Brutal Legend na PC - heavy metalowa recenzja - fsm - 28 listopada 2013

Brutal Legend na PC - heavy metalowa recenzja

fsm ocenia: Brutal Legend
80

Areee you ready to roooock?!

Bo ja jestem. Byłem już od 2009 roku, kiedy to Double Fine pozwoliło graczom zakosztować heavy metalu zaklętego w formie gry Brutal Legend. A gdzie wersja na PC? A nie planujemy. Ale na pewno? Na pewno. Tymczasem na początku tego roku Brutal Legend samo musiało uznać, że PS3 oraz X360 nie są wystarczająco metalowe i dało odważnego susa (w wysokiej rozdzielczości) na platformę Steam. Ciężkie bramy do krainy riffem i rockiem płynącej stanęły otworem, a ja swój bilet wykorzystałem dzięki niezwykle bogatemu zestawowi Humble Indie Bundle 9. Dzięki, panowie!

Elektryzująca solóweczka, a jakże!

Brutal Legend jest świetne, ale też nie jest. Mistrzostwem świata jest klimat wykreowanego przez Tima Schafera metalowego uniwersum. Sam gameplay jest natomiast tylko poprawny. Na szczęście mroczna matematyka bogów metalu sprawiła, że efekt końcowy jest więcej niż zadowalający.

Jeśli jest ktoś, kto nie otarł się o twarde, żelazne włókna tworzące ten tytuł, już spieszę z wyjaśnieniem. Brutal Legend to death metalowy prawie slasher połączony ze speed metalową namiastką strategii. Wszystko dzieje się w prastarym świecie inspirowanym okładkami i atmosferą legendarnych gitarowych albumów, które zostały wymieszane z odpowiednią dawką pokręconego fantasy (czego należało się spodziewać po Double Fine, zważywszy na portfolio firmy). Gracze sterują Eddie'em Riggsem, najlepszym "technicznym" (czyli: roadie) na świecie, którego umiejętności organizowania niesamowitego show będą jak znalazł w tym dziwnym uniwersum. A dlaczego będą? Uniwersum to jest bowiem ciemiężone przez złego (i świetnie zaprojektowanego) Dovilicusa o zniewalająco niskim, kruszącym skały głosie, trzeba więc je wyzwolić, w czym pomogą Eddie'emu pełni rockowej energii mieszkańcy.

Mhrok, methal, płomhienie!

Genialne założenie, prawda? Eddie jest metalowy, jego kompani są metalowi, wóz Eddie'ego jest metalowy, kraina jest metalowa, broń jest metalowa, soundtrack też jest metalowy. Wszystko jest metalowe. Metal forever! Brutal Legend oczarowuje od pierwszego wejrzenia, a dzięki sympatycznej, lekko komiksowej grafice, nawet dzisiaj wygląda zupełnie nieźle. Postać głównego bohatera błyszczy niczym największa, najbardziej kontrowersyjna, zaćpana gwiazda rocka, a dzieje się tak dzięki Jackowi Blackowi, który użyczył Riggsowi swego głosu i cielesnych talentów. Dialogi, odzywki, miny, ruchy... Jeśli lubicie Tenacious D, będziecie wniebowzięci. W jednym szeregu z protagonistą idzie masa postaci drugoplanowych, wśród których najwięcej radości dostarczyli mi Jego Mroczność Ozzy Osbourne, jako Strażnik Metalu (u niego modyfikujemy i ulepszamy broń oraz pojazd) oraz Jego Niezniszczalność Lemmy Kilmister, jako Kill Master - postać lecząca rannych mocą swojego basu. A to przecież nie wszyscy! Ale żeby nie przedłużać - obsada jest tak heavy metalowa, jak tego wymaga tematyka gry, oprawa graficzna daje radę, soundtrack składa się z tytanicznych hymnów gatunku (od klasyków w rodzaju Motorhead czy Black Sabbath po nieco nowsze Static X czy Tenacious D właśnie), a wszystko jest przy tym przyjemnie lekkie (jak na "heavy" grę) i momentami niezwykle wręcz zabawne.

