Plagi paranoja szaleństwo i farmakologia w służbie gier wideo - myrmekochoria - 21 maja 2015

Plagi, paranoja, szaleństwo i farmakologia w służbie gier wideo

Jakiś czas temu Czarny Wilk opublikował tekst o niewyjaśnionych historiach, które natchnęły wielu scenarzystów. Pewnie mi nie uwierzycie, ale w tym czasie tworzyłem podobny tekst, bo jak wiecie piszę bardzo regularnie i nigdy się nie spóźniam z ewentualnymi odpowiedziami. Mam nadzieję, że Czarny Wilk wybaczy mi „plagiat”. Ten tekst będzie o różnych tajemnicach i eksperymentach, które wpłynęły na tworzenie typowych popkulturowych schematów takich jak: tajemnicze plagi, nieetyczne badania i teorie spiskowe.


Ognie świętego Antoniego

Niektórzy z Was pewnie słyszeli o ogniach świętego Antoniego. W średniowiecznych miastach często dochodziło do  masowych histerii, ataków paniki i wielu nielogicznych zachowań. Może z początku  nie wydawać się to dziwne, bo uwięzieni mieszkańcy - czekający na zbliżającą się armie gotową do grabieży i oblężenia – mają prawo do paniki. Wyjaśnienia szukano również w religijnym ferworze, mogącym udzielać się ludziom dzięki złotoustym oratorom, jak w przypadku powstania Anabaptystów. Skoro jesteśmy przy temacie, to owo powstanie jest jednym z najdziwniejszych i szalonych eksperymentów społecznych w ogóle – jeżeli się z tą rebelią zaznajomicie, to gwarantuje Wam,  że nie raz Was zaskoczy. Wracając do tematu. W 944 roku na południu Francji zmarło 40 tysięcy ludzi w podejrzanych okolicznościach. Mieszkańcy ponoć zachowywali się dziwnie: zamknięci w sobie bez śladu życia, czasem agresywni i jakby opętani innym razem byli przepełnieni ekstazą i upierali się przy tym, że odwiedził ich bóg. Ich skóra była pokryta ciemnymi plamami i można było zaobserwować martwicę tkanek na kończynach. Jestem pewien, że wszyscy urzędnicy duchowni czuli zapach siarki w powietrzu tego dnia, ale diabła nigdzie nie odnaleziono. Kolejne fale tego zjawiska nawiedzały Europę przez setki lat. Dopiero w XVII wieku francuski doktor Thuillier rozwiązał zagadkę ogni świętego Antoniego. Thuillier miał do czynienia wcześniej z setkami takich przypadków i stworzył własną teorie. Ta tajemnicza dolegliwość nie przypominała mu żadnej innej znanej choroby zakaźnej, więc wykluczył ją z tego kręgu. Zjawisko za jego czasów nie występowało w miejskich rejonach, więc brak higieny i gęstość zaludnienia nie była problemem – poza tym sąsiedzi albo dalsze otoczenie było wolne od choroby. Te wszystkie wskazówki przekonały lekarza, że problem leży w otoczeniu chorego. Gdy odwiedzał pacjentów (biednych, żyjących na wiejskich peryferiach), to zaobserwował, że obok łóżka chorego znajduje się zawsze jedzenie: świńskie mięso, groch, kapusta, kromki żytniego chleba. Przez chwilę Thuillier myślał, że to może być „wina” ziemniaka, ale zaraz przypomniał sobie, że ognie świętego Antoniego istniały na długo przed przybyciem tej rośliny do Europy. Thuillier z pewnością był sfrustrowany, ale wszystkie elementy układanki były już gotowe. Nasz lekarz postanowił wybrać się na targ aby obserwować, co zbiorowo kupują ludzie. Po całym dniu włóczenia się po targu Thuillier wraca do domu z smutną miną prawdopodobnie, ale nagle (jak to bywa w przypadku epifanii) wszystko rozumie. Rozwiązanie było cały czas na wyciągnięcie ręki. W blasku słońca nasz lekarz zobaczył falujące łany żyta, które było zarażone sporyszem. Sporysz to grzyb, który atakuje zboża. Nie jestem chemikiem, więc nie bierzcie mojego słowa na poważnie (tj. lepiej u ekspertów poczytać), ale ów grzyb zawiera wiele alkaloidów i potrafi przetrwać ciężki zimy. Zainfekowanej żytniej maki używano do wypieków. Sporysz nie tylko powodował martwicę tkanek i niedokrwienie ciała, ale wprowadzał również osobę w głęboki stan psychodeliczny, który naukowcy porównują do efektów LSD. Zresztą do dziś wykorzystuje się ten grzyb w produkcji tego narkotyku. Wyobraźcie sobie atmosferę w miastach (tysiące ludzi), które „jadły” takie pieczywo (magazynowana mąka), zwłaszcza podczas oblężeń, bo żywność nie docierała. Pamiętajcie również, że wino i piwo, to najmocniejsze stymulanty zmieniające świadomość w tym czasie, więc „przejażdżka” zwykłych średniowiecznych ludzi musiała być szalona. Wielu badaczy twierdzi, że „spontaniczne” (mam na myśli nagłe nie motywowane niszczeniem przeciwników politycznych czy utrzymaniem hegemonii kościoła katolickiego na danym obszarze) polowania na czarownice albo masakry zwierząt mogą być owocem sporyszu. Louis Tulasne w 1853 udowodni 200 lat później teorie  Thuilliera. Tak oto ognie świętego Antoniego stały się ergotyzmem.

