Johnny Cash to prawdziwy ambasador muzyki country na świecie. Być może (nie wiem, na country znam się mocno średnio, by nie powiedzieć: w ogóle) nie jest on najlepszym wykonawcą tej muzyki, być może są artyści, którzy grali tego typu rzeczy lepiej, bardziej innowacyjnie itd. Ale to właśnie z nazwiskiem Casha wszyscy kojarzą ten nurt muzyczny, to właśnie Johnny sprawił, że country zaczęło docierać do co raz większej liczby domów. O człowieku tym powstało kilka mniej lub bardziej wartościowych publikacji, ale na rynku polskim cały czas brakowało tej najważniejszej – napisanej w latach 90. Autobiografii, która z jednej strony jest niezłym źródłem informacji o przebiegu jego kariery, a z drugiej jest prawdziwą kopalnią zabawnych historii i anegdot, których nie sposób uświadczyć podczas lektury „normalnej” książki o Cashu. Zapraszam do przeczytania recenzji książki Cash. Autobiografia, która jest rzeczą niebanalną i nietuzinkową, ale z drugiej strony szalenie wciągającą i bardzo przyjemną.
Historię swojego życia Johnny Cash rozpoczyna w… średniowiecznej Szkocji – bo stamtąd właśnie pochodzi ród Caesche’ów, którzy po poszukiwaniach lepszego życia w Nowym Świecie zmienili swoje nazwisko na znane wszystkim Cash. Johnny zaczyna potem snuć opowieść o swoim życiu, zaczynając od przeprowadzki w czasach Wielkiego Kryzysu i od ciężkiej pracy na polu bawełny, by skończyć swoją opowieść w latach 90., gdy był już prawdziwą gwiazdą, uznanym twórcą muzyki country z kilkoma znakomitymi płytami na koncie, ale także człowiekiem po przejściach – rozwodzie, poronieniu żony czy powracającym uzależnieniu od prochów. Chociaż Cash, jako autor tej książki, mógłby pominąć wiele żenujących czy nieprzyjemnych fragmentów to tego nie robi. Od samego początku bombarduje nas prawdą, zdradzając kiedy i w jakich okolicznościach zaczął spotykać się z dziewczynami w wiadomym celu, kiedy po raz pierwszy był na haju i jak się czuł po tragicznej śmierci brata. Historia, którą Cash opowiada jest zbudowana niczym gawęda starego człowieka, który po ciężkiej pracy (nomen omen) na polu siada z fajką i mówi o latach swojej młodości swoim wnukom i prawnukom. Dlatego też, chociaż książka ta ma ogromną wartość historyczną, bardzo często Johnny zbacza z obranego przez siebie kursu, by dodać jakieś swoje spostrzeżenie ( o historii, o Jezusie, o muzyce, o nowych wykonawcach country, o jakiś mniej istotnych rzeczach w jego życiu), a potem znowu przywraca opowieść na normalne tory, pozwalając by toczyła się dosyć leniwie, niespiesznie, ale wciągająco.