Nasz roadie ma łapska pełne roboty.

Ale czy to wszystko jest wystarczająco czadowe i rockowe, by dawało frajdę przez dłuższy czas? Rzut oka na emblemat z oceną daje szybką odpowiedź. Ale prawdziwi koneserzy dobrej muzyki lubią wejść głębiej i dowiedzieć się o tym czy owym, więc już uzasadniam. Brutal Legend to otwarty, całkiem zróżnicowany i zacnie zaprojektowany otwarty świat, w którym dzieją się takie oto rzeczy: Eddie przemierza krainę na własnych nogach, z wielkim toporem w łapie i gitarą na plecach, używa wypasionego wozu do szybszych podróży (i/lub masakrowania niegodziwców oraz przypadkowej zwierzyny), wykonuje misje fabularne i/lub kilka rodzajów zadań pobocznych (obroń sektor, zlikwiduj patrol wroga, pokonaj w wyścigu demona-maniaka motoryzacji etc.), znajduje różne rzeczy warte znalezienia (spętane pasami kamienne figury smoków, ładne widoczki, super-skoki) i strasznie dużo zabija.

Fajna dziewczyna, fajny wóz, fajna muzyka.

Samo zabijanie z kolei przebiega w dwóch formach: albo z woli bogów metalu własnoręcznie masakrujemy niewystarczająco metalowych przeciwników, albo robimy to w trybie RTS, który - choć pomysłowy - nie sprawdza się w grze akcji, bo sterowanie i dowodzenie jest dosyć koślawe. Część slasherowa jest ok, choć combosów i specjalnych ciosów jest dosyć mało, same ulepszenia też nie powalają (ale wykorzystanie gitarowych solówek jako dodatkowych mocy jest eeeeekstra) i wszystko sprowadza się do wściekłego naparzania w dwa przyciski. Tym niemniej przyjemnie się hasało w rytm Back at the Funny Farm. Część RTSowa ma boską oprawę (scena jako baza, fani jako surowce i unurzane w heavy metalowym klimacie jednostki w rodzaju headbangerów czy noszących na plecach wielkie głośniki roadie'ech), ale wydawanie rozkazów z poziomu Eddie'ego, bez jasnego podglądu na cała mapę i bez aktywnej pauzy jest trochę upierdliwe. Za mało metalu w metalu.

Obrazek pożyczony z brutallegend.wikia.com, reszta wzięta z galerii na GOLu (ale nie pytałem, bo metalowcy nie pytają o pozwolenie!)

Sama gameplayowa baza w Brutal Legend zasługuje zatem na maksymalnie 6,5 oczek. Gra się fajnie, poza okazjonalnie szalejącymi włosami czy cieniami, technicznych niedoróbek brak, ale wyraźnie brakuje tu tego czegoś, co sprawia, że takie Darksiders jest okrutnie grywalne i dostarcza ogromnej masy radości. Na szczęście Schafer miał natchniony przez mroczne moce pomysł obudowania szkieletu gry srogą dawką zacnej muzy i wypływającej z niej atmosfery. Dzięki temu efekt końcowy jest niezwykle smaczny i unikatowy - pokażcie mi drugą tak heavy metalową grę, a uchylę ronda mojego nieistniejącego kapelusza i ochrypłym głosem rzeknę "mhm". Na odchodnym napiszę jeszcze, że ostateczny cios zadany końcowemu bossowi połączony z okrzykiem Jacka Blacka (poniżej - spoiler!) wywołał u mnie szeroki uśmiech.

PS Słowo "metal" (i różne jego odmiany) padło w powyższym tekście 23 razy. 24 licząc z post scriptum. Yeah.

fsm
28 listopada 2013 - 20:31