The Sims 4 - Edycja Kolekcjonerska - Unboxing (wydanie specjalne)
365 dzień na Ziemi, czyli mój rok na Gameplay'u.
Megadeth - Peace Sells... But Who's Buying? 25th Anniversary - Unboxing(25)
Predator kontra Harley Quinn - rozpakowanie marcowego LootCrate'a
Śmiertelna paczka - co znajduje się w lutowym LootCrate?
Recenzja Kota + foto unboxing
Na łamach Gameplay’a zdążyłem zrobić już naprawdę sporo unboxingów różnych edycji kolekcjonerskich czy specjalnych. Z biegiem czasu zacząłem zauważać, że można je z powodzeniem zacząć klasyfikować po budowie, zawartości i jakości wykonania. Mamy więc różne potężne edycje kolekcjonerskie jednej płyty (jak np. EK od Daft Punka), mamy także „drobniejsze” edycje specjalne, które również skupiają się wokół jednego albumu. W „muzycznej faunie” występują także różne edycje kompilujące większość bądź całość dokonań danego zespołu. I dziś właśnie chciałbym pokazać i ocenić tego typu pudło: kolekcję (prawie) wszystkich albumów legendarnej brytyjskiej formacji metalowej Judas Priest.
Zapraszam na przedostatni wpis z serii Tydzień Led Zeppelin, w którym pokażę i omówię zawartość kolekcjonerki Led Zeppelin I Super Deluxe Box Set, a także przypomnę o wciąż trwającym konkursie.
Stany Zjednoczone to zupełnie inny świat. Zupełnie inny. W każdym aspekcie życia w każdej branży, w każdej sytuacji – USA odznaczają się swoją odmiennością i w sferze kulturalno-społecznej, i w warstwie np. jedzenia, różnią się od Europy i Japonii w kwestii podejścia do sprzętu audio, a także (co interesuje mnie najbardziej) szczycą się innymi pomysłami na muzykę i jej wydawanie. Takie są fakty. Szczególną różnicę dało się zauważyć w latach 50. i 60., gdzie te same płyty tego samego artysty mogły być zupełnie inaczej nagrane (to akurat norma), ale też zupełnie inaczej nazwane, okraszone różnymi okładkami, ostatecznie mogły też różnić się układem utworów na danych płytach i ich zawartością. Niedawno na półki sklepowe trafiły krążki legendarnej Czwórki z Liverpoolu – właśnie w wersjach amerykańskich. Jest to rzecz, dla kolekcjonera i fana Beatlesów, godna uwagi, a by płyty te stały się jeszcze większym przedmiotem pożądania przez ludzi wydających duże sumy na muzykę, wydawca włożył je wszystkie do specjalnego pudełka, dołożył tam książeczkę i wypuścił na rynek pod nazwą The U.S. Albums. Zapraszam do przeczytania tekstu, w którym przybliżam właśnie to wydanie.
Pod koniec 2013 roku wybrałem się na specjalną czarnopiątkową edycję Record Store Day. Okazało się, że wszyscy niezależni sprzedawcy (czyli wszyscy, którzy nie byli Empikami czy Saturnami/MM) olali sprawę całkowicie. Ba! Jeden z pracowników pewnego sklepu nie wiedział nawet o jakiej akcji ja mówię! A to rzekomo jest profesjonalista, który otrzymuje pensje za fachową wiedzę o muzyce. Dlatego też 19.04 na „oryginalne” Record Store Day wybierałem się z obawą, że powtórzy się sytuacja z poprzedniego wypadu. Nie powtórzyła się – w krakowskim Music Cornerze znalazło się kilka ciekawych płyt, które nabyłem, i które chciałbym teraz „odpakować”.
Alan Parsons to dla niektórych postać kultowa. To właśnie temu człowiekowi zawdzięczamy m.in. tak nowatorskie i genialne brzmienie Daks Side of the Moon, Abbey Road czy solowych płyt Paula McCartney’a. Parsons jednak nie zajmował się tylko „cudzymi” rzeczami, gdyż o 1975 roku razem z Ericiem Woolfsonem tworzył zespół nazywający się po prostu The Alan Parsons Project. Grupa ta nagrała 11 albumów, z których część jest naprawdę porządnym kawałem muzyki, będącej nietypowym mariażem rocka i elektroniki. 31 marca swoją premierę miał boks kompilujący ich wszystkie muzyczne dokonania na CD. Czy warto więc się zapoznać z The Complete Albums Collection?
