Wczoraj zaserwowano prawdziwą ucztę dla takich jak ja, którzy od dziesięciu lat z uporem godnym lepszej sprawy wyczekują Final Fantasy XV. Gdy gra była jeszcze znana pod tytułem Final Fantasy Versus XIII, moje i wielu innych oczekiwania względem tego tytułu były gigantyczne – produkcja zapowiadała się na objawienie, które jako pierwsze od wielu lat ma realne szanse przywrócić serii jakość znaną z odsłon na pierwsze PlayStation. Później robiło się już tylko gorzej – przedłużający się developing, pogłoski o skasowaniu projektu. Nadzieja wróciła trzy lata temu, gdy ujawniono, że Versus awansował do miana pełnoprawnej odsłony cyklu, ale kolejne wieści skutecznie studziły entuzjazm – zmiany na stołku głównodowodzącego całym projektem, plany uczynienia gry prostszej i skierowanej do szerszego grona graczy (bo to się przecież zawsze dobrze kończy...), modyfikacja fabuły, z wycięciem Stelli, która miała być jedną z najistotniejszych postaci w grze, na czele. Po tych wszystkich rewolucjach już nie wyczekiwałem mesjasza jRPGów – została mi tylko nadzieja, że wyjdzie z tego chociaż przyjemny przedstawiciel gatunku. To, co pokazali wczoraj Japończycy, przywróciło mi wiarę w ten projekt.
Zacznijmy od tego, co najnudniejsze. Zgodnie z przeciekiem, w końcu poznaliśmy datę premiery – w piętnastego „fajnala” zagramy już 30 września, raptem dziesięć lat i pięć miesięcy od pierwszej oficjalnej prezentacji. A znajomy mi ostatnio narzekał, jaki to on biedny i ile musi czekać na następnego Mass Effecta... Zaprezentowano też zawartość edycji specjalnych gry. Premierowe „Day One Edition” oprócz samej gry zawierać będzie kod na Masamune – kultowy miecz do wykorzystania w grze. W wersji deluxe oprócz gry i kilku cyfrowych gadżetów znajdziemy film Kingsglaive do którego jeszcze zaraz wrócę – wszystko w klimatycznym steelbooku. Fanatycy mogą zdecydować się na ultradrogą kolekcjonerkę, w skład której wchodzi wszystko to co w wersji deluxe plus do tego figurka, soundtrack w oddzielnym steelbooku, artbook i jeszcze jeden zestaw cyfrowych bajerów do wykorzystania w samej grze – wszystko to za plus minus tysiąc polskich złotych.
Zaprezentowano nowy zwiastun, który udowodnił, że jak się postarać, to do FF przypasuje wszystko – nawet piosenka Stand by Me, uczynienie której motywem przewodnim całej produkci jest albo oznaką szaleństwa, albo geniuszu. Kilkuminutowy trailer możecie zobaczyć powyżej, poniżej zaś jego dłuższą, nagraną podczas prezentacji wersję, która ujawnia między innymi to, że w grze pojawią się latające pojazdy. Zwiastun prezentuje się świetnie i ocieka klimatem. Z jednej strony mamy road trip z kumplami po świecie fantasy, z drugiej widać zwrot fabuły nieco w kierunku tego, co widzieliśmy za czasów Versusa. Raczej nie ma co opisywać tego, co sami możecie zobaczyć, więc ograniczę się do krótkiego stwierdzenia – zostałem tym kupiony i znowu wierzę w ten projekt tak jak wierzyłem w niego w 2006.
Zapowiedziano pełno pobocznych projektów, które rozbudują ukazane w grze uniwersum. Na smartfonach pogramy w Justice Monsters Five, które będzie... pinballem. Po takiej bombie pozostałe nowości już wrażenia nie zrobią, ale mimo wszystko spróbujcie wysiedzieć w jednym miejscu i doczytać dalej. Wspomniany wcześniej Kingsglaive będzie generowanym komputerowo filmem opowiadającym historię niejakiego Nyksa, członka tytułowych sił specjalnych – każdy, kto oglądał Final Fantasy VII Advent Children powinien już wiedzieć czego się spodziewać. Podpowiem – doskonałych animacji i wyjątkowo efektownych scen akcji. Co ciekawe, na zwiastunie widać bardzo wiele elementów, którymi dawno temu mamiły oczy zwiastuny Versusa. Czyżby miał to być zlepek odrzuconych pomysłów? Cóż, Advent Children fabuły zbyt sensownej nie miał, a mimo to oglądało się go z wypiekami na twarzy, więc tutaj też będę szczęśliwy wyłączając umysł i zapewniając ucztę dla oczu. Ach tak – warto przemyśleć popełnienie aktu herezji i obejrzenie Kingsglaive’a w angielskiej wersji językowej zamiast japońskiej, gdyż wśród podkładających głosy aktorów znajdziemy takie osobistości jak Aaron Paul, Lena Headey i Sean Bean.
