Za nami pierwsza połowa piątego sezonu The Walking Dead, aktualnie jednej ze sztandarowych produkcji stacji AMC. Jak co roku fani będą musieli uzbroić się w cierpliwość, bowiem serial z nowymi odcinkami powróci dopiero za dwa miesiące. Jest to jednak dobry moment na małe podsumowanie pierwszych ośmiu epizodów. SPOILERY.
Po całkiem ciekawym finale czwartego sezonu, z wielką niecierpliwością wyczekiwałem nowych odcinków The Walking Dead. Pamiętacie? Kiedy nasi bohaterowie po długiej wędrówce odnaleźli Terminus, wielkie schronienie dla wszystkich ocalałych, okazało się, że trafili oni prosto w sidła kanibali. Kanibali, którzy nie zdawali sobie sprawy z kim zadarli. Kolejna wielka bitwa była nieunikniona, trzeba było jednak czekać na nią aż pięć miesięcy.
Twórcy w pierwszym odcinku piątego sezonu nie zawiedli i bardzo szybko rzucili widza w wir akcji. Po kilku mrożących krew w żyłach scenach z udziałem nowych przeciwników Ricka, w Terminusie wybucha chaos. Okazuje się, że z pomocą nadeszła Carol. Dzięki jej wyczynom wszystkim bohaterom udaje się wydostać bez szwanku, a niemal cała placówka zostaje zniszczona. Rick ponownie staje na czele wielkiej grupy, ale nie zdaje sobie sprawy, że jego tropem ruszyli kanibale, którym udało się przeżyć niespodziewany atak.
Już w drugim odcinku twórcy wprowadzili najbardziej irytującą postać jaką do tej pory mogliśmy w The Walking Dead zobaczyć. Podczas wędrówki bohaterowie ratują z opresji Gabriela, czarnoskórego księdza mieszkającego w pobliskim kościele. Cała grupka decyduje się na schronienie w jego świątyni, a on sam ewidentnie posiada na swoi koncie sporo grzeszków. Z biegiem czasu poznajemy jego niezbyt ciekawą historię, która jest tutaj tylko jedną, wielką "zapchajdziurą". Jego ostatnie wyczyny w finale wołają o pomstę do nieba, ale widać, że twórcy z księdzem jeszcze nie skończyli, bo Gabriel mimo swojej ogromnej głupoty jakoś przeżył. Mam jednak nadzieję, że szybko się z nim pożegnamy.
Ciekawe jest to, że producenci wątek kanibali kończą dość szybko. Do finałowego starcia dochodzi już w pierwszej połowie trzeciego odcinka i jak można się było spodziewać, zostaje po nich jedynie wielka, mokra plama w wyżej wspomnianym kościele. Rick i kilku innych bohaterów z zimną krwią dosłownie masakrują ludożerców. Niestety, jest to ostatni ciekawszy moment z piątego sezonu. Od tej pory w The Walking Dead na pierwszy plan wysunie się nuda i brak oryginalnych pomysłów.
Światełkiem w tunelu wydaje się być powrót Beth, którą zastajemy w zupełnie nowych okolicznościach. Po jej tajemniczym porwaniu okazuje się, że trafia ona do szpitala w Atlancie, gdzie prowadzone jest kolejne schronienie. Nie jest to jednak zbyt przyjazne otoczenie. Prowadzi je grupka policjantów dowodzona przez niestabilną Dawn, która traktuje wszystkich bardzo przedmiotowo. Co więcej, nie ma stąd wolnej drogi wyjścia, dlatego blondynka decyduje się na ucieczkę. Niestety, jej plan nie powodzi się. Mimo, że twórcy rzucili widza w zupełnie nowe miejsce i zbombardowali go nowymi postaciami, odcinek całościowo wieje nudą. Jedynym plusem jest to, że w końcu dowiedzieliśmy się gdzie jest Beth.
Kolejna decyzja scenarzystów zupełnie nie przypadła mi do gustu. Tak jak w drugiej połowie czwartego sezonu, ponownie grupa naszych bohaterów ulega podziałowi. Jak widać, producenci nie wyciągnęli wniosków z poprzednich błędów. Carol i Daryl trafiają na trop Beth i bez zastanowienia decydują się na śledzenie podejrzanego wozu zmierzającego w stronę Atlanty. Abraham wraz z Rositą, Eugenem, Tarą, Maggie i Glennem kontynuują misję ocalenia świata i ruszają w stronę stolicy, a pozostali zatrzymują się w kościele i wyczekują powrotu Carol i Daryla.
