Jakiś czas temu miałem okazję przeczytać i napisać kilka słów na temat Metal Hurlant. Kultowy magazyn komiksowy został wznowiony i z pełną siłą wrócił na scenę. Byłem zachwycony tym tytułem. Nie powinno nikogo dziwić, że musiałem sprawdzić, jak wypadnie drugi numer magazynu. Czy Metal Hurlant w stylu vintage będzie równie ciekawe?
Metal Max Xeno Reborn to niezwykły przykład nowej wersji gry, która pojawiła się na tej samej platformie zaledwie kilka lat temu. Używam pojęcia nowa wersja, bo Reborn nie jest typowym przykładem remake, zdecydowanie nie jest to remaster, ale gra nie jest też czymś w stylu Silent Hill Shattered Memories, które starało się podejść do pierwszej części kultowej serii Konami z innej perspektywy. Zamiast tego mamy inną oprawę graficzną, zmiany w mechanice i rezygnację z fabuły. Brakuje mi dobrego określenia na to czym jest Metal Max Xeno Reborn. Niestety nie jest to mój jedyny problem z tą produkcją.
Niedaleka przyszłość. Świat podzieliły między sobą najpotężniejsze rody. Pieniądz pozostaje wyznacznikiem sił i możliwości. Ale nie tylko. Są jeszcze oni – Łazarze. Potężni, zmodyfikowani genetycznie komandosi. Od ich skuteczności w największej mierze zależy układ sił. Czy Forever wygra wojnę dla rodu Carlyle?
Znaleziony w starożytnych ruinach nagi mężczyzna wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu jest niezaprzeczalnie żywy. Niczego nie pamięta. Ba, nie potrafi nawet mówić. Niebawem wyjdzie na jaw jego niemal nadprzyrodzony talent do naprawy wszelkich urządzeń. Wraz z "nowo narodzonym" stopniowo odkrywamy kolejne tajniki TER. Ich poznawanie samo w sobie dostarcza olbrzymiej przyjemności.
Co łączy zabójstwo z motywem kradzieży, zalanego w trupa policjanta, dystyngowaną ślicznotkę głodną nietuzinkowych wrażeń, stojącego na głowie mistrza nie wiadomo czego, meksykanko-Indiankę i herbatkę u cioci? Oczywiście Jeremiah i Kurdy - para przyjaciół podróżujących krętymi ścieżkami postapokaliptycznej przyszłości.
Była policjantka trafia do karnej kolonii na Marsie. Czerwona planeta ma dzięki niej za kilka lat stać się głównym środowiskiem życia ludzi. Jedynym miłym gościem w brutalnych realiach wydaje się Josh - wyznawca Nowego Kościoła Synkretycznego. Jasmine będzie potrzebowała sprzymierzeńców, by przetrwać. Czy potężna sekta okaże się właściwym wyborem?
Młody Francoi nie jest zaskoczony wieścią, że okazał się najlepszy spośród kandydatów na prestiżową uczelnię. To żadna próżność, a jedynie zwykła świadomość własnej wartości, jak tłumaczy swemu profesorowi. Pewny siebie, arogancki, wysportowany i superinteligentny bohater wydaje się człowiekiem, przed którym świat stoi otworem. Tyle że świat właśnie zamierzał z hukiem zamknąć wieko.
Czasem zastanawiam się, jak to się stało, że jemy i pijemy te rzeczy, które jemy i pijemy. Na przykład jak ktoś wpadł, że z migdałów da się zrobić mleko, albo że można ileś czau trzymać kapustę w dzbanie pod kamieniem i wyjdzie z tego, coś jadalnego? Podobnie jest z różnymi innymi substancjami. Ile rzeczy ktoś musiał wypalić, zanim trafił na to, co teraz palą całe tłumy. Ciekawią mnie tacy pionierzy i ich historie. Chyba dlatego sięgnąłem po komiks Heavy Liquid. Tylko czy opowieść o ciężkiej cieczy to pychota, czy ciężkostrawne pudło?
Stare, science fiction jest wspaniałe. Taka myśli przychodzi mi do głowy za każdym razem, gdy oglądam niskobudżetowe produkcje z tego gatunku. Roger Corman, włoskie produkcje czy statki kosmiczne wykonane z rolek z papieru toaletowego. Niby jest to tandetne i kiczowate, ale ma pewien rodzaj magii, świetnie bawi i serwuje niespotykane przygody. Za to cenię komiksowy cykle Fear Agent. Nie ma w nim oporu przed korzystaniem z podobnych pomysłów i bawieniem się konwencją rodem z magazynów typu pulp.
Gdy młoda dziewczyna dołącza do załogi międzyplanetarnego statku kosmicznego ma w głowie tylko jedno. Nadzieję na to, że wśród bezkresnych podróży odnajdzie utraconą miłość. Czy w analizowanych przez nią wspomnieniach radosnych, szkolnych dni znajdują się klucze do znalezienia ukochanej?