Z Cienia Mordoru wyłania się Trzecia Era - Rasgul - 7 grudnia 2014

Z Cienia Mordoru wyłania się Trzecia Era

Sporo osób dopiero zaczyna lub skończyło swoją przygodę w Cieniu Mordoru, jednym z większych zaskoczeń tego roku. Ja jedynie mogłem popatrzeć na materiały promocyjne, ponieważ mój nieco przestarzały sprzęt nie pozwala mi na uruchomienie tej produkcji. Jako fan uniwersum Tolkiena, zarażony hypem postanowiłem sięgnąć w przeszłość po tytuł, który uzależnił mnie od siebie na długie tygodnie. Mowa tu o Władcy Pierścieni: Trzecia Era.

źródło: thegamejar.com

Kurcze, dawno nic nie skrobałem na gameplay.pl, dlatego powrót na scenę tego portalu, musiałem uwiecznić tekstem wypchanym po brzegi sentymentem. Minęły dobre 2 miesiące od mojej ostatniej publikacji, co niektórych zapewne mogło ucieszyć. Ciężko tak naprawdę podać mi powód mojej nieobecności. Nieraz był to brak czasu, ale częściej zwyczajne lenistwo. Przepraszam, postaram się to poprawić, ale nic nie obiecuję, bo zwykle jak coś obiecuję, to tego nie spełniam. Zatem proszę o pokutę i rozgrzeszenie, droga społeczności.

Historia gier na licencji uniwersum Tolkiena jest w dużym skrócie nieciekawa. Zwykle były to gry średnie lub słabe, z kilkoma wyjątkami w postaci Powrotu Króla oraz Bitwy o Śródziemie. Ta pierwsza była zwykłym, chodzonym, ale sprawiającym masę satysfakcji mordobiciem. Ta druga była serią strategii, gdzie zamiast kolejny raz biec z Frodo za rączkę, prowadziliśmy wielkie armie do boju na czele z Gandalfem Białym na koniu. Tak, obie wymienione produkcje wiedziały co to znaczy epickość i głównie za to je pokochałem. Nie ma to jak odegrać na swój własny sposób ulubione sceny z filmu. Prawdziwa gratka dla fanów. Ubawiłem się przy nich porządnie. Zdarza mi się nawet czasami do nich wracać, ale to kiedy naprawdę mi się nudzi, a receptory odpowiedzialne za sentyment uderzają w moją głowę niczym pociski. Ten moment nastał zresztą całkiem niedawno.

źródło: robson.pl

Dobre 8, albo 9 lat wstecz, pamiętam ten moment jakby to było dzisiaj. Wszedłem do salonu razem z kuzynem i myślałem, że chce mi pokazać nową grę, którą dostał na PSXa. Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem PS2 w wersji slim. Powoli wchodziła już nowa generacja konsol (Xbox 360), a my dopiero zaczynaliśmy zabawę z poprzednią, ale kogo to obchodziło? Najświeższe informacje nie były dla mnie na wyciągnięcie ręki, bo dostęp do internetu miałem prawie zerowy, albo nie wiedziałem gdzie się za nowinkami rozglądać. Ale to jest nieważne. Ważne jest to, że miałem wtedy razem z kuzynem wielką zajawkę na uniwersum Władcy Pierścieni. W sumie to on mnie tym zaraził. Kilka lat po premierze Powrotu Króla, a my mieliśmy filmy obcykane prawie na pamięć. Znaliśmy pełno detali uniwersum, bo pomagaliśmy sobie różnymi mniejszymi czy większymi kompendium wiedzy. Do tego zagraliśmy w prawie wszystko z napisem „Władca Pierścieni” na pudełku. Ale to właśnie mój krewny trzymał w salonie kopię cudu, którego jeszcze na oczy nie widziałem – Trzeciej Ery.

Z początku nie wiedziałem czym jest ta produkcja, ale włożenie płytki do napędu rozwiało moje wątpliwości. Miałem do czynienia z gatunkiem, o którym nie miałem bladego pojęcia. RPG z turowym systemem walki. To dziwna mieszanka, ale okazała się być dla mnie wręcz zabójcza. Nie wiedziałem, że Trzecia Era jest przez media uważana za tytuł średniawy i w sumie to nawet dobrze. W moich oczach to był prawdziwy hicior. Świat, rozgrywka, walka – to wszystko mnie oczarowało.

