Przez trud do Andromedy czyli czego oczekuję od nowego Mass Effect - Meehow - 1 lipca 2016

Przez trud do Andromedy, czyli czego oczekuję od nowego Mass Effect

Przez%20trud%20do%20Andromedy%2C%20czyli%20czego%20oczekuj%u0119%20od%20nowego%20Mass%20Effect

O tym, że BioWare pracuje nad czwartą odsłoną serii Mass Effect wiemy od listopada 2012 roku, kiedy Casey Hudon – ówczesny kierownik serii – ogłosił w tweecie, że studio zajmuje się „zupełnie nową grą z cyklu Mass Effect”. Myślę, że nie ma przesady w stwierdzeniu, że zasadniczo niewiele wiedzieliśmy o Mass Effect 4, bo tak zwykło się nazywać tę enigmatyczną produkcję, do momentu, w którym na targach E3 w 2015 roku ogłoszono, że jej oficjalna nazwa brzmi Mass Effect: Andromeda. Plotek, przecieków i innych nieoficjalnych informacji co prawda nigdy nie brakowało, właściwie to wciąż ich przybywa, ale niestety nie możemy powiedzieć tego samego o konkretach, których znamy zatrważająco mało, jak na ten etap produkcji. Chyba każdy fan serii był nie tylko rozczarowany, ale i zaskoczony brakiem sensownej prezentacji Mass Effect: Andromedy na tegorocznych targach E3. Jako że, w związku z powyższym, bujanie w obłokach wciąż jest uprawnione, postanowiłem przygotować niniejszy felieton poświęcony moim nadziejom, marzeniom i pomysłom na Andromedę. Jak powinien wyglądać czwarty Mass Effect według – jeśli mogę sobie pozwolić na zdanie nieskromności – weterana serii? Po odpowiedź i na, mam nadzieję, dyskusję zapraszam do lektury.

Eksploracja

Eksploracja to jeden z marketingowych sztandarów Andromedy, więc nie mam wątpliwości, że okazji do zwiedzania największej galaktyki Grupy Lokalnej nie zabraknie. Nie napawa mnie to jednak optymizmem, mając w pamięci to, czego BioWare dopuściło się w Dragon Age: Inkwizycji. Naprawdę nie mam ochoty na zabawę w kosmicznego złomiarza, poszukującego bezużytecznych znajdziek. Podobnie nie rajcują mnie zadania typu przynieś-zanieś-pozamiataj, a już z całą pewnością szlag mnie trafi, jeśli będę musiał założyć setkę obozów, żeby dobrnąć do napisów końcowych. Wydaje mi się, że co najmniej czwartą część czasu potrzebnego do ukończenia Inkwizycji spędzaliśmy na zamykaniu szczelin i zakładaniu obozowisk. Do eksploracji chcę być zachęcony żywym i intrygującym światem, a nie zmuszony odgórnym nakazem. Boję się jednak, że BioWare po raz kolejny ulegnie pokusie łatwego wydłużania czasu rozgrywki przez tworzenie planet na zasadzie kopiuj-wklej, z czego na połowie z nich znajdziemy co najwyżej jakieś nic nieznaczące śmieci.

W Andromedzie życzyłbym sobie swojego rodzaju połączenia sprawdzonych rozwiązań z oryginalnej trylogii: skanowania i eksploracji planet na piechotę i w Mako, a także poszukiwania ciekawych rzeczy w przestrzeni międzyplanetarnej na wzór tego z Mass Effect 3 (i bardzo, ale to bardzo chciałbym usłyszeć „Uncharted Worlds”/”New Worlds” w takiej czy innej wersji, gdy otworzę mapę galaktyki). Pionierski charakter fabuły nie musi być kulą u nogi gracza, a wręcz przeciwnie – powinien pozwolić nam odkryć uniwersum niejako na nowo, cieszyć się poznawaniem jego sekretów i nagradzać dociekliwość interesującymi smaczkami. BioWare miało wystarczająco dużo czasu, aby stworzyć świat na miarę tego z Wiedźmina 3 i zerwać tym samym z tradycją absolutnej martwicy. Czy tak będzie? Naprawdę chciałbym zostać mile zaskoczonym, a potencjał nowej galaktyki jest ogromny, równie ogromny, jak ona sama – szacuje się, że w jej skład wchodzi około biliona (!) gwiazd, podczas gdy Droga Mleczna według szacunków posiada od 100 do 400 miliardów.

