Spodziewałem się, że Dragon’s Crown będzie tytułem ciekawym. Mam sporo miłości do chodzonych bijatyk i od dłuższego czasu czekam na naprawdę godnego przedstawiciela tego gatunku. Nie spodziewałem się, że dostanę przypuszczalnie jedną z moich ulubionych gier tej generacji.
Wstrzymuję się jeszcze od ostatecznej oceny gry, ale spędziłem w niej już ładnych kilkadziesiąt godzin i pozostaje tylko pogratulować autorom gry, że nie tylko skutecznie wskrzeszają chodzone bijatyki, ale robią to również w bardzo nowoczesnym stylu!
Gra się wyśmienicie. Każda klasa postaci jest inna, posiada inne umiejętności, wagę, szybkość. Postaci można nieźle sobie dostosować do własnych preferencji za pomocą sprzętu, wybrać im kolor, imię. Możemy grać sami, w kooperacji lub w kooperacji z konsolą, dlatego to jedna z tych gier, gdzie naprawdę różni gracze znajdą sobie różne rzeczy do roboty. Nie ma problemów także ze zmianami postaci.
1. Samotnicy więcej zbiorą poruszając się sami. Gracze bawiący się w drużyny zobaczą niesamowity chaos. Ludzie uwielbiający grzebać w systemach będą mogli wyruszać na długie ciągi lochów, gdzie za każdy etap po którym nie cofamy się do miasta czekają na nas bonusy. To z jednej strony świetna gra do „mistrzowania”, przypominają pod tym względem Dark Souls, a z drugiej strony doskonała party-games, gdy we cztery osoby wchodzimy do lochu szukając przygód, robimy sobie śniadanka i odwalamy questy.
Gra nagradza nas na wiele sposobów. Dobrym sprzętem, ciekawym lootem, levelami i pieniędzmi, ale także… artworkami i historyjkami. W NIERze uwielbiałem nagrody nie tyczące się bezpośrednio wzrastania w siłę i cieszy mnie to, że są również w innych grach.
2. Grind jako taki nie istnieje. Faktycznie, czasem warto podlevelowac postać, ale to dokładnie ten sam system co w YS – najważniejsze są Twoje umiejętności i dobór ekwipunku, a levelowanie ma po prostu ułatwić Ci zabawę, zachęcić do odwiedzenia znanego lochu. Nie ma tutaj durnego rozwiązania z Sacred Citadel, lub Scotta Pilgrima, gdzie niski level utrudnia nam życie, blokuje ważne umiejętności i gra sprowadza się do patrzenia na statystyki. Tutaj grasz od początku z przyjemnością, a rozwijanie postaci oraz sprzętu tylko pogłębia jakość zabawy.
Mocno krytykowany przed premiera styl graficzny gry… nie tylko nie przeszkadza, ale jest przepiękny. Ta gra jest po prostu przepiękna i znacznie lepiej wygląda na żywo niż na filmach i zdjęciach. Art-eater zrobił świetne podsumowanie – mamy tutaj Conana, klasyczne fantasy, narrację przypominają Bastion, Golden Axe, Disneya, sztukę barokową, sztukę antyczną, mangę, zachodni komiks, sesje RPG wymieszane w spaniałą, spójną całość na którą niesamowicie przyjemnie spoglądać.
3. Znajdowanie trupów i ożywanie ich jest mega-zabawne. Tak samo gotowanie pomiędzy etapami. I elementy hidden objects ponieważ za pomocą kursora szukamy skarbów, tykamy NPCów i wskazujemy drzwi oraz skrzynie naszemu łotrzykowi. Rozwiązanie to niejako wymusza podziwianie teł, ale również dobrze balansuje tempo rozgrywki.
4. Dzięki muzyce Sakimoto gra kojarzy się z Vagrant Story. Inne skojarzenia to Golden Axe, Dark Souls i Dragon’s Dogma Dark Arisen.
W chwili obecnej mam wrażenie, że to najlepsza chodzona bijatyką w jaką grałem. A grałem w naprawdę wiele. Pokaz ile można jeszcze zrobić w tym gatunku i prawdziwie uzależniająca zabawa w sosie RPGa akcji. Ogrywałem na dniach także konsolową wersję Diablo III, czyli tytuł podobny. Crown jest lepsze. Jestem już blisko końca – i naprawdę zastanawiam się czy nie kupić pudełkowej wersji, gdy ta zadebiutuje w Europie. Polecam.