 

MK ULTRA

MK ULTRA, to kryptonim ściśle tajnego „projektu badawczego”, który powstał z inicjatywy CIA w latach 50. . Eksperymenty oficjalnie trwały do lat 60., ale  ciągnęły się o wiele dłużej. W wielkim skrócie celem programu było sprawdzenie czy można kontrolować ludzki umysł przy użyciu farmakologii, wstrząsów elektrycznych, wiadomości podprogowych itd. . Na MK ULTRA składały się pomniejsze projekty, które wykorzystywały różne metody i środki. Brzmi złowrogo, ale jeżeli zgłaszają się ochotnicy do takich badań, to czemu nie? Problem w tym, że eksperymenty były prowadzone na nieświadomych obywatelach, więźniach i nawet uprowadzonych ludziach. Mityczne „serum prawdy” ponoć narodziło się z tych badań – ogromne dawki barbituranów wymieszane z pochodnymi amfetaminy wprawiały „podmiot” w bełkotliwy stan. Projekt BLUBIRD może się pochwalić szczytnymi celami takimi jak: zupełna amnezja, kontrola przyszłych działań, stworzenie fałszywych wspomnień w „podmiocie”. To wszystko miało na celu stworzenie idealnego/bezwolnego szpiega (Zimna Wojna), ale eksperymenty prowadzono na dzieciach, więźniach i psychicznie chorych ludziach. Przejdźmy do mojej ulubionej inicjatywy ze „stajni MK ULTRA” – Operation Midnight Climax. CIA prowadziło działalność na początku w San Francisco, ale z czasem eksperyment rozszerzono o Nowy Jork. Agenci wynajmowali prostytutki w małych spelunkach, aby wsypywały narkotyki (głównie LSD, ale także inne substancje) do drinków „losowych” klientów. Później kurtyzany wiodły naszych bohaterów do kryjówek (umeblowane pokoje), gdzie znajdowały się weneckie lustra a za nimi agenci – obserwujący i nagrywający całe zajście. Kandydaci byli wybierani w całkiem przebiegły sposób. Szukano osób publicznych, które wiele mogły stracić na opublikowaniu skandalu obyczajowego  z ich udziałem. Z czasem funkcjonariusze  poszli jeszcze dalej. Przejmowano gejowskie bary i podawano wszystkim klientom LSD – odcinano również połączenie telefoniczne i pomoc medyczną. Jak się domyślacie ludzie mogli zachowywać się trochę nieracjonalnie, ale stygmat społeczny wiszący nad tym środowiskiem był doskonałą przykrywką dla agentów, a zwykli przechodnie nie zatrzymywali się w ogóle. Pewnie wielu z Was myśli, że to wyssana z palca teoria spiskowa, ale się mylicie. W 1975 roku komisja Rockefellera we współpracy z komitetem Churcha „odtajniła” dokumenty po długim śledztwie. CIA prowadziło ponad 150 (w przybliżeniu po trzy na jeden stan) takich projektów w Stanach Zjednoczonych! Sidney Gottlieb (może znacie go pod pseudonimem –  Dr Feelgood) był zamieszany w te eksperymenty, ale nigdy nie poniósł żadnej odpowiedzialności prawnej ze względu na koneksje z potężnymi ludźmi z amerykańskiej sceny politycznej. Ponoć jednemu „podmiotowi” podawano LSD przez 77 dni – dzień w dzień. Większość dokumentów jest nieczytelna albo istotne zdania są wymazane. Wszystkie dane z tych eksperymentów zostały zniszczone przed powstaniem wspomnianego śledztwa. Komisje nigdy nie dostały odpowiedzi na najważniejsze pytanie. Dlaczego państwo chce kontrolować umysły lojalnych obywateli USA? Czemu to w ogóle ma służyć? Co można przetłumaczyć na prosty język – czy istnieje zagrożenie „farmakologicznego totalitaryzmu” ze strony ludzi władzy? MKULTRA przez lata obrosło w mity. Jedni widzą w tym głupie, nieetyczne i nic nie wnoszące eksperymenty, które groziły utratą życia i zdrowia. Inni twierdzą, że faktycznie udało się coś złowrogiego osiągnąć albo, że te badania popchnęły bardzo do przodu neurochirurgię i badania nad neuroprzekaźnikami. Tak naprawdę pozostają tylko spekulacje.