Galaktyka Andromedy, zdjęcie wykonane teleskopem GALEX (fot.: NASA, źródło: en.wikipedia.org)

Mechanika

Nie da się ukryć, że kwestii mechaniki rozgrywki trylogia Mass Effect była cokolwiek nijaka: poszczególne gry nie należały ani do dobrych erpegów, ani do dobrych strzelanek TPP, a ich silnik napędowy stanowiły – właściwie wyłącznie – ciekawa (choć sztampowa) fabuła i interesujące postaci.  Jak zdarzało mi się już pisać, w kwestii mechanizmów jestem w stanie wybaczyć wiele, co nie oznacza, że nie chciałbym, aby nowy rozdział w historii marki nie wprowadził dobrej zmiany, tym bardziej, że nie trzeba się w tym względzie szczególnie napracować. Zasadniczo wystarczy skorzystać ze sprawdzonych rozwiązań.

Może to dziwne, ale w kwestii rozgrywki moim zdaniem najlepiej wypada toporny pierwszy Mass Effect, a najsłabiej najwyżej oceniany Mass Effect 2. Przede wszystkim uważam, że Mass Effect 2 i Mass Effect 3 były zbyt łatwe – nawet na ostatnim poziomie trudności nie stanowią większego wyzwania dla osoby mającej styczność ze strzelankami . Chciałbym, aby ta sytuacja uległa zmianie w Andromedzie, aby gra zmuszała nas do stosowania różnych taktyk, ruchu po polu walki, używania różnych rodzajów uzbrojenia i umiejętności, a nade wszystko: abyśmy musieli czasem wysilić umysł przy starciu z bossami, a nie tylko celnie strzelać i sprawnie chować się za niezniszczalnymi zasłonami. W kwestii tych ostatnich liczę, że silnik Frostbite tchnie nieco życia w statyczne pola bitew; mowa oczywiście o destrukcji otoczenia, a nawet skryptowanych zdarzeniach, zmieniających warunki panujące w miejscu starcia. Aby sytuacja była nawet bardziej płynna, chętnie zobaczyłbym powrót systemu życia z Mass Effect, w którym zdrowie regenerować można tylko za pomocą mediżelu, jaki z kolei należy uzupełniać i mądrze zużywać. „Podnoszenie” nieprzytomnych towarzyszy także powinno zostać mocno ograniczone. Z łezką w oku wspominam również system strzelectwa z Mass Effect, w którym musieliśmy unikać przegrzania broni. Być może dałoby się to w jakiś sposób przywrócić w Andromedzie, chociażby na wyższych poziomach trudności bądź na zasadzie opcjonalnej możliwości prowadzenia ostrzału bez użycia pochłaniaczy termicznych.

Oczywiście tryb opowieści to świetny wynalazek dla osób, które nie chcą dłużej zatrzymywać się na co trudniejszych walkach czy użerać się z mechaniką, ale nie można zapominać o graczach pragnących przetestować swoje skille oraz tych nielubiących, kiedy jest zbyt łatwo i zbyt trudno. Dlatego też, słowem podsumowania, liczę na dobrze przemyślane poziomy trudności. Wybierając tryb typu „koszmar” naprawdę chcę zbierać tęgie lanie i czuć rygorystyczne ograniczenia, a nie tylko dłużej postrzelać zza zasłony. Decydując się na „normalny” nie oczekuję, że walki same się wygrają, tylko że dostarczą odpowiedni balans między wyzwaniem a szybkim poznawaniem fabuły.

