3… 2… 1… Start! Dwunastoosobowy wyścig rusza z kopyta, pierwsze sekundy to chaos, a pierwszy zakręt – zapasy. Można mieć szczęście i wyjść z tego bez uszczerbku lub stracić kilka cennych sekund gryząc trawę poza torem. Po chwili jednak wracasz na trasę i łapiesz pierwszy power-up. Red shell? Strzelasz na ślepo, a po chwili mijasz zdezorientowanego przeciwnika śmiejąc się głośno do ekranu. Przyspieszenia, bomby, banany i inne cuda pozwalają ci w walce o podium. Ostry zakręt pokonujesz driftem, odpalasz turbo, wjeżdżasz na ścianę, zbierasz kolejnego shella, który tym razem służy ci za osłonę. Dojeżdżasz do wyskoczni, wybijasz się w powietrze, otwierasz lotnię i mijasz kolejnego uczestnika wprowadzając się w końcu na pierwsze miejsce. Ostatnie okrążenie to czysta dominacja i kolejne rozbijające się o twoje „tarcze” ataki. Kilka metrów przed metą do twoich uszu dobiega nieprzyjemny dźwięk nadchodzącej zagłady – blue shell dogania cię, przez sekundę wiruje nad twoją głową, po czym twoje pierwsze miejsce na podium zamienia się w błękitną eksplozję i mijające cię karty innych graczy.
Mario Kart 8 wita gracza z otwartymi ramionami i jak zawsze wesołym okrzykiem Tego Wąsatego. Nie ma tutaj zawiłej fabuły (jak to w grach z Tym Wąsatym), a nawet więcej, nie ma tu w ogóle fabuły. Jedynym celem jest dobra zabawa i ewentualne, przeznaczone głównie dla tych lubiących się trochę potrudzić, maksowanie wszystkich zawodów. Za poziom trudności odpowiada tutaj pojemność kartów: 50cc, 100cc i 150cc, które poza cyferkami zwiększają znacząco prędkość rozgrywki oraz płacą za naukę jazdy sztucznej inteligencji. Następie do wyboru otrzymujemy grupę barwnych, znanych z uniwersum Tego Wąsatego postaci, część dostępną od startu, a część po odblokowaniu. Kierowcy różnią się co nieco statystykami startowymi, które to można nieco modyfikować dobierając odpowiednie części pojazdu: karoserię, koła i… latawiec (albo szczęśliwe chmurki, czy coś). Na deser decydujemy, o który z ośmiu pucharów składających się z czterech tras, w tym 16 nowych i 16 odrestaurowanych i odpowiednio zmodyfikowanych klasykach chcemy walczyć. Znajdzie się tu między innymi ukochany(/znienawidzony) przez wielu Rainbow Road zarówno w wersji nowiutkiej, jak i najwspanialszej jego odmianie znanej z N64.
Krótkie odliczanie, palenie gumy i szybki zryw z miejsca startowego, trochę przepychanek, kilometry driftu i łojenie się wzajemnie z przeciwnikami po ogonach różnymi przeszkadzajkami. Śmiganie po trasach jest niesamowicie przyjemne i odpowiednio zbalansowane – dobrze będzie się bawił zarówno niedzielny gracz mający w ręce pada po raz pierwszy jak i wymiatacz Forzy skamlący (ale tylko przez pierwsze chwile) jak można uznawać to w ogóle za grę wyścigową (nawet nie wspomnę o narzekaniach na Wii U Gamepad). Same tory są świetnie zaprojektowane i pokręcone, tutaj się skacze, szybuje, jeździ po ścianach, sufitach i Level Designer wie czym jeszcze. Wszystko jest kolorowe i ładne (w końcu jesteśmy u Tego Wąsatego), nawet eksplodujące wulkany i sypiący się świat mają swój urok.
A muzyka… zapewniam was, że już po krótkiej partyjce będziecie nucić sobie utwory zasłyszane na drodze. Od ostro brzmiącego Zamku Bowsera, przez remaster magicznego Rainbow Road po dyskotekowy Electrodrome, dla każdego coś miłego.
Co jeszcze oferuje Mario Kart 8? Oczywiście, że rozgrywkę wieloosobową. Dominacja w Internecie zawsze bawi, to oczywiste. Rozbijać się można nawet w 12 osób, a wyszukanie partnerów do zabawy nie jest wcale ciężkie. Smutnym faktem jest, że Wii U jest mało popularną zabawką w naszym kraju, ale szczęśliwie tylko tu – Kartami dużo chętniej jeżdzi zachód i północ Europy (przed każdym wyścigiem online przy awatarze wyświetla się flaga kraju, poza sobą nie spotkałem się z żadnym przedstawicielem Polski). Czat między graczami jest ograniczony do wysyłania zaledwie kilku prostych komend, pozwala to unikać wiadomego wybuchu nienawiści, a tego byłoby tutaj mnóstwo, ponieważ poza skillem w Mario Kart 8 bardzo często wygrywa szczęście i bycie zwykłym gnojem dla innych. Frajda nie z tego świata.
Wygrywanie za pomocą zwykłego chamstwa nabiera jeszcze rumieńców, kiedy bawimy się ze znajomymi. MK8 posiada bowiem tą rzadko już spotykaną możliwość obijania się na wspólnym ekranie nawet czterem graczom jednocześnie. A nie wspomniałem jeszcze o drugim trybie dla narwańców: bitwie na balony, podczas której należy odstrzelić trzykrotnie każdego z rywali nie pozwalając, jasna sprawa, na rozłożenie nas. Dla pacyfistów zawsze pozostaje wyścig z zegarkiem.
Microsoft ma Forzę, Sony ma Gran Turismo, a Nintendo ma Mario Kart – jeden z pierwszych tytułów Wielkiego N, który wyciąga powoli na powierzchnię „nieudane” Wii U. Krótko i zwięźle: Mario Kart 8 to ścigałka tak bardzo klasyczna i równocześnie nowatorska, że niesamowicie łatwo się od niej uzależnić. Mario Kart 8 to gra dla każdego, zarówno dla wyjadaczy, ludzi ledwo kojarzących którąkolwiek z poprzednich części serii Mario Kart, albo tytuły takie jak Diddy Kong Racing, Crash Kart Racing czy LEGO Racers jak i tych, którzy dalej nie wiedzą, czego recenzję właśnie przeczytali.