Wyróżnienie za rozszerzenie – recenzja dodatku Wiedźmin 3: Serca z Kamienia - Meehow - 21 października 2015

Wyróżnienie za rozszerzenie – recenzja dodatku Wiedźmin 3: Serca z Kamienia

Meehow ocenia: The Witcher 3: Hearts of Stone
100

Serca z Kamienia to pierwszy z dwóch pełnoprawnych rozszerzeń, jakie rodzime studio CD Projekt RED zaplanowało dla swojego najnowszego dziecka i niewątpliwie największego polskiego hitu, Wiedźmina 3: Dzikiego Gonu. „Podstawka” ustawiła poprzeczkę bardzo wysoko, dlatego z pewnością niełatwo było stworzyć zawartość, która nie powtarzałaby tego, czym już zdążyliśmy przesiąknąć. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że REDzi nie tylko podołali temu zadaniu, ale udało im się wyznaczyć przy tym wzór jakości, jaki mogą – a nawet powinni – naśladować inni deweloperzy gier segmentu AAA.

Wyr%F3%u017Cnienie%20za%20rozszerzenie%20%u2013%20recenzja%20dodatku%20Wied%u017Amin%203%3A%20Serca%20z%20Kamienia

Kiedy zasiadałem do Serc z Kamienia, nie do końca wiedziałem, czego oczekiwać – nie jestem bowiem zwolennikiem rozszerzeń, które popremierowo otwierają i zamykają dodatkowe wątki przed zakończeniem fabuły podstawowego produktu. Nie to, że wśród takich nie ma interesujących pozycji – wprost przeciwnie –  jednak z reguły bawię się gorzej, kiedy z góry wiem, co działo się później. W przypadku Serc z Kamienia szybko przestało mi to przeszkadzać, a ja po raz kolejny z przyjemnością zanurzyłem się w wiedźmińskim świecie na ładnych kilka godzin (nawet ich nie liczyłem, ale to chyba dobry znak, wszak ponoć szczęśliwi czasu nie liczą).

Przednia opowieść w sarmackiej oprawie

Fabuła Serc z Kamienia to prawdziwy majstersztyk, płynnie przechodzący między ciężką wiedźmińską robotą, przepełnionym lekkim humorem weselem, a przygnębiającą opowieścią o ludzkiej chciwości i rozpaczy. To wszystko zostało spięte i otoczone aurą intrygującej tajemnicy. Wisienkę na torcie stanowią wyraziste postaci, które darzymy autentyczną sympatią bądź antypatią. Wszystko to dzieje się w jeszcze większym Velen, wzbogaconym o dodatkowe połacie terenu.

Pierwszą rzeczą, która wyraźnie rzuca się w oczy i uszy, jest niemal wszędobylski sarmacki klimat, dający polskiemu graczowi przyjemne poczucie swojskości. Nawiązań do chociażby rodzimej literatury, na przykład pióra Henryka Sienkiewicza, jest po prostu mnóstwo. Niejednokrotnie łapałem się na uśmiechaniu do monitora, kiedy usłyszałem tekst w rodzaju „waść machasz jak cepem” czy „wiedźmina będą chować, to i niebo płacze”. Z kolei sam wątek główny – mam nieodparte wrażenie – zbudowany został na legendzie o Panu Twardowskim, nazywanym też polskim Faustem. Zdecydowanie wielki plus dla RED-ów za końską dawkę polskiej atmosfery, która zaspokoiła mój niedosyt. Liczę, że graczom z całego świata również przypadnie ona do gustu.

Kolejną atrakcją Serc z Kamienia jest powrót lubianej, sympatycznej medyczki Shani, którą ostatni raz mieliśmy okazję spotkać w pierwszym Wiedźminie z 2007 roku. Nie tylko spędzimy z nią sporo czasu (miła odmiana, bo te wszystkie czarokletki – zwłaszcza ta wredna jędza Yennefer – już mi bokiem wychodziły), ale nawet dane nam będzie ponownie nawiązać z nią przelotny romans, poprzedzony iście sielankowym, pełnym humoru epizodem w postaci wiejskiego wesela. A tam to się dopiero dzieje! Bitka na sztachety oraz Geralt w roli mistrza tańca towarzyskiego i podrywu to tylko niektóre z punktów bogatego programu imprezy. Od razu przypomniał mi się Akt IV z wyżej wspomnianego Wiedźmina, w którym robiliśmy sobie przyjemną przerwę od Salamandry, Zakonu Płonącej Róży czy innych wojujących długouchów. Podobnie w Sercach z Kamienia możemy złapać chwilę wytchnienia od co bardziej palących spraw.