źródło: gry-online.pl

Grę przeszliśmy razem z kuzynem kilka razy, pamiętam ją praktycznie na pamięć. Miała ogromne skoki poziomu trudności w niektórych etapach, ale to nie było problemem, kiedy graliśmy w nią razem w trybie kooperacji. Był w sumie dosyć ciekawie rozwiązany, bo było w niej 6 członków drużyny i każdy z graczy mógł kierować trzema z nich (oczywiście z góry określonymi przez twórców, wszystko rozpisane było w instrukcji). Bawiliśmy się dzięki temu przednie, często trollując siebie specjalnie nawzajem, ale kiedy zagrożenie było już naprawdę potężne, to łączyliśmy siły i epicko walczyliśmy ramię w ramię. Tak przemierzaliśmy pół Śródziemia, zwiedziliśmy Morię, tłukliśmy się pod Helmowym Jarem (jedna z najlepszych sekcji gry), na polach Pelennoru, a nawet z samym Sauronem. Również do naszej drużyny dołączały postacie znane fanom uniwersum. Gandalf podczas bitwy z Balrogiem, Gimli pod Helmowym Jarem. Długo by wymieniać, ale dla fanów uniwersum była to kupa godzin wypchanych zabawą.

Do Trzeciej Ery usiadłem ostatnio ponownie i kiedy już mój gust oraz umiejętności krytycznego spojrzenia się wyrobiły, to wreszcie ujrzałem sporo wad samej gry. Okazała się być monotonnym RPG, który stoi całkiem dobrym systemem walki. Fabuła nie jest niczym specjalnym, głównie śledzimy losy prawdziwej Drużyny Pierścienia. Schemat rozgrywki po pewnym czasie zaczyna mocno nużyć. Nic tylko biegniemy przed siebie, walczymy z losowo napotkanymi przeciwnikami, znowu eksplorujemy, by potem znowu toczyć kolejne potyczki. Tak przez kilkanaście dobrych godzin. Ale kiedy było się młodszym, takie rzeczy w ogóle nie przeszkadzały. Wiadomo, we wspomnieniach świat zawsze wydaje się lepszy.

źródło: gry-online.pl

Dziś o Trzeciej Erze już chyba nikt nie pamięta, o ile nawet w momencie wydania, ktoś kojarzył tę produkcję. Gra została wydana wyłącznie na konsole tamtej generacji (Xbox, PS2, Gamecube) i jak już wspomniałem, zebrała średnie oceny. Zawiodła również kampania marketingowa, jeśli jakaś w ogóle była. Po prostu tytuł ten przeszedł bez echa i nabyli ją zapewne tylko wieczni nienasyceni fani uniwersum. Widać to przede wszystkim przez to, że koszty produkcji tego eksperymentu się nie zwróciły, bo przez prawie 10 lat od premiery, nie zobaczyliśmy sequela.

Czy w ogóle warto uruchomić dzisiaj Trzecią Erę? Chociaż zabije Was sumienie, to warto sprawdzić tę produkcję w ramach ciekawostki, nawet na emulatorze (do czego nie namawiam). Albo wykopać swoje stare PS2 i poszukać gdzieś na allegro kopii. Stoi zresztą w granicy 15-25 zł, czyli praktycznie za grosze. Jeśli lubicie uniwersum Władcy Pierścieni i nie macie w co ostatnio pograć, to nie widzę innej opcji jak odświeżyć sobie ten tytuł. Nie znajdziecie w nim głębokiej, filozoficznej fabuły, ale w taktyczny sposób rozwalicie pyski kilku orkom czy trollom.


Zachęcam do odwiedzania mojego fanpage na facebooku oraz ćwierkacza. Znajdziecie tam sporo różnych przemyśleń, głupot i dowiecie się co słychać u Rasgula. Pozdrawiam!

Rasgul
7 grudnia 2014 - 15:34