Trochę nie po kolei zacząłem swoją przygodę z kinówkami w uniwersum Dragon Ball. Błąd jednak powoli naprawiam, wracając m.in. do pierwszego w historii pełnometrażowego filmu z Son Goku, a mianowicie Legendy o Shenlongu. Co można dzisiaj napisać o tej produkcji z 1986 roku? Zapraszam na analizę w wygodnej i szybkiej formie – w 12 tweetach.
Opisywana przeze mnie jakiś czas temu Mroczna strefa była pierwszą kinówką stworzoną w ramach Dragon Ball Z. Wcześniej fani serii mogli jednak zobaczyć filmy poświęcone przygodom małego Goku i spółki. Zrobiłem więc mały krok wstecz i wróciłem do Dragon Ball: Śpiąca Księżniczka z Zamku Diabła z 1986 roku. Czy warto go szukać i oglądać? Moje przemyślenia zebrałem tradycyjnie w 12 tweetach.
Należę do pokolenia wychowanego na Dragon Ball. Nie było to moje pierwsze anime ale trudno ukryć wpływ jaki Goku miał na dzieciaki w mojej podstawówce. Za dawnych czasów biegaliśmy po szkolnym wybiegu i udawaliśmy walki z ulubionej bajki. Każdy wyobrażał sobie wspaniały film jaki po prostu musi powstać na bazie przygód Bulmy i Goku. To co mieliśmy w głowie na pewno nie przypominało Dragon Ball: Evolution. Teraz żałuję, że zamiast wyczekiwać na Hollywoodzkiego crapa sami nie nakręciliśmy filmu o poszukiwaniu smoczych kul. Na szczęście, dawno temu jakaś inna banda amatorów się za to wzięła. Efektem ich chałtury jest dzisiejsza perełka, która zdecydowanie zasługuje na swe miejsce pośród Klasyki Kina Crapowatego.
Dragon Ball niebędący zwyczajną bijatyką? Stworzony na wyłączność na Wii? Opowiadający początki historii Son Goku? Przecież to musiało się udać. Wreszcie tysiące fanów mangi i anime miały zyskać możliwość wzięcia udziału w uwielbianych wydarzeniach z serii, w sympatycznej oprawie audiowizualnej. Jak jednak widzicie już po ocenie w prawym górnym rogu, w kilku miejscach twórcom powinęła się noga.
Dragon Ball to bardzo wdzięczny temat na grę. Charyzmatyczne postacie, ciekawi przeciwnicy, ogromna efektowność pojedynków. Może tylko cieszyć, gdy jakiekolwiek studio decyduje się potencjał mangi i anime wykorzystać w nieco inny sposób, niż tworząc typową bijatykę 1 na 1. Dragon Ball: The Revenge of King Piccolo to taki projekt – chodzona nawalanka, która opowiada o wydarzeniach z początków przygody Son Goku. Jak wypadają tam starcia młodego saiyanina z najważniejszymi przeciwnikami?
Uwaga, spojlery przeszywają mocniej niż Dodonpa!
Godzilla na PlayStation 4 wylądowała. Efekt jest zgodny z przypuszczeniami, jest słabo, brzydko i niezbyt miodnie. Bandai Namco znowu więc wydało tytuł na popularnej i mającej tysiące fanów licencji, który zrobiony jest przeciętnie, zbiera średnie noty i ma tyle samo wad co zalet. W takich chwilach człowiek zaczyna przyglądać się dokładniej wydawcy z Japonii i analizować jego posunięcia. Trudno jednoznacznie ocenić pracę tego wydawcy, który od kilku lat próbuje z lepszym lub gorszym skutkiem usatysfakcjonować fanów takich serii, jak Dragon Ball, Digimon, One Piece, Power Rangers czy właśnie Godzilla.
Należę do pokolenia wychowanego na Dragon Ball. Miło wspominam pędzenie do domu po lekcjach by tylko odpalić RTL 7 i oglądać przygody Goku i spółki. Wspaniała francuska pioseneczka towarzysząca czołówce i masa dziwnych tłumaczeń były częścią dzieciństwa, która zapadła mi w pamięć na długie lata. Dlatego też z niecierpliwością wyczekiwałem premiery Dragon Ball Super. Kontynuacja przygód bohaterów Dragon Ball Z to coś o czym marzyłem od lat. Czy pierwszy odcinek nowego cyklu o smoczych kulach staje na wysokości zadania?
Fani wstrzymali oddech, świat zamarł, a Akira przemówił: będzie nowa animowana seria Dragon Ball. I na tym w sumie ten news mógłby się skończyć, bo poza informacją o tym, że powstanie nowy serial nie wiemy prawie nic. Ale kto by się tam przejmował! W końcu liczy się, że Goku i spółka wracają na ekrany telewizorów!
Już w najbliższą sobotę na ekranach japońskich kin zagości Dragon Ball Z: Fukkatsu no F. Bez względu na to jaka była wasza opinia o poprzedniej produkcji Toei (na samym Gameplayu Dragon Ball Z: Battle of Gods zebrał bardzo mieszane oceny), warto uważnie przyjrzeć się najnowszej produkcji Akiry Toriyamy. Dlaczego? Ponieważ będzie to największy film w historii uniwersum. Dosłownie. Za tydzień premiera pierwszego, prawdziwie pełnometrażowego, ponad 2-godzinnego filmu z logiem DBZ.
Trzynaście i pół miesiąca. Dokładnie tyle czasu Gameplay.pl był wolny od moich komenatrzy na temat gier w które nikt nigdy nie grał i z dość dużą dozą prawdopodobieństwa nigdy nie zagra. Mieliście nadzieję, że pozbyliście się mnie na dobre, co? Ale wróciłem! Z najlepszą fanowską grą na motywach Dragon Ball w historii!
Hyper Dragon Ball Z to dwuwymiarowa bijatyka oparta na silniku M.U.G.E.N. Tych, którzy z przerażeniem uciekają widząc tą (nie)sławną nazwę od razu uprzedzam: nie macie się czego obawiać! W przeciwieństwie do takiego np. Dragon Ball Z M.U.G.E.N. Edition 2011 gra wygląda naprawdę ładnie nawet na pełnym ekranie (niestety, ale w większość tego typu gier trzeba grać siedząc kilka metrów od monitora).