Piąty sezon The Walking Dead zaczął się naprawdę ciekawie! - Qualltin - 14 października 2014

Piąty sezon The Walking Dead zaczął się naprawdę ciekawie!

Seriale to najlepsza forma rozrywki dla mnie. Odpowiednio dawkowane, potrafią starczyć na bardzo długo, a rozwinięte wątki, których zakończenia nie poznajemy zaledwie chwilę po rozpoczęciu przygody z oglądaniem (co tyczy się filmów), potrafią wzbudzić w nas zdroworozsądkową ciekawość, która sprawia, że oczekiwanie 7 dniu na kolejny odcinek zdaje się być wiecznością. Jeszcze gorzej ma się sprawa, gdy musimy czekać na kolejny sezon, co zazwyczaj oznacza minimum półroczny odwyk od ulubionego serialu. Fani The Walking Dead z pewnością z uśmiechem na ustach wrócili w poniedziałki do domów, bowiem w ich zasięgu jest już pierwszy odcinek nowego, piątego sezonu – odcinek, który zwiastuje dobry bieg historii na najbliższe parę godzin przygody z żywymi trupami.

Pamiętacie wydarzenia z końca sezonu 4? Zdecydowana większość z tych, którzy przeżyli masakrę w więzieniu, dotarła w końcu do Terminus, bądź tak zwanego też sanktuarium, z nadzieją na chwilę normalności, na znalezienie spokoju, ostoi ludzkości niezmąconej przez codzienne walki z zombie. Jak dobrze z pewnością wiecie, dotarcie tam wcale nie rozwiązało ich podstawowego problemu, a można by wręcz stwierdzić, że wpadli z deszczu pod rynnę, bo o ile z zombie byli w stanie sobie zazwyczaj poradzić, to mieszkańcy Terminus niekoniecznie chętnie przywitali strudzonych wędrowców. Trafili do kontenera, który mieszkańcom utopijnej osady służył za areszt, a z którym także wcześniej związana była przykra historia, która miała znaczący wpływ na bieg aktualnych wydarzeń. Wątek ten zostanie oczywiście wyjaśniony w tymże odcinku, a poza tym naszym oczom ukaże się odrobina (a słowo to trafiło tutaj w formie lekkiego, celowego niedowartościowania) akcji, która ucieszy nawet najbardziej spragnione rzezi dusze.

Nowy sezon to zawsze niejako nowa karta, którą twórcy serialu mogą zapisać w sposób taki, który wymaże z głów widzów wszelkie blamaże i niedociągnięcia, którymi naznaczone mogły być poprzednie etapy. Ja wyczekuję nadejścia obiecywanej świeżości, bo, jak dobrze z resztą każdy, kto The Walking Dead ogląda wie, seriale ten potrafił być przedłużany w sztuczny sposób, pozwalając twórcom dokręcić jeszcze jeden odcinek, prezentujący jedynie wędrówkę, a po prawie 50 minutach zastanawiałem się nie raz, co w ogóle część ta wniosła do całej historii i jaki sens miało jej obejrzenie. W „Żywych trupach” niejednokrotnie bowiem pojawiały się fragmenty, których pominięcie przy oglądaniu w żaden sposób nie wpłynęłoby na nasz stan wiedzy o prezentowanej przygodzie. Teraz na szczęście jest inaczej, bowiem z należytym splendorem rozpoczyna się 5. sezon, dostarczając nam solidną dawkę akcji, wyjaśnienie paru kwestii, które ciągnęły się od wielu odcinków, a przy tym także stanowi podstawę do daleko idących oczekiwań na nadchodzące odcinki.

Teraz w waszych głowach powinien rozejść się ogromny hałas syreny alarmowej, gdyż uruchomiono opcję „spoiler alert”. To, co przeczytacie w tym akapicie, może dla wszystkich wrażliwych dusz być zniszczeniem ich marzeń o zaskoczeniu i dziewiczym poznaniu najnowszego odcinka, dlatego zalecam jego ominięcie i przejście do następnego fragmentu tekstu. W pierwszy odcinku nowego sezonu, jak wspominałem wyżej, wyjaśnieniu uległo parę ważnych motywów. Carol, która jakiś czas temu została wygnana z więzienia, spotkała Tyreese wraz z Judith. Razem z nimi zmierza w kierunku Terminus, jednak parę wydarzeń zmusza ją do podjęcia kluczowej decyzji, od której zależało w sumie życie wszystkich pojmanych w sanktuarium. Podczas „odsiadki” w areszcie, Eugene zdradza po raz pierwszy tajemnicę, którą przechowuje, a która czyni go tak ważnym dla sierżanta Forda i jego ludzi. W Terminus dochodzi do „buntu”, a głowni bohaterowie próbują siłą wywalczyć drogę do wolności. Nieodzowna jest tutaj pomoc Carol. Wszyscy ostatecznie spotykają się i wyruszają razem w nowym kierunku, a przed nimi jest tylko wielka niewiadoma. Być może spróbują rozwiązać sprawę, o której ciągle powtarza Eugene.

Zdaję sobie sprawę, że wielu jest przeciwników tego serialu, którzy po raz n-ty głoszą teorię o rozbieżności komiksu i serialu, ale nikt przecież nie powiedział, że serial musi spuściznę komiksu w pełni zaadaptować do światka telewizyjnego, gdzie wymaga się przede wszystkim akcji i nagłych jej zwrotów. Gdyby oderwać Walking Dead od pewnego problemu naiwności niektórych wydarzeń i utartych schematów, które powtarzane są do znudzenia, to staje się to nawet ciekawe widowisko, któremu można z przyjemnością oddawać się co poniedziałkowe czy wtorkowe popołudnie. Mam jednak obawy co do poziomu, który sezon ten może zaproponować. Zasada ograniczonego zaufania wobec twórców serialu, który dość często borykał się z problemem „braku pomysłów”, jest jak najbardziej zasadna, a wysoko postawiona poprzeczka po pierwszym odcinku może stać się nawet pętlą na szyi dla sukcesu otwartego właśnie sezonu. Obym się pozytywnie zaskoczył!

Zajrzyj na mój profil na Facebooku oraz na Google+.

Qualltin
14 października 2014 - 17:28