Pytanie na wstęp – czy jest jakaś dziedzina życia, która nie została jeszcze zasymulowana przez gry wideo? A przynajmniej jakiś zawód? Wątpię. Oprócz popularnego praktycznie wszędzie Symulatora Farmy, mamy w końcu też coś takiego jak: symulator pociągu, autobusu, policji, jazdy, misji ratunkowych czy czołgu. A to dopiero wierzchołek góry lodowej! Co powiecie na odwzorowanie: śmieciarki, demolki, koparki, prac leśnych, wędkarstwa, wózka widłowego, maszyn budowlanych, taksówki, lawety, usuwania skażeń, kopalni odkrywkowej, skoków bungee, platformy wiertniczej, albo transportu rzecznego. Na pewno jeszcze coś po drodze pominąłem. Może mi ktoś powiedzieć skąd się tyle tego bierze? I po co to na rynku?
Lepszym pytaniem może byłoby: „Kto to w ogóle kupuje?”. W końcu takie dodatki DLC to również jest wielkie zło świata, a jednak znajduje swoich nabywców. Nawet ta straszna zbroja dla konia w Oblivionie się sprzedała, bo inni podchwycili patent i zaczęli go stosować na skalę światową. Także niezależnie jak bardzo niszowy oraz beznadziejny będzie produkt, to na pewno znajdzie się jego nabywca, albo nawet ich większa ilość. Jednak symulatory to nie jest żadne potknięcie przy pracy. To fenomen, który obecnie w garści trzyma sporą część rynku. I to nie tylko u nas w Polsce.
Ten problem, a raczej dziwny fakt, dostrzegłem całkiem niedawno, podczas buszowania pomiędzy regałami w sklepie z grami (rym nie z tej ziemi) wideo. Nie dziwiłem się, że znajdę tu tytuły przeznaczone na różne platformy. Posiadam tylko PC i PS3, także interesowały mnie wyłącznie produkcje na te maszynki. Spotkałem oczywiście mnóstwo kopii nowego Call of Duty, tegorocznej odsłony serii FIFA, tudzież takiego Diablo III. Żadne zaskoczenie. Moje oczy jednak przykuł dział z tymi tańszymi grami, bo zwyczajnie zaciekawiony byłem co ostatnio wpadło do reedycji. Mało znalazłem tutaj Premium Games czy choćby Pomarańczowych Kolekcji Klasyki. Po brzegi wystawały tylko różne symulatory. Cicho uśmiechnąłem się pod nosem, choć tak naprawdę wewnątrz siebie śmiałem się aż do łez. Wróciłem do domu i zacząłem badać temat, ale nadal nie potrafię zrozumieć tego wielkiego bum na gry z tego gatunku.
Widzę również jasne strony symulatorów i nie dziwię się, że niektóre z nich odniosły sukces. Na dysku moich znajomych często mogę znaleźć zainstalowany Symulator Farmy, albo Euro Truck Simulator. To całkiem dobre tytuły, oferujące duże ilości zabawy w stosunkowo niskiej cenie. W dodatku nie mają żadnych „nerdowskich” podtekstów i nie zabierają nas w magiczne krainy. Spełniamy w nich po prostu ciche ambicje zostania kierowcą wielkiego tira czy bycia wielkim bambrem (czyli wielkim gospodarzem rolnym, bo tak, wierząc moim rodzicom, wcześniej się na nich mówiło). Brakuje tu jedynie konsekwencji, jakie mogłyby wyniknąć w normalnym życiu. Przecież jak rozbijemy się samochodem ciężarowym, to możemy wczytać ostatni zapisany stan gry. A żeby jeździć ciągnikiem, nie trzeba posiadać uprawnień, tylko umieć odpowiednio naciskać strzałki na klawiaturze. Nic wielkiego.
Zastanawia mnie jedynie, pojawianie się na półkach sklepowych takich cudów jak choćby symulator złomowiska czy innego tartaku. I jeszcze lepsze jest to, że znajdują się na to nabywcy! Pomijam oczywiście tych, którzy kupują to wyłącznie w celach humorystycznych, albo żeby dodać nieco goryczy do swojego słodkiego, gamingowego życia. Nie chcę też być w skórze dziecka, które zamiast Raymana dostanie podobny syf pod choinką czy jako prezent urodzinowy. Przecież to nie jest nawet grywalne, a lepszą oprawę audiowizualną potrafią zrobić moi znajomi z klasy. Więcej zabawy pewnie miałbym z faktycznej pracy na złomowisku. Takie to jest angażujące. Duża część dzisiejszych symulatorów to kaszanki same w sobie i aż strach pomyśleć, że stoją w sklepie prawie na równi z Batmanem, albo innym Borderlands. Ciężko nawet taką ArmA czy GTR Evolution zamknąć w jednym domu z tego typu pomyłkami branży. Zastanawiam się tylko jak bardzo chorym trzeba być, żeby nazwać Symulator Farmy faktycznym symulatorem. Gry z tego gatunku mają za zadanie wiernie odwzorować realizm, co niestety w tym przypadku nie wychodzi. Ile razy widziałem przez rękaw znajomego, jak wielki ciągnik potrafił zrobić bączka w powietrzu, po zderzeniu się z malusieńkim wzniesieniem. W zasadzie to główna atrakcja, czyli system jazdy i odpowiedzialna za niego fizyka jest straszliwie drętwa, sztywna i nierealistyczna. Ale jednak! Ludzie w to grają!
I tutaj mam rozdwojenie jaźni. Nie potrafię sobie wytłumaczyć czemu ludzie w ogóle w to grają. W czym tkwi sukces i fenomen symulatorów. W niskiej cenie? Prostocie rozgrywki? Braku zbyt dużego realizmu w symulacji? Czemu nie odpycha ich ta paskudna grafika? Drętwy, nudny i całkowicie beznadziejny gameplay? Jak to się dzieje, że mówiąc Dark Souls, wszyscy patrzą na mnie jak na obłąkanego, a wspominając tylko o Symulatorze Farmy, widzę jak trzęsą im się uszy od ekscytacji? Wytłumaczy mi to ktoś? Mój mózg jednak kompletnie tego nie pojmuje. Czemu taki Darksiders sprzedał się katastrofalnie, a twórcy tych gierek od złomowisk czy innych wózków widłowych taplają się w kasie? Dobre pytanie, na które niestety nie potrafię sobie odpowiedzieć.
Zachęcam do odwiedzania mojego fanpage na facebooku oraz ćwierkacza. Znajdziecie tam sporo różnych przemyśleń, głupot i dowiecie się co słychać u Rasgula. Pozdrawiam!