Chyba największą niespodzianką jest Brotherhood Final Fantasy XV – pięcioodcinkowe anime, które skupia się na przygodach Noctisa i jego kumpli przed wydarzeniami ukazanymi w grze. Wszystkie odcinki zostaną udostępnione za darmo za pośrednictwem YouTube’a. Pierwszy można obejrzeć już dziś, z czego jak łatwo się domyślić skorzystałem. Niestety, epizod ma jedynie dziesięć minut, więc kończy się nim na dobre się zaczyna. Sprawdza się jako wprowadzenie do gry – poznajemy mniej więcej charaktery poszczególnych członków „boysbandu” Noctisa, zyskujemy kilka ogólnych informacji o sytuacji w świecie przedstawionym, na koniec zaś dostajemy efektowną scenę walki, co by samymi informacjami nikogo nie zanudzić. Ogląda się to przyjemnie, animacje są w porządku, ale też nie jest to żadne dzieło sztuki – raczej propozycja wyłącznie dla fanów wyczekujących gry. A że dostępna całkowicie za darmo, powodów na narzekań w tej materii brak.
Na koniec zostawiłem danie główne – nowiutkie demo zawierające sekwencję snu, której próżno będzie szukać we właściwej grze. Tym razem dostępne dla wszystkich – w przeciwieństwie do Episode Duscae nie trzeba kupować żadnej innej gry, by w końcu sprawdzić jak „piętnastka” sprawdza się w akcji. Wystarczy konsola podpięta do internetu. Platinum Demo jest niestety BARDZO krótkie, nawet jak na wersje demonstracyjne – nie spiesząc się zanadto, sporo zwiedzając, bawiąc udostępnionymi atrakcjami i tocząc finalną walkę dwukrotnie, z całością pożegnałem się w nieco ponad pół godziny.
Na szczęście było to pół godziny skonstruowane tak, by pokazać jak najwięcej i pozwolić w miarę porządnie zapoznać się ze sterowaniem i systemem walki. Poruszanie się podczas eksploracji jest całkiem w porządku – postać dobrze reaguje na nasze działania, nie klinuje się w dziwnych miejscach, skakanie działa jak należy. Brakowało mi w demku możliwości wspinania się na krawędzie, ale pewnie pełna wersja coś takiego będzie już posiadać. Co ciekawe, w przeciwieństwie do Episode Duscae, tym razem udostępniono też pojazdy. Możemy pojeździć kilkoma wehikułami po niewielkiej, otwartej lokacji. Nie wiąże się to z żadnymi zadaniami, ale pozwala sprawdzić jak będzie wyglądała kontrola samochodów w grze.
Najważniejsze, co oferuje Platinum Demo, to możliwość sprawdzenia w akcji znacznie bardziej zręcznościowego niż w innych Finalach systemu walki. Pojedynki, zgodnie z przewidywaniami, mają bardzo wiele wspólnego z serią Kingdom Hearts – ataki sprowadzają się do używania jednego przycisku, do tego dochodzą uniki i bloki za pomocą drugiego oraz kilka nadnaturalnych zdolności. O ile podstawy sprawdzają się nieźle, tak już rzucanie granatów i innych magicznych pocisków miotanych niespecjalnie sprawdza się w ferworze walki, a odblokowana dopiero w ostatnim pojedynku teleportacja wymagać będzie naprawdę dużo treningu, nim używanie jej stanie się intuicyjne. Na chwilę obecną w kwestii walki jestem bardzo ostrożnie na tak – pod warunkiem że system rozwoju postaci go mocniej urozmaici, bo jeśli demko pokazało walkę w całej okazałości, to niestety będzie ona szybko nudzić.
W kwestii fabuły niewiele można powiedzieć, gdyż jak wspomniałem, zaprezentowanego fragmentu w finalnym kodzie Finala nie znajdziemy. Poza tym historii jest tu niewiele – młody Noctis budzi się w sennym świecie, po którym podróżuje w towarzystwie sympatycznego zwierzęcego przewodnika. Odwiedzamy zielone tereny leśne, gigantyczny pokój, lokacje miejskie, po drodze ucząc się walki. Niedomiar fabuły ma nam zrekompensować różnorodność – każdą lokację dzięki sprytnym sztuczkom możemy zobaczyć w różnych porach dnia i przy zmieniających się warunkach pogodowych. Gra wygląda naprawdę świetnie i przez większość czasu trzyma stały poziom klatek.
Pół godziny spędzone przy demku to za mało, by faktycznie móc wyrokować, jaka będzie finalna gra. Na pewno nie zawiedzie oprawa wizualna, sterowanie też jest sprawne, w przypadku systemu walki natomiast sprawę rozstrzygnie dopiero rozwój postaci i to czy nada on mu jakiejś głębi. Tym niemniej, w połączeniu z całą resztą atrakcji, jakimi obrzuciło nas Square Enix, Platinum Demo sprawiło, że znowu czekam na piętnastego Final Fantasy ze szczerą niecierpliwością.