Myślę, że to właśnie dlatego autobiografię Casha czyta się w tak wyśmienity sposób. Johnny zdaje się przechodzić przez tzw. „czwartą ścianę”, przez co mamy wrażenie, że historia jego życia jest opowiadana specjalnie dla nas i że mówi ją osoba, którą bardzo dobrze znamy i lubimy. Co więcej – książkę tę czyta się dobrze również z bardziej prozaicznego powodu – Cash wiódł naprawdę interesujące życie. Dużo mówi się o rockowym trybie życia, o szaleństwach ludzi związanych z muzyką gitarową. Prawda jest jednak taka, że nie tylko rockmani byli świrnięci – co więcej nie potrafię pozbyć się wrażenia, że w porównaniu do Casha czy np. jazzmanów (polecam tutaj autobiografie Tomasza Stańki oraz Milesa Davisa) byli oni dosyć zrównoważeni i normalni. Cash gdy ćpał był, powiedzmy to sobie wprost, dosyć nienormalny, a spośród jego ekscesów i wybryków można przywołać spalenie lasu, zdetonowanie butli z gazem podczas jazdy autem, przemycenie do szpitala prochów pod opatrunkiem pooperacyjnym (prochy te, dodam, zaczęły się rozpuszczać i wchłaniać przez ranę) itd. I, uwierzcie mi, to tylko wierzchołek góry lodowej – Cash naprawdę żył ostro, szybko i niebezpiecznie. Jednak równie wciągające są te spokojniejsze opowieści, bardzo fajnie zostały również spisane różne losowe przemyślenia gwiazdy country – od sadzenia pomidorów, przez opis fauny i flory wokół jego różnych posiadłości, a na religii skończywszy. Na dodatek Johhny świetnie miksuje ze sobą różne typy opowieści, przez co nigdy nie jesteśmy przesyceni i chcemy więcej i więcej. Myślę, że duża w tym zasługa Patricka Carra, który pomagał Cashowi opowieść o swoim życiu poukładać i spisać. Dzięki temu historia ta, zredagowana przez dwie osoby, przez cały czas trzyma odpowiednie tempo i wciąga tak mocno.
Książkę Cash. Autobiografia polscy czytelnicy dostali wiele lat po jej światowej premierze – dlatego ocena polskiego wydania jest prawie tak samo ważna jak ocena zawartości książki. Za wydanie tej publikacji odpowiada Wydawnictwo Czarne, znane głównie z różnych (znakomitych, dodajmy) reportaży. Muszę przyznać, że i tym razem Czarne odwaliło kawał dobrej roboty – i to zarówno pod względem zawartości książkowej (tłumaczenie, przypisy, dodatki poświęcone dyskografii Casha), jak i w sferze wydania. Książka przetłumaczona jest bardzo dobrze, a przypisy są zrobione z głową i naprawdę pomagają w zorientowaniu się w pewnych sprawach (wyjątkiem od tej reguły jest moment, w którym tłumacz wyjaśnia czytelnikowi czym jest pewien narkotyk, który wszyscy doskonale znają z opisów i innych opowieści). Co więcej – dzięki temu, że książka została wydana tak późno, to niektóre przypisy informują nas o dalszych losach bohaterów tej książki, czynią także zabawne z perspektywy czasu uzupełnienia (np. w pewnym momencie Cash pisze o tym jak udanym wg. niego małżeństwem była para prezydencka Cilntonów – a warto dodać, że książka ukazała się zanim pan prezydent postanowił włożyć penisa w usta kobiety niebędącej jego żoną). Publikacja ta została również wzbogacona o rozpiskę wybranych płyt Cahsa, która na pewno będzie dobrym kompendium wiedzy dla ludzi, którzy chcieliby się z jego muzyką zapoznać. Czarne nie zapomniało również o „fizycznym” aspekcie tego dzieła, dzięki czemu polski czytelnik dostaje rzecz świetnie i porządnie wydaną – coś, co aż się prosi o jakieś fajne, dobrze widoczne miejsce na półce.
Osobiście dużo czytam. Naprawdę. Głównie książki historyczne oraz publikacje dotyczące muzyki oraz audio. A jednak Cash. Autobiografia zachwyciła mnie od samego początku i pozytywnie zaskoczyła. Cash w bardzo udany i koherentny sposób łączy pisanie relatywnie prostym językiem z ciekawymi, głębokimi i wciągającymi historiami. Publikację tę mogę polecić każdemu, kto choć trochę zainteresowany jest muzyką. I nie ma znaczenia czy ktoś jest zainteresowany rockiem, popem, country czy klasyką. Dzieła Johnny’ego Casha to rzecz, którą powinien, chociaż w podstawowym stopniu, znać każdy fan takiego sposobu spędzania czasu, a jego książka stanowi ich doskonałe uzupełnienie.
Mój fanpage na FB Music to the People
Poprzednie wpisy z serii Słowo na niedzielę:
Relacja z warszawskiego koncertu Yes
Gustav Holst – The Planets Op. 32, czyli klasyka jak w Gwiezdnych Wojnach