Ta informacja brzmi jak niemiły, primaaprilisowy żart, jednak niestety jest prawdziwa. Założyciel i szef studia Irrational Games, Ken Levine, oświadczył, że zostanie ono całkowicie przebudowane. Zostanie w nim jedynie 15 pracowników, zaś nowe projekty będą znacznie mniejsze od poprzednich i dystrybuowane będą wyłącznie cyfrowo. Poza przygnębiającym faktem, iż ponad 100 utalentowanych ludzi straci pracę, wiadomość ta niesie ze sobą pytanie, co ta zmiana oznacza dla marki BioShock.
Od zawsze, w grach wideo ceniłem sobie przede wszystkim ciekawie wykreowane światy, barwnych bohaterów oraz dającą do myślenia, wciągającą fabułę. Oczywiście musiało być to wszystko podlane sosem odpowiedniej mechaniki, bowiem to właśnie interakcja odróżnia elektroniczną rozrywkę od biernego poznawania historii przedstawianych w filmie, komiksie, czy książce. Niemniej jednak potrafię się zachwycić produkcjami nastawionymi głównie na poznawanie opowieści, takimi jak Zero Escape: Virtue’s Last Reward, należący do gatunku visual novel.
Bardzo szanuję jednak twórców, którym udaje się przemycić nietypowe pomysły i fantastyczną fabułę do szeroko pojętego mainstreamu, czyli świata wysokobudżetowych produkcji, tworzonych pod czujnym okiem dużego wydawcy i nastawionych na konkretny, wymierny zysk. Do takich perełek można zaliczyć choćby The Last of Us od mistrzów z Naughty Dog, czy właśnie serię BioShock stworzoną przez Irrational Games. Serię, która narodziła się w głowie dość osobliwego człowieka, jakim jest Ken Levine.
Czytając i oglądając wywiady, już dawno doszedłem do wniosku, że Levine to perfekcjonista z szaloną, artystyczną wizją w głowie. Nic więc dziwnego, że woli zarządzać mniejszym studiem, w którym wszystkich będzie łatwo wdrożyć w jego pomysły i plany. Problem w tym, że czar BioShockapolega właśnie na połączeniu nietypowych, odważnych rozwiązań fabularnych z rozmachem godnym gier z najwyższej półki. Jeśli Irrational Games przejdzie na mniejsze gry z dystrybucji cyfrowej, będziemy je mogli zapewne przyrównywać tylko do indie games, oczywiście takich, które mają trochę większe budżety. Nadal postrzegam to jako stratę.
Uważam się za fana marki BioShock, a moją miłość do niej rozpaliła najmocniej jej ostatnia odsłona. BioShock Infinite rozpalił moją wyobraźnię, poruszył nieco szare komórki do myślenia i zachwycił mnie pod względem artystycznym, jednocześnie dostarczając solidną dawkę strzelania, w nieco starym, dobrym stylu rodem z lat 90. Nie przeczę, że historia Bookera i Elizabeth nie może się równać z opowieściami z niektórych gier RPG, przygodowych, czy visual novels. W swojej kategorii – czyli gatunku pierwszoosobowych gier akcji – jest jednak najlepsza i niepokonana. Już Max Payne pokazał, że pistolet może opowiadać świetną historię, a majstersztyk Levine’a udowodnił, że można nawet pokusić się o stworzenie na jej potrzeby bogatego, interesującego świata. I teraz tego wszystkiego nie będzie.
Czy BioShock umrze? Zapewne nie, bowiem wydawca, czyli 2K Games, zdaje sobie sprawę jak silna jest to marka. Problem w tym, że bez artystycznych wizji Levine’a, nowe odsłony nie będą już za pewne tak dobre, jak pierwsza, czy Infinite. Należy bowiem przypomnieć, że całkiem przyjemny i solidny BioShock 2, przez fanów uznawany jednak za najsłabszą część serii pod względem fabularnym, powstawał bez udziału pomysłodawcy serii. I dlatego trochę nie wierzę, że uda się do odtworzyć. Chyba, że wśród tych 100 zwolnionych pracowników znajdzie się jakiś game designer, który faktycznie „czuł” klimat i np. wiele świetnych rozwiązań z BioShocka pochodzi z jego inicjatywy. Czasem się zdarza, że na jakość danego produktu mają wpływ tacy lekko anonimowi pracownicy.
Mam nadzieję, że 2K Games nie zacznie „rozmieniać się na drobne”. Że bez sprawującego pieczę nad marką Kena Levine’a, nie przyjdzie komuś do głowy zrobić z BioShocka grę free to play na komórki, czy coś równie potwornego. Mam również nadzieję, że znajdą się ludzie, którzy stworzą nową odsłonę serii, godną platform ósmej generacji. Nie ukrywam, że nowy BioShock od Levine’a był czymś, co najbardziej chciałem uruchomić na swoim PlayStation 4.
Przy okazji, małe ogłoszenie – w najbliższych wpisach możecie spodziewać się, że temat BioShock Infinitepowróci. W przyszłym miesiącu zamierzałem napisać dlaczego, rok po premierze, nadal uważam tę grę za jedną z najważniejszych produkcji siódmej generacji konsol, a być może i w całej historii branży. I trochę ją wybronić, przed zarzutami niektórych, rozczarowanych odbiorców. W świetle decyzji Kena Levine’a pomyślałem jednak, że na takie podsumowania może przyszedł czas już teraz.