How I Learned to Stop Worrying and Love the Starfish Prime

Ten eksperyment to inna odmiana obłędu.  W grach bardzo często mamy do czynienia z eksperymentami naukowymi, które skończyły się w nieoczekiwany i zły sposób. Half Life, Singularity, Bioshock – można wymieniać w nieskończoność. Szaleństwo na trzeźwo motywowane pędem do wiedzy bez żadnej refleksji o możliwych konsekwencjach dla całej planety. Tą tematykę porusza oryginalny Frankenstein – nauka stanie się biczem na ludzi po czasie. Kto wie czy za kilkadziesiąt lat nie będziemy mieli problemu ze sztuczną inteligencją, ale wracając. Czy zastanawialiście się kiedyś, co by się stało, gdyby zdetonować bombę termojądrową na wysokości 400 kilometrów? Oczywiście, możecie zadać istotne i racjonalnie pytania. Po co? Poza tym to „nowa” technologia, której działania do końca jeszcze nie rozumiemy i nie wiemy, co może się stać. Czy to nie jest zbyt ryzykowne? Prawdopodobnie politycy, naukowcy i personel militarny spojrzałby na Was bardzo krytycznym okiem, a ochroniarze wyprowadziliby Was z tajemnego pomieszczenia umeblowanego w stylu Dr Strangelove .  9 lipca 1962 roku ktoś musiał wypowiedzieć frazę „Initiate Starfish Prime”. Rakieta Thor wyniosła początkowo ładunek na wysokość 1100 km. Po trzynastu minutach zdetonowano bombę na wysokości 400 km. Rezultaty? Powstał olbrzymi impuls elektromagnetyczny, który uszkodził kilka satelitów na orbicie okołoziemskiej. „Podmuch zgasił” 300 latarni na Hawajach i wywołał anomalie elektroniczne w sprzętach gospodarstwa domowego (odległość od epicentrum to ok 1500 km). Na dodatek powstał „sztuczny” pas radiacyjny po tej eksplozji, ale trzeba przyznać, że kula ognia była tego warta… .

Edgewood i eksperymenty wietnamskie

'You volunteered for this. You're going to do it. If you don't, you're going to jail. You're going to Vietnam either way -- before or after”

Forrest was given Ritalin in one of the five experiments he took part in. He later suffered migraines, post traumatic stress disorder (PTSD) and several strokes, as well as type-2 diabetes and chronic obstructive pulmonary disease (COPD). While he was partially released from his oath of secrecy, he was still forbidden to talk about the experiments outside of the medical care he was supposed to be receiving. He died of skin cancer in 2010.

