Strafe, The 90's Arcade Racer, Exploding Kittens, Hardcore, Kung Fury i Drift Stage. To są finansowane przy pomocy internetowej społeczności tytuły, które pamiętam, na które czekam i na które chcę zwrócić Waszą uwagę. Bo czegokolwiek o współfinansowaniu rzeczy tworzonych gdzieś po drugiej stronie świata przez zupełnie obcych ludzi by nie powiedzieć, to właśnie "crowd funding" pozwolił rozwinąć skrzydła wyobraźni różnych zdolnym kreaturkom. A innym kreaturkom (mi) pozwoli beztrosko stracić całe mnóstwo czasu.
Na Kickstartera czy IndieGoGo nie zaglądam wcale. Nie rajcuje mnie przekopywanie się przez tony rozpoczętych projektów i zdecydowanie wolę polegać na chwilowej internetowej sławie, która zwraca moją uwagę na dane przedsięwzięcie. Tak było z wszystkimi sześcioma (u)fundowanymi przez społeczność projektami. A to ktoś na forum zasugerował - zajrzyj tu, to może być fajna. A to na Facebooku jakiś fanpage wrzucił linka, bo "fajny zwiastun", albo po prostu różnego rodzaju strony pisały różne zachęcające newsy. A zatem zapraszam na szybką przebieżkę po 3 grach, dwóch filmach i jednej karciance.
Zacznę od tytułu, na który czekam najbardziej. Część z Was pewnie zna tę grę (albo domyśla się, o co chodzi, patrząc na tytuł), ale zanim przejdę do dokładniejszego opisu, mały wodolejny wstęp.
Dawno, dawno temu, gdy podkręcenie Pentiuma 100 do prędkości 133 MHz wymagało przestawienia jednej zworki na płycie głównej, moim ulubionym gatunkiem gier były wyścigi. Chłonąłem wszystko, co rynek miał do zaoferowania (głownie w formie wersji demo z płyt dołączanym do CDA) - od pierwszych dwóch Need for Speedów, przez serię Screamer po Motorhead czy niedocenionego Test Drive 4. A gdy szedłem do barakowozu z automatami, który pojawiał się wraz z ruchomym wesołym miasteczkiem, grałem w Daytona USA. Cechy wspólne tych tytułów? Zręcznościowy model jazdy, świetne auta i rewelacyjne, ekstremalnie różnorodne trasy. Ten ostatni punkt zresztą wydaje się być najistotniejszy, bo dosyć mam otwartych światów, wielkich ale pustych map i zabawy, która mi się znudzi szybciej, niż później. Potrzebuję klasycznej zręcznościowej wyścigówki z kolorowymi trasami.
The 90's Arcade Racer jawi się jako dokładnie takie coś. Moją uwagę na tę grę zwrócił ktoś na forum GOLa (i jestem mu za to wdzięczny) i od tego czasu niecierpliwie czekam na premierę. Za produkcję na początku odpowiadał jeden człowiek, a pełna wersja miała zawierać 3 różne auta i 3 różne trasy. Ale to było niemal 3 lata temu. Teraz ekipa jest trochę większa, więc i gotowy produkt ma by większy, co mnie bardzo cieszy. Ekipa co jakiś czas - podobno zbyt rzadko, jak na gusta kickstarterowców - wrzuca na stronę aktualizacje i prezentuje kolejne wcielenia swojego dziecka. Dotąd mój osobisty "hajp" opierał się tylko na zwiastunie i bardzo ładnych obrazkach, ale w końcu pojawił się pierwszy prawdziwy gameplay, więc zacieram ręce coraz bardziej.
The 90's Arcade Racer wygląda świetnie, w swoich założeniach jest rozkoszny (lepiej byłoby chyba tylko, gdyby otrzymał remake Screamera 2) i mam wielka nadzieję, że nie zawiedzie ani mnie, ani 700 osób, które wpłaciły nieco ponad 16 tysięcy funtów w ramach sąsiedzkiej pomocy. Tę grę kupię na pewno, gdy już się pojawi (a pojawić się ma nie tylko na PC, ale także na Wii U, Androidzie i iOS).
Pozostajemy w gatunku zręcznościowych wyścigówek, choć tutaj mój entuzjazm jest mniejszy. Drift Stage zwróciło moją uwagę dwoma elementami: wygląda rewelacyjnie (16-kolorowa paleta barw i kanciasty piksel-art wrzucony w trójwymiarowe środowisko), a grę można przetestować za pomocą prostej wersji demonstracyjnej (jedno auto, jedna trasa, jeden tryb gry).
Twórcy Drift Stage zbierają fundusze jeszcze przez 10 dni, ale już przekroczyli planowane 30 tysięcy $ o ponad 50%, więc o przyszłość produkcji jestem spokojny. I choć tego typu estetyka jest teraz niezwykle modna (o czym wspomnę jeszcze w akapicie poniżej, a Wy możecie dodatkowo przeczytać w tekście Maurycego), to moje czekanie na tę grę jest delikatne, spokojne, by nie rzec ospałe. Demo jest dobre, w tle przygrywa nuta w stylu Eurobeat, ale po premierze pełnej wersji najpewniej będę potrzebował jeszcze trochę przekonywania.
Trzecia gra i trzecia propozycja żerująca na nostalgii. Strafe to pierwszoosobowa strzelanina obiecująca krwawy gameplay i wypasioną grafikę z 1996 roku, która swoją niewielką sławę zawdzięcza doskonałemu zwiastunowi - polecam obejrzeć poniższy filmik, a potem czytać dalej.