Kopę lat, Shani! Wreszcie można poromansować z kimś, kto nie jest konspiratorką, manipulatorką, morderczynią, panną lekkich obyczajów, jedzą czy dwulicową żmiją. Albo wszystkim naraz.

Jedyną rzeczą, do której można by (na siłę) się przyczepić, są niezbyt rozbudowane i porywające zadania poboczne. Miałbym o to pretensje w przypadku dużego rozszerzenia, jednakże w ogóle mi to nie przeszkadzało przy rozmiarze Serc z Kamienia. Zresztą jeszcze w Dzikim Gonie czekają questy, których pewnie nie udało mi się odnaleźć.

Krótko pisząc, fabuła Serc z Kamienia stanowi wspaniałe uzupełnienie tego, co oferuje i tak już bogaty w tym względzie Dziki Gon. Choć fakt czerpania całymi garściami z polskich legend i literatury czyni ją do pewnego stopnia przewidywalną, to została ona zaserwowana w sposób, który powinien przypaść do gustu wszystkim fanom dotychczasowej twórczości studia CD Projekt RED. Tak właśnie było w moim przypadku.

Mieczem robić też waść musisz umieć

Serca z Kamienia naprawdę miło zaskoczyły mnie w kwestii walki. Grubsi przeciwnicy – bossowie, jeśli wola – stanowią spore wyzwanie. Poszczególne starcia są całkowicie odmienne i wymagają od gracza szybkiego odnalezienia się w nowej sytuacji. Ponadto nie dostajemy od gry żadnych wskazówek, jak pokonać danego adwersarza; sami musimy wykombinować, gdzie leżą jego słabości i na co jest on wrażliwy. Z pewnością nie wystarczy samo „obtańczenie” oponenta za pomocą uników czy stylu turlającego się mistrza. O ile momentami doprowadzany byłem do szewskiej pasji, to pomyślne zakończenie każdej potyczki dostarczało mi mnóstwo satysfakcji. Warto też wspomnieć o bardzo efektownych przerywnikach filmowych, które jakością nie odstają od tego, czym uraczono nas w Dzikim Gonie.

Dla osób lubujących się w poszukiwaniu elementów rynsztunku czy wyposażenia dla Płotki także znajdzie się kilka atrakcji. Serca z Kamienia wprowadzają też nową gałąź rzemiosła, dzięki której dodatkowo dopakujemy ekwipunek, co szczególnie przydaje się na wyższych poziomach trudności.

Pozamiatać bandę Ofirczyków z gołą klatą i zorientować się po fakcie, że można było się ubrać w czasie walki – bezcenne.

Zacny dodatek, waszmość!

Jak nietrudno wywnioskować z mojej podejrzanie radosnej twórczości, z największą przyjemnością i czystym sumieniem wystawiam Sercom z Kamienia zasłużoną, okrągłą dziesiątkę. Za naprawdę niewielkie pieniądze otrzymaliśmy świetny produkt, który zawiera to, co powinien, i jeszcze trochę ekstra. Nawet będąc arcykapłanem czepialstwa nie mogłem znaleźć sensownego powodu do ponarzekania w niniejszej recenzji. Oczywiście mowa o zawartości dodatku, bo przy aktualnych postępach patchowanie samej gry skończy się chyba na wersji tysiąc pięćset sto dziewięćset (no i masz, narzekam). Tak czy inaczej, jeśli nadchodzące Wino i Krew zachowają podobny poziom, będę całkowicie udelektowany. Tymczasem wracam na wiedźmiński szlak. Bywajcie!


Zalety:

  • Wciągająca i różnorodna fabuła.
  • Wyraziści bohaterowie opowieści.
  • Powrót sympatycznej Shani i przyjemny romans.
  • Płynnie zmieniający się nastrój: od sielanki do depresji.
  • Świetny, leciutki w odbiorze humor.
  • Nawiązania do polskiej literatury i mocno sarmacki klimat.
  • Wymagające walki.
  • Nowy sprzęt do zdobycia i tereny do zwiedzenia.
  • Nowa gałąź rzemiosła.

Wady:

  • Za tę cenę – nie ma.
  • Na upartego: niezbyt ambitne zadania poboczne.

Meehow
21 października 2015 - 23:36