Mrok, niepokój i niczym nieskrępowany sadyzm – trzy elementy, które występują w mandze Czarodziejki.net od samego jej początku. Tom piąty serii podtrzymuje dotychczasowy klimat połączenia horroru i mocnego thrillera psychologicznego, będąc pozycją godną uwagi dla wielu czytelników.
Kolejny, już czwarty tom serii Czarodziejki.net, serwuje czytelnikowi podobnie jak poprzednie części, masę mroku, przemocy i strachu. Sytuacja dziewczyn z każdym kolejnym rozdziałem zmienia się na gorsze i żadna z nich nie może być pewna czy dożyje kolejnego dnia.
Domowa biblioteczka mangowa wzbogaciła się o kolejny tytuł z gatunku „magiczne dziewczynki”. Na temat mangi „Wrobiona w magię” można przeczytać w sieci wiele niekoniecznie dobrych opinii. Czy tytuł naprawdę nie ma do zaoferowania nic więcej niż tylko przykuwającą uwagę okładkę (szczególnie męskiej części społeczeństwa)?
Czarodziejki.net urzekły mnie swoim klimatem i nietypowym podejściem do klasycznego tematu „mahō-shōjo”. Mrok, przemoc i tajemniczość wylewająca się z kart mangi Kentaro Sato, sprawiła, że z wielkim zainteresowaniem śledzę serię. Nie mogło więc zabraknąć na stronie stosownej recenzji trzeciego tomu.
Rodzimy rynek niezbyt mocno nasycony jest tytułami grupy CLAMP. Powodów takiego stanu rzeczy, jest naprawdę wiele, począwszy od niezbyt dużego zainteresowania ze strony potencjalnych odbiorców, kończąc na trudnych negocjacjach z autorkami, które słyną z tego, że niezbyt chętnie sprzedają licencje do swoich tytułów (szczególnie poza granicę Japonii). Trochę wody w Wiśle musiał upłynąć, ale wydawnictwu Waneko udało się przekonać artystki do wydania stosownego pozwolenia. Dzięki temu na rynek, z okazji 20-lecia firmy, zostały wydane dwie pozycje. Jedną z nich jest „Card Captor Sakura”.
Nastoletnie panny, magiczne różdżki, czarodziejki, hektolitry posoki, trup ścielący się gęsto, podrzynanie gardeł i zbliżający się koniec świata. Czy nie brzmi to intrygująco? Manga Czarodziejki.net to kolejny tytuł z pogranicza „mahō-shōjo”, który mnie mile zaskoczył i jest wart polecenia każdemu, kogo nie odrzuca przemoc i krew.
„Mahō-shōjo” – gatunek, który jakoś nigdy nie znalazł się w ścisłej grupie moich zainteresowań. Zawsze uważałem, że tytuły z kategorii „magiczne dziewczynki”, są kierowane do innej grupy odbiorców. W życiu jednak człowiek popełnia wiele błędów i ciągle się uczy. „Magic Knight Rayearth” przekonało mnie, że nie każda manga ze wspomnianego gatunku to coś czego należy unikać (nawet jeśli ma się dużo więcej niż te naście lat).
Rozczarowanie. To jedno słowo chyba najlepiej oddaje odczucia płynące z oglądania kolejnych odcinków Fairy Tail z 2014 roku. Anime, które miało spory potencjał i ogrom atutów, wydaje się z każdym epizodem osiągać coraz niższy poziom. I pomyśleć, że jeszcze rok temu, po pierwszych kilkunastu odcinkach, byłem skłonny w zachwycie typować przygody Natsu i spółki do miejsca w ścisłej czołówce swoich ulubionych produkcji z Japonii.
Twórcy Iluzji podeszli do realizacji filmu z misją stworzenia wakacyjnego blockbustera okraszonego sporą dawką magii. Jest więc szybko, dynamicznie, aktorów da się polubić, ale jak to zwykle z magią bywa – nie wszystko wydaje się tym, czym jest. Obraz potrafi co najmniej kilkukrotnie zagrać widzowi na nosie, tak jak iluzjoniści lubują się w kantowaniu publiczności.
O poziomie Prestiżu nie ma raczej mowy. Louis Letterier nie zamierza brnąć w psychologiczne meandry oraz hardkor jak Christopher Nolan. W zamian oferuje klasową rozrywkę, którą ogląda się zaskakująco przyjemnie. Mam również wrażenie, iż jakiekolwiek próby pogłębienia pomysłu heist-magic-movie spełzłyby na niczym.
Świat League of Legends pełen jest znakomicie zaprojektowanych postaci, które spokojnie mogłyby znaleźć miejsce we własnych grach. Który czempion najlepiej nadawałaby się do kolorowej platformówki, a który mógłby odmienić gatunek slasherów? W tym cyklu poznamy na to odpowiedź. Bohaterem drugiego odcinka jest Maokai the Twisted Treant.