Wychowałem się na Transformersach. Podobnie jak wiele osób z mojego pokolenia zbierałem zabawki, czytałem komiksy i oglądałem serial o robotach zamieniających się w pojazdy. Z jakiegoś dziwnego powodu mam olbrzymi sentyment do tej marki i do dzisiaj leży u mnie w szafie trochę figurek i kaset z charakterystycznym logo Autobotów. Nostalgia za tymi produktami sprawiła, że sięgnąłem po mobilną grę o przygodach moich ulubionych robotów ukrywających się pod postacią pojazdów. Szkoda tylko, że Transformers Earth Wars nie jest w stanie magicznie zamienić się w dobrą grę.
Niecałe dwa miesiące temu na Androidzie zadebiutował hiciorek z iOS - Alto's Adventure. Jako posiadacz "mądrego" telefonu z dotykowym ekranem i człowiek lubiący zająć swoja uwagę przed kilka minut podczas, hm, siedzenia gdzieś, zawsze szukam fajnych, małych, darmowych gierek. A jak już jakąś znajdę, to staram się docenić wszystkie jej aspekty, a następnie podzielić z innymi pozytywnym wrażeniem. Zapraszam na króciutką recenzję gry o zjeżdżaniu z góry.
Lubisz wciskać przyciski i krzyczeć na swoich przyjaciół? Lubisz aktywować Kosmiczne Sub-protonowe Dopalacze Czasoprzestrzenne? Jeśli twoja odpowiedź to tak, lub nie, to możesz mieć to coś czego potrzeba w Spaceteam!
Czasami gracz potrzebuje oddechu od wymagających rozbudowanych gier, ale nie ma ochoty rezygnować z ulubionej formy zapewniania sobie rozrywki. Wtedy z pomocą przychodzą mobilne produkcje uruchamiane na telefonach, które tak często wielu z nas zabiera ze sobą np. do toalety. Obecnie ja zabieram tam komórkę z uruchomioną gierką The Quest Keeper, którą teraz zrecenzuję w kilku krótkich, acz treściwych, akapitach.
[Ten tekst adresowany jest do wszystkich 8 osób, które dzisiaj wyjątkowo nie zamierzają grać w GTA V lub zadawać durnych pytań w stylu "a pujdzie mi?".]
Twórca The Quest Keeper, Tyson Ibele (który zrobił też sympatycznie wyglądającą grę o hipopotamie udającym łosia), nie ukrywa wzorowania się na zeszłorocznym hicie Crossy Road. Nawiasem mówiąc, tamta produkcja z kolei jest wariacją na temat stareńkiego Froggera, więc The Quest Keeper to tak naprawdę "frogger RPG" :P.
Raz na jakiś czas trafiam na telefonowo-komórkowo-tabletową grę, o której warto napisać. Tym razem czas spędzony "na tronie" od jakichś dwóch miesięcy kradnie mi Sky Force 2014, dzieło polskiego studia Infinite Dreams, rocznicowa wersja popularnej samolotowej strzelaniny typu "twoja maszyna jest na dole ekranu, z góry lecą wrogowie, naparzaj", która dziesięć lat temu podbiła serca użytkowników systemu Symbian. Jestem przekonany, że wielu z Was z nowym Sky Force miało już do czynienia, tym niemniej dobre trzeba chwalić, co też niniejszym uczynię.
Gdy 2K Games zaanonsowało na Twitterze, że będzie się coś działo z marką BioShock, spodziewałem się dwóch opcji – remake’u w full HD na konsolach nowej generacji lub jakiegoś spin-offa na urządzeniach mobilnych. Okazało się, że nie miałem racji, a wydawca chce możliwie jak najwierniej przenieść pierwszą odsłonę serii na urządzenia pracujące pod systemem iOS. Co ciekawe, nie jest to pierwsza mobilna wersja tej gry wydana z takim założeniem. Niemniej jednak, jako wielki fan mam mieszane uczucia.
Mówi się, że fenomenu mobilnej produkcji Flappy Bird, nie przebije już nic. Może rzeczywiście jest w tym sporo prawdy. Z reguły sukces nie idzie w parze z kiepską jakością, a Flappy to wyjątek. Niemniej jednak tytuł ten pokazał jak bardzo ulegamy grom prostym w konstrukcji, stąd inicjatywa wrocławskiego studia Digital Melody.
DM bardzo słusznie zrócił mi uwagę pod moim przedostatnim wpisem. 2048 w bardzo szybkim tempie zdobyła popularność. Grają w nią masy. Jednak niewiele graczy wie, że ten tytuł inspirowany jest produkcją zaprojektowaną przez Ashera Vollmera pt. Threes!.
Jaki jest najlepszy przepis na grę? Okazuje się, że grafika czy fabuła nie są elementami kluczowymi czy niezbędnymi. Jasne, poprawiają całość, ale czasem wystarczy dobry pomysł. Jaki? Dobrze by było, żeby gra była w stanie nas porwać w swój świat, szczególnie w sytuacji, gdy nie ma nic innego do zaoferowania. Kluczem więc jest rzucić się na jedną z najtrudniejszych do pobudzenia cech u człowieka, a przynajmniej u mnie, czyli tej rządzy ukończenia czegoś, co wydaje się pracą syzyfową. W takim celu powstała świetna gra na wolne sekundy dnia – 2048.
Jest tu ktoś kto nie grał w popularnego już ptaka? Może nawet ktoś z frustracji musiał wymienić ekran w swoim smartfonie? Każdy wie o co chodzi - syndrom jeszcze jednej tury. Przegrałem? No to jeszcze raz, jeszcze raz, no już! Ostatni, ostatni...
Proste gry są ostatnio w cenie. Flappy Bird to nic innego jak pacanie po ekranie. Natomiast 2048, to nieskomplikowana gra logiczna - mnóż potęgi dwójek przez przez siebie na kwadratowej planszy składającej się z szesnastu pól. Efekt? Na ten moment to dwadzieścia osiem tysięcy siedemset czterdzieści dziewięć opinii, dawno ponad milion instalacji oraz kilkadziesiąt klonów w relatywnie krótkim czasie w samym sklepie Google Play.