Wiecie jak to jest... Krucho z kasą, kredyty depczą po piętach kolejnymi terminami spłat, więc człowiek nie marudzi, tylko bierze pracę jak leci.
Tak trafiłem na ogłoszenie w miejscowej gazecie. Poszukiwali, odważnego, odpornego na stres człowieka z dużą tolerancją na rzeczy nadprzyrodzone. Pomyślałem, co to dla mnie? Mieszkałem kilka lat w akademiku. Cuda były tam na porządku dziennym. Zgłosiłem się i niemal od ręki zostałem przyjęty na stanowisko Pogromcy.
Na początku trafiłem do kwatery głównej zespołu.Poznałem kolegów po fachu, czyli Blondynę z Konkretnym Spojrzeniem, Czarnulkę z Kulą Włosów na głowie, Wielkiego faceta z Wielkim Gunem i klasycznego Pana Przystojnego. Bez zbędnego wstępu wysłano mnie na moją pierwszą akcję. Klasyczna stara rezydencja, w której zapomnianych korytarzach, czaiło się coś więcej niż tylko kurz i bród. Naszym zadaniem było pozbycie się problemu. Każdy z moich towarzyszy poza klasycznym zestawem łowcy duchów, czyli P.K.E i plecakiem protonowym, miał unikalną broń. Nie jestem pewny na ile strzelanie z miniguna może być choćby minimalnym zagrożeniem dla ducha, ale ja tu tylko sprzątam... Wciśnięty w klasyczny uniform, silnym kopniakiem rodem z filmów sensacyjnych wbiliśmy się do budynku i rozpoczęliśmy polowanie.
Szło topornie. Wszyscy poruszali się bardzo wolno, co w sumie można było zrozumieć. Ostrożności nigdy za wiele. Jeszcze by się ktoś na Poltergeista natknął w biegu i wypadek gotowy. W powolnym marszu wykrywaliśmy kolejne tajemnicze znaki i eliminowaliśmy zastępy pomniejszych duchowych sprawców niepokoju właścicieli domu. Na samym końcu naszej wędrówki czekał główny antagonista świata spirytystycznego. Jednak co specjaliści, to specjaliści. Trzepnęliśmy paskudą kilka razy o podłogę i się poddała. Wprawdzie moi towarzysze biegali trochę bez ładu i składu, ale ostatecznie wyszliśmy z potyczki zwycięsko.
Czekacie pewnie na jakieś ekscytujące opowieści z pracy? Niestety muszę Was rozczarować. Praca Pogromcy Duchów to ciężki i monotonny kawałek chleba. Wracamy do biura, czekamy na kolejny telefon i ruszamy w teren. Czasami odwiedzimy rezydencję, czasami cmentarz projektowany przez architektonicznego pomyleńca z labiryntem korytarzy i zakamarków. Za każdym razem przychodzi nam wykończyć całe zastępy zombie czy pomniejszych duchów, a wszystko i tak zawsze kończy się tak samo. Po zaledwie kilku bardzo krótkich misjach, zdecydowałem się zrezygnować z tego zajęcia i złożyłem wypowiedzenie. Mam wrażenie, że moja nowa posada na poczcie będzie zdecydowanie bardziej fascynująca…