Legendy Polskie Allegro pod względem muzycznym
Rozmawiamy z Malukah - artystką i kompozytorką uwielbianą przez graczy
Najlepsza muzyka w grach: The Elder Scrolls IV: Oblivion
Retro electro, czyli elektronika z VHS kontraatakuje!
365 dzień na Ziemi, czyli mój rok na Gameplay'u.
Jak wydawane są soundtracki z gier (dyskusja) - Słowo na niedzielę(44)
Pisałem już o muzyce filmowej oraz elektronicznej w kilku różnych wpisach – zdarzyło się nawet połączenie tych dwóch gatunków, nie tak bardzo przecież od siebie odległych, jeżeli dokładniej się im przyjrzymy. Tę „przepaść” sukcesywnie zaczęto zmniejszać już kilka lat temu, kiedy do kanonu instrumentów na stałe weszły elektroniczne perkusje, gitary, skrzypce; syntezatory, keyboardy czy mixery znacząco poszerzające możliwości kompozytorów. Nawet w przypadkach, w których teoretycznie nie wyobrażamy sobie dopasowania takiej muzyki, udało się ją „wcisnąć” i zachwycić odbiorców, czego świetnym przykładem jest Hitman: Contracts – ze ścieżką dźwiękową stworzoną przez Jespera Kyda.
Floydzi wydają nową płytę. Tak – to nie jest żart. Panowie (nie wiem czy patrząc na wyciągi bankowe, czy po prostu z sentymentem na przeszłość) postanowili opublikować niewydawany materiał, zatytułować go The Endless River i pokazać światu za parę miesięcy. Zbiegło się to z czerwcową rocznicową premierę ostatniego (jak się okazuje – do czasu) studyjnego krążka, czyli The Division Bell. Został on wydany w formie winylowego remasteru oraz w kolekcjonerskim boksie, który prócz rzeczonego winyla zawiera również kilka innych bardzo ciekawych rzeczy. Więc jak wypada to pudło i czy Floydzi poprawili się od czasu wydania mocno średnich edycji Immersion Box Set?
Maski. Pełno strasznych i mrożących krew w żyłach masek przypominających przerośnięte i przerysowane zwierzęta. Hektolitry krwi i masa trudnych do wyjaśnienia morderstw. Dziesiątki wykorzystanych broni, od pałek, kijów i noży, po karabiny maszynowe i profesjonalne strzelby. To wszystko z pewnością składa się na udany thriller, lecz w tym wypadku zostało wykorzystane w dwuwymiarowej grze, która wywalczyła sobie miejsce w sercach graczy poziomem trudności, historią, niezwykłym klimatem, nietypową, pikselowatą grafika oraz ośmiobitowymi hitami. Niezależne Hotline Miami pobiło wiele wysokobudżetowych produkcji, a my, w oczekiwaniu na drugą część, przyjrzymy się bliżej muzyce z części pierwszej.
Ta sytuacja jest chyba najlepszym pokazem tego, jak potężny i wpływowy może być dobry marketing. Lany Del Rey nie słuchałem. Chociaż, co oczywiste, jej piosenki gdzieś tam obijały mi się o uszy, to nie miałem specjalnej potrzeby, by się zagłębiać w jej twórczość. Jednak ostatnio, z okazji zbliżającej się premiery najnowszej płyty Lany, Ultraviolence, byłem co raz bardziej „napastowany” przez różne informacje mniej czy bardziej odnoszące się do tego wydawnictwa. Najpierw były różne artykuły poświęcone samej Lanie, w tym bardzo ciekawy i intrygujący tekst z Newsweeka. Potem nadeszła gameplay’owa recenzja od HubertTalera, a tym, co ostatecznie przekonało mnie, że po prostu muszę się z tym albumem zapoznać były niezwykle pochlebne wypowiedzi samego Marka Niedźwieckiego. Skoro „Niedźwiedź” mówi, że coś jest dobre (albo nawet i bardzo dobre), to wypadałoby się chociaż z tym zapoznać i wyrobić własne zdanie. I tak machina marketingowa dopadła i mnie – poszedłem posłusznie do sklepu, nabyłem płytę i ją odsłuchałem. Teraz, kilka dni po pierwszym odsłuchu czekam na przesyłkę z kolekcjonerską edycją tego krążka, bo, sam chyba nie wierzę, że to mówię, jest on naprawdę bardzo dobry. Dokładnie tak, jak mówił „Niedźwiedź”.