Piąty odcinek w całości poświęcony jest wyprawie Abrahama do Waszyngtonu. Tutaj również twórcy pośpieszyli się z opowiedzeniem jego historii. Co więcej, fani mogą zakończyć już swoje spekulacje na temat postaci Eugene'a. To oficjalne: od samego początku był on oszustem. Kiedy kolejna faza podróży z Abrahamem jest zbyt groźna, fałszywy naukowiec postanawia wyjawić swój sekret, co kosztuje go sporo. Jego główny protektor w szale wściekłości daje mu łomot, po czym załamuje się psychicznie. Z kolei w szóstym odcinku Carol i Daryl prowadzą poszukiwania Beth. Kiedy w końcu odkrywają miejsce jej pobytu również i Carol zostaje uprowadzona a Daryl wraca po posiłki.
Od siódmego odcinka ponownie możemy śledzić losy wszystkich bohaterów. Jest to dowód na to, że nawet przy tak dużej ilości postaci da się w fajny sposób pokazać każdą z nich. Rick bez zastanowienia organizuje odbicie Carol i Beth od nieprzyjaciół i wraz z Darylem, Sashą i Tyreesem udają się do Atlanty. Tam z pomocą przyjaciela Beth organizują zasadzkę na kilku policjantów ze szpitala, którzy mają posłużyć im jako karta przetargowa. W tle obserwujemy losy pozostałych bohaterów, ale nie wnoszą oni już nic znaczącego do fabuły.
No i w końcu nadszedł wielki półfinał serialu, który w każdym sezonie wypadał świetnie. Do dziś pamiętam szokujący "powrót" Sophie w drugiej serii, atak na Woodbury w trzeciej i "wojnę" z Gubernatorem w czwartej. Finał pierwszej połowy tego sezonu nie jest tak spektakularny jak w zeszłym roku, aczkolwiek ma swoje momenty. Rick wraz z ekipą kontaktuje się z ocalałymi ze szpitala i bez większych problemów dochodzi do spotkania obu stron. Wszystko początkowo idzie bez problemu, obie grupy nie chcą niepotrzebnych starć między sobą. Niestety Dawn w ostatniej chwili zmienia warunki wymiany, co spotyka się ze sprzeciwem Beth. Decyduje się ona na atak, co przypłaca życiem. W odpowiedzi szefowa placówki również zostaje zabita. Wszystko to dzieje się w przeciągu kilkudziesięciu sekund i wywołuje spory szok u widza. Na szczęście obu stronom udaje się uniknąć kolejnych ofiar i rozstają się w umownym pokoju. Smutek wywołuje również reakcja Maggie, która dołącza do Ricka tuż po tym nieszczęśliwym wydarzeniu.
Pierwsza połowa piątego sezonu jest tak naprawdę uboga i nie prezentuje nam żadnej konkretnej fabuły. Twórcy postanowili wykorzystać te odcinki na wyjaśnienie kilku kwestii (zniknięcie Beth, historia Abrahama i Eungene'a) i wepchać tu i ówdzie kilka "zapchajdziur" (szpital, ksiądz). Teraz, gdy bohaterowie są znowu razem i nie są obciążeni żadną misją, mam nadzieję, że historia pójdzie naprzód. Nie wiadomo jeszcze co czeka nas w drugiej połowie sezonu, ale już wiemy, że ponownie powrócić ma Morgan, przyjaciel Ricka z samego początku apokalipsy. Oby tym razem zagościł w serialu na dłużej.
Piąty sezon The Walking Dead jak na razie otrzymuje ode mnie 6/10. Jest to nadal dobry tytuł "do kotleta", ale na innych stacjach znajdziemy całą gamę lepszych produkcji. Mam nadzieję, że po emisji wszystkich odcinków moja ocena ulegnie zmianie, na plus oczywiście.
Zapraszam do śledzenia mojego profilu na Facebooku.