Deus Ex: Rozłam Ludzkości - recenzja gry tylko i aż bardzo dobrej
Cwany ten Singer. Recenzja filmu X-Men: Przeszłość, która nadejdzie
14 nieścisłości fabularnych w filmowej serii X-Men
Prince of Persia jako sandbox?
Niesamowity Spider-Man 2 - recenzja filmu
Niech mistrzem Hiszpanii zostanie Atletico
Po czterech długich latach oczekiwań od doskonałego Mrocznego rycerza, oraz po siedmiu latach od filmu Batman – Początek który rozpoczął całą karuzelę, wreszcie na ekrany kin trafił Mroczny rycerz powstaje (polski przekład tytułu nie jest najszczęśliwszy, a już zwłaszcza jak przychodzi do odmieniania go, np. na potrzeby recenzji). Ogrom oczekiwań wobec nowego dzieła Nolana był niebotyczny, w tym roku w tej materii dogonić mógł go chyba tylko Prometeusz. Czym różnią się oba filmy? Nowy Batman nie zawiódł, a przynajmniej nie na taką skalę.
Po naprawdę dobrym wyjaśnieniu genezy Batmana, o jakie Christopher Nolan pokusił się w filmie Batman – Początek, w 2008 roku przyszedł czas na właściwą akcję. Mroczny rycerz był pierwszym w historii obrazem o nocnym mścicielu bez słowa „Batman” w tytule. Zdaniem wielu, w tym i moim, jak dotąd okazał się być filmem najlepszym.
Mroczny rycerz jest dużo bardziej dynamicznym kawałkiem kina niż Batman – Początek. Znaliśmy już genezę bohatera, zatem bez większych wstępów mogliśmy od razu zostać wrzuceni w wir akcji. Tak też się stało, a w konsekwencji już pierwsze sceny napadu na bank absorbują uwagę widza, który z zaciekawieniem śledzi kolejne poczynania Jokera i spółki. Podobnie ma się sprawa z tytułowym bohaterem tej historii – najpierw w akcji widzimy Batmana, dopiero później Bruce’a Wayne’a. I dobrze, bo przecież na "mięcho" czekaliśmy od poprzedniego filmu.
Wielka przeszłość, wielki reżyser, wielkie oczekiwania i… Wielkie rozczarowanie? Może nie wielkie, ale pozostaje spory niedosyt. Prometeusz mógł i powinien być lepszy. O brzasku mogliście zapoznać się z recenzją Avera. W kilku miejscach się z nim zgodzę, a w kilku nie. Zapraszam, nie obawiajcie się o spoilery, ale wybaczcie w związku z tym możliwe ogólniki.
Musiało minąć osiem długich lat, by po spektakularnej klapie, jaką był Batman i Robin Joela Schumachera, mściciel z Gotham mógł powrócić w chwale. Stało się to za sprawą Christophera Nolana, który podjął się niełatwego zadania i podołał mu w sposób więcej niż dobry. Batman – Początek był rozpisanym z głową restartem przygód Mrocznego Rycerza, który zyskał uznanie widzów i zarobił solidną sumkę dla wytwórni Warner Bros. Najlepsze dopiero miało nadejść, ale już sam Batman Begins to naprawdę solidna dawka filmowych wrażeń.
Film z rozmysłem przedstawia kolejne etapy przemiany Bruce’a Wayne’a, a te dokonywały się w kilku etapach. Nolan nie byłby sobą, gdyby nie pomieszał trochę w chronologii (jak np. rok później w Prestiżu) - w ten sposób mamy przemieszane sceny z jego dzieciństwa, buntownicze zapędy i chęć zemsty młodego mężczyzny, morderczy trening z dala od domu i właściwą akcję już jako Batman po powrocie do Gotham City. Takie zabiegi zawsze skutecznie utrzymują uwagę widza przy wydarzeniach przedstawianych na ekranie.
Z pewnym opóźnieniem obejrzałem film The Amazing Spider-Man. Zważając na to, że nowy Człowiek-pająk nie należał do czołówki oczekiwanych przeze mnie filmów tego roku, nie ma się co dziwić. Po prostu byłem przeciwnikiem jego powstawania. Poprzednia trylogia jest jeszcze stosunkowo świeża, więc taki restart był w moim mniemaniu zbędny. I po seansie trzymam się tego zdania. To film przyjemny, choć niepotrzebny. Bliżej premiery mogliście zapoznać się z opiniami eJaya i Mruqe. Teraz ja dorzucę krótko swoje trzy grosze, będąc bliższym tej stonowanej oceny.