E-sport to z pewnością drażliwy temat. Dla fanatyków „prawdziwego” sportu, gdzie liczą się tylko i wyłącznie litry wydzielonego potu na sekundę, taki twór nie ma nawet prawa istnieć. Że co, siedzenie przed komputerem określasz mianem sportu? Owszem, zdarzy mi się, i wcale nie czuję się przez to gorszy.
Nie jestem wcale jakimś wielkim fanatykiem sportu w jakiejkolwiek postaci. Czasem biegam, pływam, gram ze znajomymi piłką, którą akurat mamy pod ręką w cokolwiek, dosłownie. Denerwuje mnie za to postawa tych „porządnych” sportowców, dla których chlebem powszednim jest obrażanie wszystkich innych zawodów jak leci. Spotkałem się z niechęcią w stosunku do szachów, lecz nawet ona nie przyjmuje tak krytycznej postaci jak niechęć do e-sportu. Rozumiem, że można nie lubić grania w komputer w bardziej zaawansowanej i zarobkowej formie, dlaczego jednak spotyka się to aż z takim wylewaniem żółci?
Zawsze uważałem, że w oglądaniu meczy chodzi tylko i wyłącznie o rozrywkę. Jako maluchy graliśmy w piłkę nożną, oglądamy więc, jak robią to profesjonaliści i świetnie się przy tym bawimy. Odnosi się to do tych, którzy dalej aktywnie ćwiczą, tak jak i do tych, którzy odpuścili sobie ten sport jakiś czas temu. Nigdy jednak nie słyszałem rozmów o bezsensowności siedzenia przed telewizorem i oglądania dziewięćdziesięciominutowych potyczek pomiędzy dwoma piłkarskimi drużynami, szczególnie, kiedy rozpoczęły się mistrzostwa świata. W trakcie Dreamhack’a czy innego LCS (League Championship Series) słyszę o tym prawie cały czas.
Czy to naprawdę taka wielka różnica? Ani w jednym, ani w drugim wypadku nie uczestniczę aktywnie w tym, co się dzieje na ekranie telewizora/monitora. Oglądam tylko starcie dwóch drużyn, z których każda poświęciła wręcz lata na trening, aby osiągnąć światowy poziom. I tutaj, i tutaj w grę wchodzą miliony dolarów (w przypadku futbolu oczywiście znacznie więcej tych milionów), z których da się normalnie wyżyć. Skoro granica pomiędzy sportem a e-sportem coraz bardziej zanika, dlaczego więc, jako gracz, nie mogę obejrzeć meczu League of Legends nie narażając się na krytykę?
Ludzie, to tylko gra. Nieważne, czy realna, czy komputerowa. Ma za zadanie bawić, motywować do robienia postępów i satysfakcjonować zwycięzcę, i tak się dzieje niezależnie, czy mówimy o piłce nożnej, czy o DOTA. W obydwu przypadkach znajdują się przecież skrajne przypadki – piłkarze, którzy siedzą w nędznych klubach przez całe życie, oglądają każdy mecz, uważają się za ekspertów i nie pracują, „bo ich przeznaczeniem jest gra na poziomie”, jak i typowe no-life’y, siedzące dzień w dzień przy zasłoniętych żaluzjach, grające bez praktycznie żadnej przerwy licząc na to, że w końcu uda im się wybić. Nie o takich jednostkach jednak mówimy. Należy w końcu otworzyć oczy na to, że świat idzie do przodu i inne formy rozrywki stają się akceptowalne, są w stanie zainteresować odbiorcę i zapewnić mu masę dobrze spędzonego czasu.
Wracajcie do mundialu, ekscytujcie się nim, proszę bardzo. Nawet z wielką chęcią posłucham, co macie do powiedzenia, poczytam interesujące komentarze i wpisy. Jednak nie oceniajcie mnie z góry tylko dlatego, że obejrzę Intel Extreme Masters lub jakiś inny turniej. To wcale nie oznacza, że zamykam się w pokoju na tydzień bez światła dziennego, że nie mam znajomych i nie wychodzę z domu.
Powiązane wpisy:
Mundial na gameplay.pl
Kiedy e-sport zagości na igrzyskach olimpijskich?
Gracze to frajerzy bez życia skazani na samotność (znowu)