Skoro Wiedźmin wyrobił się mechanicznie, to i Mass Effect może! (źródło: YouTube)

Mając część strzelankową za sobą, pomówmy o tym, co zrobić, aby Mass Effect: Andromeda stało się przynajmniej względnie dobrym erpegiem w sensie mechanicznym. Moim zdaniem należałoby przede wszystkim wrócić do systemu rozwoju postaci z pierwszego Mass Effect i nieco go zmodernizować, chociażby przez wzbogacenie go z rozgałęzieniami zdolności znanymi z Mass Effect 3. Posiadając na powrót różnego rodzaju umiejętności, moglibyśmy dodatkowo personalizować prowadzone przez nas postaci i oderwać się od porażającej biedy i prymitywizmu, jakie wciśnięto nam w Mass Effect 2 i Mass Effect 3. Oczywiście chodzi również o to, aby bohaterowie gry, będący wszak pionierami w nieznanej galaktyce, musieli posiadać stosowne biegłości do, dajmy na to, hakowania czy naprawiania zepsutych urządzeń. Dobrze by było, gdyby powróciły przy tym mini-gry, których zabrakło w Mass Effect 3. Oprócz tego chciałbym, aby znów zaostrzono ograniczenia klasowe postaci, tj. jakie pancerze mogą nosić, z jakich broni korzystać oraz jakich umiejętności i zdolności mogą się nauczyć.

W dobrym erpegu często pojawia się system rzemiosła i modyfikacji, a Mass Effect: Andromeda wydaje mi się tytułem, który szczególnie powinien taki posiadać, wszak znajdziemy się w nowej galaktyce, odcięci od koncernów wytwarzających wyposażenie, a więc zdanie się na wyroby własnej produkcji wydaje się logiczne. W kwestii ulepszania broni zasadniczo wystarczają rozwiązania z Mass Effect 3, choć dorzuciłbym do nich udoskonalenia pancerzy i alternatywne rodzaje amunicji (wyrzucając je z mocy postaci) z Mass Effect. W grze w znacznej mierze eksploracyjnej chciałoby się jednak systemu rzemiosła z prawdziwego zdarzenia, a konkretnie takiego, który pozwoli nam samemu wytwarzać rozmaite części, pociski, pancerze czy bronie. A skoro będziemy mogli ulepszać pojazd Mako, to liczę, że wzorem Mass Effect 2, to samo uczynimy z Tempestem, naszym statkiem.

Jeśli chodzi o tryb wieloosobowy, to prawdopodobnie znowu otrzymamy kooperacyjnego multiplayera, przypominającego tego z Mass Effect 3. To dobrze, choć szczerze mówiąc chętnie pograłbym na zasadach PvP. Okazje fabularne są: kontakt z nowymi rasami, a na pewno nie wszystkim spodoba się wizyta nieproszonych gości, w tym przypadku ludzi i innych mieszkańców Drogi Mlecznej. Chciałbym też, aby BioWare podeszło z pewnym umiarkowaniem do rozwoju multiplayera. Nie mam ochoty ponownie oglądać postaci na pierdyliardzie wzmacniaczy, z wunderwaffe w ręku i o klasie z dość przepakowanymi zdolnościami biotycznymi. Obawiam się jednak, że właśnie z tego powodu, tj. przez problematyczne balansowanie, modułu PvP w Andromedzie nie uświadczymy.

Na koniec mam tylko nadzieję, że BioWare nie będzie marnować czasu i zasobów na elementy, które nie mają większego wpływu na rozgrywkę.

Grafika

Liczę, że zastosowanie silnika Frostbite zamiast przestarzałego Unreal Engine 3 przełoży się pozytywnie na wrażenia wizualne płynące z rozgrywki. Różnorodniejsze i realistyczniejsze modele postaci, lepsza mimika ich twarzy czy chociażby większe i ładniejsze poziomy bez wątpienia korzystnie wpłynęłyby na ogólny odbiór Andromedy, wbrew moim zdaniem nieco przesadzonego poglądu, że grafika nie ma znaczenia. W takich produkcjach jak Mass Effect oprawa graficzna zdecydowanie jest ważnym elementem, istotnym nawet dla fabuły jako narzędzie narracyjne. Poza tym łudząco podobni  turianie, kroganie czy salarianie naprawdę zmniejszają immersję gracza. Dzięki możliwościom silnika EA DICE ta sytuacja ma szansę się zmienić, a i my dłużej pobawimy się edytorem postaci, kreując naszego Rydera/panią Ryder.