Obejrzane? Prawda, że czad? Jakość VHS, absurdalne pokłady przemocy i zaskakująca złożoność sprawiły, że Strafe z miejsca zyskał moją sympatię. Dołóżmy do tego fajne przechwałki i naprawdę zacną oficjalną stronę internetową, a otrzymamy nieformalnego spadkobiercę wielu nieprzespanych nocy poświęconych Doomowi, Quake'owi czy pierwszej grze z serii Blood. Gracze zostają wysłani w kosmos, gdzie czai się zło. Trzeba będzie zabijać, ścierać kwadratową krew z monitora, doceniać losowo generowane poziomy, wsparcie dla Oculusa czy tonę sekretów. Po tygodniu zbierania funduszy ekipa Pixel Titans jest w 1/3 drogi, ale myślę, że zdążą. A potem pozostaje czekać do 2016 roku na premierę...
Zostawiamy gry, przechodzimy do filmów. Pierwszym jest Hardcore, dzieło rosyjskiego filmowca Ilyi Naishullera w całości nakręcone z perspektywy bohatera. To pierwsze tego typu przedsięwzięcie tworzone z takim rozmachem, a swój początek wzięło z ultra-popularnego teledysku nakręconego przez tego samego gościa (jeśli jeszcze nie widzieliście Bad Motherfuckera, to zapraszam!). YouTube'owa kariera tego pięciominutowego materiału zwróciła uwagę Timura Bekmambetova, twórcy filmowej adaptacji Straży nocnej czy udanej ekranizacji komiksu Wanted. Pan doświadczony reżyser zapytał swojego mniej doświadczonego kolegę, czy chce zobaczyć swój projekt na dużym ekranie. Odpowiedź mogła być tylko jedna - TAK!
Hardcore - film o wskrzeszonym cyborgu ratującym swoją żonę z rąk telekinetycznego tyrana - zdobył nieco ponad 250 tysięcy dolarów i stał się pełnometrażowym (planowane jest 105 minut czasu trwania) filmem do pokazania w kinach na całym świecie. Z prawdziwą gwiazdą w jednej z głównych ról - znany m.in. z Dystryktu 9 Sharlto Copley biega, strzela i gada jak prawdziwy! Teraz cała ekipa w pocie czoła pracuje nad przerobieniem nakręconego materiału na coś efektownego i jedynego w swoim rodzaju. Premiera planowana jest jeszcze w tym roku, a gdy Hardcore triumfalnie przebije się przez wszystkie kina, trafi od razu do cyfrowej dystrybucji. Oto tworzy się historia popkultury, wypada w tym uczestniczyć.
Film numer dwa na liście to film numer jeden w byciu kolejnym wampirem wysysającym nostalgię z lat 80-tych. Oto retro-arcade-scifi-nazi-fatnasy-cop-movie z bohaterem nazywającym się tak samo, jak tytuł, z wikingami, swastykami, robotami, lasencjami i całą masą komputerowych efektów specjalnych. W odróżnieniu od Hardcore, Kung Fury będzie trwał około 30 minut i już niedługo (planowana data premiery: wczesny 2015 r.) zostanie wrzucony do Internetu za zupełną darmoszkę. Tzn. darmoszkę dla wszystkich, poza tymi, którzy przekazali twórcom ponad 630 tysięcy dolarów na produkcję (ciekawić może różnica w budżetach między tymi dwoma produkcjami, ale po prostu Hardcore było ukończone w dużo większym stopniu przed rozpoczęsciem kampanii na IndieGoGo). Dosyć lania wody, zapraszam na zwiastun!
Ostatnia rzecz, o której chcę napisać, jest najpewniej najbardziej znaną na liście. Exploding Kittens to zabawna karcianka, która kontynuuje triumfalny pochód po rekord. Twórcy: Elan Lee, Shane Small i Matthew Inman (lepiej znany, jako twórca cudownego The Oatmeal) mieli dobry pomysł, ale chyba nie spodziewali się, że aż tak będzie żarł. Potrzebowali 10000 dolarów, które kickstarterowcy dali im w 20 minut. Po godzinie ekipa miała już 100000 dolarów, po 7 godzinach pękł okrągły milion, a w tym momencie Exploding Kittens pomału zbliżają się do granicy 5 milionów dolarów (a do końca zostało jeszcze 20 dni zbierania!). Magia?
O co tyle szumu? O karciankę z rysunkami Inmana przedstawiającymi wybuchające kociaki, sposoby na rozproszenie uwagi kociaków oraz przeróżne fantastyczne moce (kociakowe i nie tylko). Gracze wyciągają karty z talii, a pierwszy osobnik trafiający na eksplodującego futrzaka odpada. Proste. I nudne? Wcale nie, bo zasady są bardziej skomplikowane dzięki różnym specjalnym kartom, a najlepiej będzie, jak zajrzycie na stronę projektu i sami przeczytacie, o co chodzi.
Tak czy siak - w tym roku pojawi się talia 54 kart z rysunkami i bonusowa talia NSFW z potwornymi rysunkami, a cała rzesza wyznawców Oatmeala będzie się zagrywać ze znajomymi w karciankę o kotach. Ja też chętnie będę to czynił, poczekam jedynie na premierę produktu, bo dokładać już nie ma co. Naprawdę. Dosyć! :)