Już niebawem, bo 7 lutego, rozpoczną się XXII zimowe Igrzyska Olimpijskie w rosyjskim Soczi. Wielkie święto i najważniejsza impreza 2014 roku zapewni wiele emocji wszystkim sympatykom sportów zimowych. Także polscy kibice nie powinni narzekać na brak wrażeń, bo do Rosji wybiera się najmocniejsza polska ekipa od lat. A dziennikarze sportowi rozbudzają apetyty już rozdając medale.
W mediach przoduje liczba 10 krążków które może przywieźć z Soczi nasza reprezentacja. W podobnym tonie wypowiada się minister sportu Andrzej Biernat. Prezes Polskiego Związku Narciarskiego Apoloniusz Tajner nie patyczkuje się i idzie jeszcze dalej, zapowiadając 12 medali. W sieci i sportowych periodykach można się natknąć na przewidywany dorobek polskich sportowców z dokładnością do konkurencji, dystansu biegu, rozmiaru skoczni, a także koloru krążka jakie zdobędą nasi w poszczególnych zawodach. Główna odpowiedzialność za miejsce Polski w klasyfikacji medalowej ma spoczywać głównie na barkach Justyny Kowalczyk, Kamila Stocha, Krystyny Pałki (biathlon) i Zbigniewa Bródki (łyżwiarstwo szybkie), a także drużynach: skoczków oraz panczenistów kobiet i mężczyzn.
Sprawa oczywiście nie jest nowa. Przed każdą olimpiadą, mistrzostwami świata czy Europy pojawiają się podobne rozpiski. Rzecz w tym, że nasi sportowcy najlepsze wyniki osiągają wtedy, gdy nikt na nich nie liczy (lub oczekiwania są odpowiednio mniejsze), czego najświeższym przykładem jest występ polskiej reprezentacji w niedawno rozgrywanych mistrzostwach świata w piłce ręcznej kobiet, gdzie nasze dziewczyny zajęły 4. miejsce, co jest najlepszym wynikiem w historii. A żeby nie szukać daleko i pozostać w zimowym klimacie, nawet Adam Małysz, jeden z najwybitniejszych polskich sportowców w historii, z Salt Lake City przywiózł srebro i brąz – ogromny sukces, ale wiele osób liczyło na choć jedno złoto. Gdy w 2010 roku oczekiwania były nieporównywalnie mniejsze, Małysz w Vancouver osiągnął wynik lepszy, bo dwa srebra.
Sytuacja jest tym zabawniejsza, jeśli przypomnimy sobie wyczyny naszych olimpijczyków z ostatnich zimowych olimpiad. Z Salt Lake City Małysz przywiózł dwa medale. Podczas igrzysk w Turynie sprawozdawcy zachwycali się srebrem Tomasza Sikory i brązem Justyny Kowalczyk. Ostatni medal przed 2002 rokiem Polska zdobyła aż 30 lat wcześniej za sprawą Wojciecha Fortuny i jego sensacyjnego zwycięstwa na dużej skoczni. Jak widać medale zimowych igrzysk zdobywaliśmy incydentalnie i na pewno nie jesteśmy tutaj liczącą się siłą (czego nie powinien maskować najlepszy wynik w historii osiągnięty w Vancouver - 6 medali). Co nie przeszkadza dziennikarzom prognozować zdobyczy równej 10 krążkom, w tym dwóch złotych.
Nie sugeruję tutaj, żeby media siały defetyzm i podkopywały morale, bo też nie o to chodzi. Ale problem pojawia się gdy jedni i ci sami ludzie najpierw nadmuchują balon oczekiwań, rozpalają nadzieje na wynik nierzadko lepszy niż wskazywałyby na to umiejętności zawodników, a później w przypadku niepowodzenia rozpisują się o zawodzie i rozczarowaniu. W ostatnich latach byliśmy tego świadkami niejednokrotnie. A trzeba jeszcze pamiętać, że jest to sport, gdzie czasami o wyniku decyduje przypadek, warunki atmosferyczne, pomyłki sędziowskie czy zwykły łut szczęścia.
Z mojej strony życzę naszym sportowcom wielu sukcesów w Soczi i mam nadzieję, że presja oczekiwań nie zadziała na nich paraliżująco.
Jeśli: 1. spodobał Ci się mój tekst i chcesz go pochwalić lub uważasz, że jest słaby i należy mi się nagana; 2. zgadzasz się ze mną lub widzisz sprawy zupełnie inaczej; 3. po prostu chcesz być na bieżąco - zawiń do Przystani na Facebooku i daj mi znać. Jeśli masz w sobie żyłkę szpiega, możesz także śledzić mnie na Twitterze. Moje opinie o tworach kultury lub aktualnych wydarzeniach, z których nie buduję dłuższych tekstów, trafiają właśnie tam.