Yes to zespół odrobinę, moim zdaniem, niedoceniony. Chociaż przyczyny tego faktu są doskonale znane (w czasie, w którym nagrywali Yesi działało też prężnie kilka innych grup prog rockowych, z czego najbardziej znane to King Crimson, Genesis i, przede wszystkim, Pink Floyd – a z taką konkurencją trudno rywalizować), to wydaje mi się to odrobinę niesprawiedliwe. Szczególnie pokrzywdzone są te pierwsze płyty, z wybitym Close to the Edge na czele. Co więcej – nawet pośród ludzi, którym wydaje się, że znają się na muzyce, Yesi nie cieszą się specjalnym uznaniem, a wielu z nich jedyną rzecz, którą naprawdę zna to hit z lat 80., czyli Owner of a Lonely Heart. Nadeszła jednak okazja, by ten zastany, choć bardzo zły, stan rzeczy zmienić – oto na półkach sklepowych pojawiło się pudło kompilujące studyjne płyty Yesów nagrane od 1969 – 1987. I na dodatek jest rozbrajająco tanie – za 12 płyt trzeba zapłacić niecałe 140 zł! Czy jednak jest to taka prawdziwa okazja, na jaką to pudło na pierwszy rzut oka wygląda?
King Crimson to bez wątpienia wielki zespół. Wielki artystycznie, ale również ogromny pod względem liczby nagranych płyt, wydanych koncertówek, bootlegów, wznowień, remasterów, edycji specjalnych oraz kolekcjonerskich. W tym odcinku unboxingu postanowiłem pokazać część (może nie ułamek, ale na 100% nawet nie połowę) sposobów, w jakich muzyka Crimson została wydana. Zapraszam!
King Crimson to zespół naprawdę przedziwny. Z jednej strony rotacja składów w tej grupie przez lata była naprawdę ogromna, a styl grania zmieniał się jak w kalejdoskopie(choć zawsze miał rozpoznawalnego ducha Crimson), przez co King Crimson nigdy nie cieszyli się taką sławą na jaką zasługiwali. Jednak z drugiej strony zespół ten nagrał kilka wybitnych płyt, te wybitne przedzielał płytami „tylko” bardzo dobrymi, a ich granie miało mniej lub bardziej bezpośredni wpływ na wiele uznanych i cenionych grup muzycznych. Historię Crimson znawcy dzielą na kilka etapów, a płyta Larks’ Tongues in Aspic otwiera jeden z najlepszych okresów tej grupy. Płyta ta miała swoją premierę w roku 1973, a 40 lat później został opublikowany szereg rocznicowych wydań, z czego jedno jest naprawdę wspaniałe. Zapraszam na 16. Odcinek unboxingu, gdzie otwieram i pokazuję specjalną, 15-płytową(!) edycję tej niezwykłej płyty.
Muzyka klasyczna(a de facto muzyka poważna) bez wątpienia jest królową muzyki. Prędzej czy później, słuchając dużo dobrej muzyki, kończy się właśnie na klasyce, to o niej powstały niezliczone publikacje, debaty, rozmowy. Choć od wydania niektórych klasycznych dzieł minęło już kilkaset lat, to nadal są one bardzo dobrze znane i powszechnie rozpoznawalne, a takie nazwiska jak Mozart, Bach czy Beethoven rozpoznaje absolutnie każdy. Prawie tak samo dużą sławą cieszą się wielcy dyrygenci i wykonawcy muzyki poważnej – wystarczy przytoczyć Herberta von Karajana czy Jordiego Savalla, by udowodnić tę tezę. Tak wspaniała i ważna muzyka zasługuje na odpowiednie wydania, kolekcjonerskie pudła i duże winyle. Czy tak się właśnie wydaje tę muzykę? Zapraszam na kolejny odcinek unboxingu, gdzie przyglądam się muzyce klasycznej!
Płyta Random Access Memories nieźle namieszała w roku 2013. Francuski duet Daft Punk zaczął cieszyć się ogromną sławą, radia dzień w dzień grały Get Lucky, singiel promujący tę płytę, a ludzie, którzy choć trochę interesowali się muzyką prowadzili niekończące się rozmowy o tym czy ten album rzeczywiście jest taki dobry, czy też jest po prostu przereklamowany. Niezależnie jednak od tego czy komuś album się podobał, czy nie premiera tego krążka była ważnym wydarzeniem w świecie muzyki. Pod koniec 2013 roku ogłoszono, iż album ten wyjdzie w edycji specjalnej, a pokazane wizualizacje przyprawiały o zawrót głowy – tak wiele świetnych rzeczy miało się w tej edycji znaleźć. Ja kupiłem tę edycję, która niedawno do mnie dotarła. Przedstawiam więc unboxing Random Access Memories Deluxe Box Set Edition – edycji, która przebiła absolutnie wszystko co do tej pory widziałem w kwestii wydań specjalnych.