Człowiek-Pająk wiecznie na topie! - Spider-Man: Return of the Sinister Six - RazielGP - 10 października 2014

Człowiek-Pająk wiecznie na topie! - Spider-Man: Return of the Sinister Six

Pomimo fascynacji do uniwersum - gry na podstawie człowieka-pająka nigdy nie zyskały sobie należytej sympatii z mojej strony. Głównie dlatego, iż zawsze czegoś mi w nich brakowało, bądź nie do końca odpowiadał mi przedstawiony przez twórców klimat. Ewentualnie sama rozgrywka. Nie inaczej było w przypadku Spider-Man: Return of the Sinister Six, które zadebiutowało w 1992 roku na popularnej niegdyś platfomie Nintendo Entertainment System.

Jak przystało na tamte czasy, omawiana historia Petera Parkera okazała się zwykłym pretekstem do pokonania licznych trudności związanych z terenem czy dosyć upierdliwymi przeciwnikami. Standardowo też produkcja należała do dwuwymiarowych, zęcznościowych platformówek z elementem walki. I w gruncie rzeczy przyjemność z zabawy stała na dość przyzwoitym poziomie. I to pomimo pewnej toporności. Bardzo odczuwalnej w stosunku do króla gatunku jakim niewątpliwie była seria Battletoads. Niemniej jednak specjalnych powodów do narzekań w tej kwestii nie miałem oraz nie mam po dziś dzień.

W gruncie rzeczy najbardziej nie pasował mi tutaj mroczny, posępny klimat. Do dziś uważam, iż nie bardzo pasuje do tego uniwersum. Nie twierdzę przy tym, że Spider-Man jest cukierkowy, ale w życiu nie dodałbym do niego tak ponurej kolorystyki czy posępnej muzyki. I o ile oprawę wizualną byłbym w stanie w pewnym sensie znieść, o tyle strona audio wprowadzała mnie w nieciekawy nastrój. Aczkolwiek zdaję sobie sprawę, iż odbiór tego tytułu zależny jest nie od poziomu reprezentowanego przez tę pozycję, lecz od indywidualnego gustu.

Niniejszy produkt oferował jak przystało na tytuł sześciu bossów (Electro, Sandman, Mysterio, Vulture, Hobgoblin, Doctor Octopus) znajdujących się w sześciu lokacjach Nowego Jorku. Z kolei ostatecznym przeciwnikiem jest tutaj nie kto inny jak sam Doctor Octopus. Mający na celu przejąć władzę nad całym światem przy pomocy pozostałych wrogów człowieka-pająka. Wbrew pozorom oddane tutaj poziomy okazują się dość zróżnicowane. Przede wszystkim z tego względu, iż rozgrywkę zaczynamy od ulic NY, poprzez elektrownie, kanały, dachy drapaczy chmur, lasy, a na zamku głównego antagonisty kończąc.

Jak przystało na Spider-Mana - ten potrafi nie tylko dobrze walczyć wręcz, ale również wykonywać różnorakie akrobacje. Ze swoją niezawodną pajęczynką na czele. Wspina się po ścianach, skacze oraz przemieszcza przy pomocy pajęczyny. Podczas zmagań spotyka on zablokowane przejścia, uniemożliwiające dalszą drogę. Aby je otworzyć musi znaleźć poukrywane tu i ówdzie klucze, bądź inne przedmioty jak chociażby sławetne w USA - TNT. Zabawa jednak nie trwa długo, ponieważ dla wprawionego gracza zajmie ona około 15-20 minut.

Przytoczony tutaj Spider-Man jak najbardziej jest wart zagrania, ale jeśli miałbym wybierać pomiędzy nim, a Wolverinem, to mimo wszystko zdecydowałbym się na ten drugi tytuł. To może oczywiście dziwić, ponieważ jeśłi chodzi o same uniwersa - zdecydowanie preferuję Spider-Mana, aniżeli X-Menów. W gruncie rzeczy nie ma też oczekiwać poziomu na miarę takich hitów jak Zen: Intergalactic Ninja czy Battletoads. Nie ta liga. Zresztą gry oparte na licencji rzadko dorównują poziomem tym wykreowanym przez samych programistów.

RazielGP
10 października 2014 - 17:55