mordercę złapano w finałowym odcinku, toteż Alec Hardy pewnie wyruszy dalej. Oby twórcom udało się utrzymać bardzo wysoki poziom. Nie lubię kiedy wybitnie dobre seriale schodzą na psy.

Buja
20 sierpnia 2013 - 18:02