Lubię, kiedy muzyka przywołuje pewne obrazy. Kiedy jestem w stanie dopasować dany kawałek do sytuacji czy miejsca, dzięki czemu w mojej głowie tworzy się niezwykle klimatyczna wizja. Z tego powodu zdarzy mi się słuchać piosenek, które średnio trafiają w gust moich znajomych (vide Number 24 w wykonaniu Polly Scattergood). Jedną z artystek, która świetnie trafia swoją muzyką w moje wyobrażenia, jest tytułowa Emika, którą znalazłem przeglądając półki wyprzedażowe niedalekiego Media-Markt.
Wczoraj, zanim poszedłem spać, z jakiegoś powodu wszedłem na Gameplay’a, żeby sprawdzić czy nie ma tam nowych tekstów. Otóż był – i to taki, który tematem mnie zainteresował. Temat artykułu? Niekwestionowane zalety Spotify. Piras, bo to on jest autorem, przedstawia w nim plus Spotify i patrzy na niego bardzo przychylnym okiem. Zabawna sprawa, bo dla mnie Spotify to coś, co wyrządziło być może największe szkody dla przemysłu muzycznego (oraz kulturze słuchania muzyki) w całej historii. Jako, że z muzyką i dźwiękiem związałem się nie tylko hobbystycznie, ale i zawodowo uznałem, że muszę napisać ten artykuł, odpowiedź na tekst Pirasa, by przedstawić inną, znacznie gorszą stronę tego tworu zwanego Spotify. Ale nie zapominajmy, że Gameplay jest częścią GOL-a, a więc portalu dla graczy. Dlatego też będę starał się czynić różne analogie między muzyką a grami – tak, żeby każdy gracz tutaj (a jest ich znakomita większość) wiedział, co czuję, gdy ktoś mówi, że Spotify jest genialny itd.
Czy istnieją ludzie nie lubiący słuchać muzyki? Wydaje mi się, że nie. Różnorodność stylów, dźwięków, rytmów sprawia, że każdy - nawet najbardziej wybredny jest w stanie zaspokoić swoje wewnętrzne pragnienia rytmiczne. Ja z kolei zawsze stroniłem od Winampa, Aimpa, wszelkich playerów, radia stacjonarnego, czy internetowego. Nie lubiłem muzyki? Przeciwnie.
Do nietypowych gier potrzebni są nietypowi kompozytorzy. Albo ogółem muzycy, ponieważ użycie w tym wypadku słowa „kompozytor” pewnie będzie według wielu osób nadużyciem. Czasem, wśród standardowej kadry, pojawi się ktoś całkowicie niezwiązany ze ścieżkami dźwiękowymi i wykona kawał dobrej roboty, który z pewnością jest wart odnotowania. Dzisiejsze Niech gra muzyka! (w sumie zeszłotygodniowe, ale do tego wrócę na koniec tekstu) spędzimy pod banderą jednej gry – restartu znanej i poważanej marki, jaką z pewnością jest Devil May Cry.
Po długiej przerwie wcale nie musiałem się zastanawiać, o jakim zespole napisać, w tę jakże piękną wakacyjną środę. Ostatnie dwa tygodnie upłynęły mi w dużej mierze pod znakiem pewnego brodatego jegomościa, któremu z biegiem czasu nie brzydną żarty o viagrze czy masturbacji, a już z pewnością nie traci formy w swojej lewej ręce, którą od ponad dwudziestu lat wyczynia takie cuda, że głowa mała. Panie, panowie, poznajcie jednego z moich idoli – Zakka Wylde'a i jego kapelę Black Label Society.
Kolejne Newsy. Informacje ze świata muzyki i audio: nowości prasowe, zapowiedzi płytowe, ogłoszenia koncertowe. W tym wydaniu bez wątpienia królują Judas Priest (powrót do tras koncertowych) i King Crimson (zupełnie nowy studyjny materiał!), znalazło się jednak miejsce na inne ważne rzeczy. Zapraszam do lektury.
27.06.2014 – 02.07.2014