Tajemnicą poliszynela jest, że Danielowi Craigowi nie uśmiecha się występ w kolejnych filmach o Jamesie Bondzie. I to nawet mimo faktu, że ciągle obowiązuje go kontrakt z wytwórnią MGM. Brytyjski tabloid Daily Mail donosi, że władze firmy, doskonale zdające sobie sprawę z tej trudnej sytuacji, mają zamiar zachęcić Craiga do pozostania w roli 007 walizką pełną pieniędzy. Według plotek, aktor za udział w kolejnych dwóch filmach – w tym w zaplanowanym na 2018 rok, roboczo nazwanym Bond 25 – ma otrzymać 68 milionów funtów (ok. 100 mln dolarów).
Taka gaża oznaczałaby, że Craig awansowałby do czołówki najlepiej opłacanych aktorów. Dla lepszego zobrazowania sytuacji warto dodać, że za poprzednie cztery obrazy o przygodach Jamesa Bonda na jego konto wpłynęło „ledwie” 38 milionów funtów. Wytwórnię MGM oczywiście stać na taki gest – bondowskie filmy z Craigiem w roli głównej, a zatem Casino Royale, Quantum of Solace, Skyfall i ubiegłoroczny Spectre,przyniosły 3 miliardy dolarów przychodu, ratując firmę przed bankructwem.
Mimo wszystko, jak twierdzi Daily Mail, Craiga nie są w stanie przekonać do pozostania Bondem nawet takie góry pieniędzy (na które miałaby się złożyć gaża, udział w zyskach i wynagrodzenie z tytułu bycia producentem). Aktor ma już dość i ostatnio podobno przedłożył nawet stosowne wypowiedzenie umowy szefom MGM i Sony. W jednym z wywiadów miał też stwierdzić, że „wolałby sobie podciąć żyły, niż jeszcze raz zagrać Bonda”.
Dobrze, ale jeśli nie on, to kto? Coraz częściej wśród aktorów mogących przejąć pałeczkę od 48-letniego Craiga wymienia się 13 lat młodszego Toma Hiddlestona, znanego szerzej z roli Lokiego w filmowych adaptacjach komiksów Marvela.