Asari, która nie wygląda jak pół galaktyki – miodzio! (źródło: YouTube)

Oprawa dźwiękowa

Bo Mass Effekty bez swoich ścieżek dźwiękowych to jak pół Mass Effektów. Ewolucja soundtracków w serii jest naprawdę interesująca, lecz nie będę udawał, że znam się na muzyce, bo się nie znam – jedynie uwielbiam jej słuchać. Mam nadzieję, że BioWare ponownie zaprosi do współpracy Sama Hulicka i Jacka Walla, twórców większości utworów muzycznych w oryginalnej trylogii, a także Saschę Dikiciyana (znanego szerzej jako Sonic Mayhem) czy Crisa Velasco.Chciałbym również, aby Clint Mansell ponownie skomponował nieco muzyki, gdyż „Leaving Earth” uważam za prawdziwe arcydzieło. W swoich marzeniach widzę też Michaela McCanna (vel Behavior), twórcy znakomitego soundtracku Deus Ex: Human Revolution, w składzie kompozytorów, choćby w gościnnej roli.

„Uncharted Worlds”/”New Worlds” na mapie galaktyki albo GTFO!

Fabuła

Fabuła i postaci to coś, co sprawia, że do trylogii Mass Effect wracam w zasadzie co roku. W tym względzie jestem pamiętliwy i nigdy nie wybaczam. Przede wszystkim oczekuję, że BioWare sensownie i ciekawie wytłumaczy, jak ludzie i inne rasy Drogi Mlecznej znalazły się w galaktyce Andromedy, która oddalona jest od Ziemi o około 2,5 miliona lat świetlnych (jeśli przyjmiemy, że rok świetlny to mniej więcej 9 bilionów kilometrów, to otrzymamy 22,5 tryliona kilometrów do przebycia). O ciekawej i moim zdaniem coraz bardziej prawdopodobnej teorii, tzw. Teorii Arki, pisałem niecały rok temu na łamach serwisu gry-online.pl. Wyliczyłem w nim również, że podobna podróż zajęłaby sporo ponad 200 lat, i to używając najszybszych znanych napędów FTL.

Muszę przyznać, że bardzo podoba mi się główna bohaterka (najpewniej inspirowana Sally Ride, pierwszą Amerykanką w kosmosie), którą pokazano w dość biednym zwiastunie na tegorocznych targach E3. Nie chodzi mi o jej urodę, a o fakt, że wydaje się dość „zwyczajna”. Wiemy także od Maca Waltersa, że będziemy mieć do czynienia  z opowieścią typu „od zera do bohatera”, a więc nieco inną niż ta z oryginalnej trylogii, gdzie Komandor Shepard już miał wyrobioną reputację na starcie. Z tego co zdradzono w czasie targów E3 wynika, że nasze poczynania będą miały również wpływ na postrzeganie całej ludzkości przez mieszkańców galaktyki Andromedy. To z pewnością interesujący dodatek, zwłaszcza jeśli faktycznie wpływałby na interakcje z postaciami niezależnymi. Ciekawi mnie również, czy w parze z takim zabiegiem pójdzie ulepszony system moralności, przewidujący na przykład więcej możliwości poza idealistą i renegatem i dalej dającym wykorzystać się w czasie rozmów.