Musicie mi wybaczyć, ale ten przypadek może być podobny do MK ULTRA, choć nie do końca. Edgewood to mała placówka, w której testowano przeróżne (około 250) substancje na amerykańskich żołnierzach: gazy bojowe, znane narkotyki (LSD, pochodne amfetaminy, psychodeliki) czy tajemne związki chemiczne (o wiele bardziej halucynogenne i niebezpieczne niż „tradycyjne” używki wymienione wyżej), które tworzyli naukowcy. Przez Edgewood w latach 1955-1975 przewinęło się oficjalnie 7000 tysięcy „ochotników”. Cudzysłów oczywiście jest zamierzony, bo ochotnikom wcale nie powiedziano, co będą robić w tej placówce (mówiono o testowaniu nowych mundurów…). Zakazano rozmawiać na ten temat, grożono przemocą, więzieniem albo wysłaniem na front. Dopiero kilka lat temu sprawa ujrzała światło dzienne i rząd USA został pozwany przez weteranów wojennych. Poza tym żołnierze nie wiedzieli, co im się podaje (związki nazywano AGENT 1, AGENT 2 itd.), a jak się domyślacie ma to kolosalne znaczenie w leczeniu konsekwencji tych eksperymentów. Co z psychiką? Cóż, może zostawmy cytat: “The wall waved like a flag. There were animals coming out of the walls. It appeared that all my freckles were bugs on my skin and I took razor and tried to cut some of them out”. Prawdopodobnie zdajecie sobie sprawę, że w tym okresie trwała wojna w Wietnamie i Stany Zjednoczone miały całkiem sporo problemów z żołnierzami Vietkongu. Żołnierzy ryli skomplikowane tunele pod ziemią, które pomagały w cichym przemieszczaniu się po dżungli i stanowiły wspaniałą ochronę przed lotnictwem i siłami pancernymi. Używano napalmu i broni termo barycznej, żeby wypłoszyć przeciwników, ale średnio to wychodziło plus drogie rzeczy, jak na wietnamskich chłopów. Po tych przeżyciach chciano stworzyć wspaniały związek, który paraliżowałby żołnierzy w jakiś sposób (psychiczny, fizyczny), którym można by spryskać dżunglę. Opinia społeczna (pomimo Zimnej Wojny, ale pamiętajmy, że wciąż kapitalizm i komunizm walczą o świat) pewnie nie byłaby przychylna gazowaniu lokalnej ludności prawdziwymi gazami bojowymi tj. śmiertelnymi – stad badania w Edgewood. Teraz wchodzimy w rejon spekulacji, bo żadnych twardych dowodów nie ma eksperymenty w samym Wietnamie. Wielu weteranów jednak twierdzi, że „pryskano” zarówno ich, jak i przeciwników. „Drabina Jakubowa”, to jeden ze straszniejszych filmów, który miał olbrzymi wpływ na „współczesne” horrory (zwłaszcza Silent Hill 2). Koncepcja potworów, odrapany i brudny miejski świat, uwięzienie we własnym ciele albo narkotycznej pętli, która nie pozwala umrzeć umysłowi i zostawia go w koszmarze do końca czasu. Film ponoć zainspirowany historiami weteranów z Wietnamu. Jacob Singer jest dręczony wspomnieniami z wojny. Świat staje się dla niego coraz mniej realny i w rozmowie ze swoją żoną twierdzi, że mogli testować na nich jakieś środki chemiczne – to dopiero wierzchołek góry lodowej i początek opowieści o wybaczeniu, stracie i zaakceptowaniu śmierci.

The only thing that burns in Hell is the part of you that won't let go of life, your memories, your attachments. They burn them all away. But they're not punishing you, he said. They're freeing your soul. So, if you're frightened of dying and... and you're holding on, you'll see devils tearing your life away.

Skoro jesteśmy przy farmakologii i szaleństwie, to warto wspomnieć na koniec o ciekawej książce, która zowie się “The answer to the riddle is me”. David MacLean wybrał się na stypendium literackie do Indii. Pewnego dnia ocknął się na dworcu i nie pamiętał kim jest, tylko to był dziwny i specyficzny rodzaj amnezji. Czasem nie rozumiał zupełnie najprostszych konceptów takich jak spanie albo siadanie, ale pamiętał słowa piosenek, choć nie rozumiał wyuczonego języka przez dłuższą chwilę. Ludzie na początku wmówili mu, że jest narkomanem, który usmażył sobie mózg tj. turystyka narkotykowa w Indiach. Później religijni ludzie chcieli go przekabacić na swoją stronę. David dotarł do szpitala dla psychicznie chorych i wtedy zaczęły się potężne halucynacje podczas których był bardzo agresywny i uderzył pielęgniarkę. Ponoć podróżował przez Wszechświat i Jim Henson („ojciec” Muppetów) zadał mu w pustce zagadkę po której się otrząsnął. Całe to zamieszanie przez lek na malarie zwany Lariam. Medykament niezwykle popularny (zaraz obok Malarone) i wciąż sprzedawany. Takie przypadki nie są częste, ale nawet producent ostrzega przed efektami ubocznymi: myśli samobójcze, potężne halucynacje, amnezja, wymioty, zawroty głowy, utrata równowagi itd. – jest tego całkiem sporo. Przeto na koniec dobra rada – jeżeli się wybieracie w tropikalne miejsce, to warto wiedzieć takie rzeczy.

myrmekochoria
21 maja 2015 - 14:32