Protagonistka wygląda tak... przyjemnie przyziemnie. (źródło: YouTube)

To że postaci były głównym silnikiem napędowym trylogii nie jest raczej żadną rewelacją – sama fabuła była raczej sztampowa, jak to w grach BioWare, choć zdecydowanie dobrze zrealizowana. Nie spodziewam się, że w Andromedzie Kanadyjczycy porzucą zamiłowanie do utartych schematów, więc moje oczekiwania dotyczą głównie bohaterów gry i interakcji z nimi. W tym względzie życzyłbym sobie ilości i różnorodności dostępnych opcji dialogowych na poziomie pozwalającym poznać i wsiąknąć w świat przedstawiony oraz osadzoną w nim opowieść. Moim ideałem byłoby połączenie mnogości wyborów wypowiedzi z Mass Effect z sytuacyjnymi „wtrąceniami” z Mass Effect 2 i 3. Przy tym z jednej strony chciałbym, aby BioWare nie unikało trudnych tematów, jak wiara czy życie pozagrobowe, a z drugiej boję się, że Kanadyjczyków stać tylko na kwestie związane z homo-, trans- czy innym -seksualizmem, co pokazywali zwłaszcza w serii Dragon Age. Naprawdę wolałbym nie spotkać asari, która postanowiła zostać facetem w naszym rozumieniu. Chociaż gdyby dla odmiany zastosowano pluralizm i dano nam przy tym możliwość i pozytywnego, i negatywnego ustosunkowania się do takiej przemiany, wszystko byłoby w najlepszym porządku. Warto przy tym pamiętać, że w kwestii rozmnażania rasy asari Shepard mógł wyrazić obrzydzenie w pierwszym Mass Effect podczas rozmowy z Liarą. Podobnie w czasie pogaduszki z Ashley dało się zadeklarować wiarę, życzliwą neutralność bądź skrajną antyreligijność. Takich definiujących postać konwersacji powinno w Andromedzie być jak najwięcej.

Zmierzając ku końcowi, zastanawia mnie, które rasy Drogi Mlecznej nie wystąpią w Andromedzie. Osobiście stawiam na batarian, gethów oraz quarian. Lepszym i ważniejszym pytaniem jest jednak: czy wśród towarzyszy znajdą się przedstawiciele nowych ras? A jeśli tak, to jak pokonana zostanie bariera językowa, skoro programy tłumaczące nie posiadają stosownych danych?

Ta jednostka przypomina mi nieco Tygiel... (źródło: YouTube)

Ogólnie rzecz ujmując jestem ciekaw, co BioWare zaserwuje nam w Andromedzie. Wcielanie się w rolę obcych, niewykluczone że najeźdźców, i poznawanie na nowo nowej galaktyki jest z pewnością intersującą odmianą względem tego, czym już nas uraczono. Mam tylko nadzieję, że nawiązywanie kontaktu z innymi rasami rozumnymi i kolonizacja nie będą celami samymi w sobie, lecz częścią większej intrygi, która otworzy drogę do dalszego rozwoju serii. Chciałbym przy tym, aby Andromeda w odpowiednim stopniu nawiązywała do wydarzeń z trylogii tak, abyśmy nie zatracili swojego rodzaju poczucia ciągłości uniwersum. Jasne, mając asari czy kroganina u boku trudno zapomnieć, że gramy w Mass Effect, jednakże lubię słyszeć coś w grze i móc pomyśleć „byłem tam, widziałem to, wiem o co chodzi”.


Jeśli spodobał się Wam powyższy tekst, chętnie przygarnę Waszego lajka na moim fanpejdżu w serwisie Facebook. Dzięki niemu możecie zawsze być na bieżąco z moją radosną twórczością oraz zmotywować mnie do dalszej pracy. Z góry dziękuję. :-)


Jeśli interesuje Was seria Mass Effect, polecam kilka innych tekstów mojego autorstwa:

Sekrety serii Mass Effect

Sekrety serii Mass Effect, część II

Sekrety serii Mass Effect, część III

Co wycięto z trylogii Mass Effect?

Dlaczego co roku wracam do trylogii Mass Effect

„Obudź się, Komandorze”, czyli wspomnienie Teorii Indoktrynacji

Galaktyczny exodus w grze Mass Effect: Andromeda, czyli Teoria Arki

Meehow
1 lipca 2016 - 17:32