The Beatles The U.S. Albums - Unboxing(21). - Bartek Pacuła - 9 maja 2014

The Beatles The U.S. Albums - Unboxing(21).

Stany Zjednoczone to zupełnie inny świat. Zupełnie inny. W każdym aspekcie życia w każdej branży, w każdej sytuacji – USA odznaczają się swoją odmiennością i w sferze kulturalno-społecznej, i w warstwie np. jedzenia, różnią się od Europy i Japonii w kwestii podejścia do sprzętu audio, a także (co interesuje mnie najbardziej) szczycą się innymi pomysłami na muzykę i jej wydawanie. Takie są fakty. Szczególną różnicę dało się zauważyć w latach 50. i 60., gdzie te same płyty tego samego artysty mogły być zupełnie inaczej nagrane (to akurat norma), ale też zupełnie inaczej nazwane, okraszone różnymi okładkami, ostatecznie mogły też różnić się układem utworów na danych płytach i ich zawartością. Niedawno na półki sklepowe trafiły krążki legendarnej Czwórki z Liverpoolu – właśnie w wersjach amerykańskich. Jest to rzecz, dla kolekcjonera i fana Beatlesów, godna uwagi, a by płyty te stały się jeszcze większym przedmiotem pożądania przez ludzi wydających duże sumy na muzykę, wydawca włożył je wszystkie do specjalnego pudełka, dołożył tam książeczkę i wypuścił na rynek pod nazwą The U.S. Albums. Zapraszam do przeczytania tekstu, w którym przybliżam właśnie to wydanie.

Rynek specjalnych pudeł, boksów i kompilacji rządzi się swoimi prawami, a pośród różnych wydań panuje jasna hierarchia, którą rozumie każdy, nawet średnio rozgarnięty kolekcjoner muzyki. Produktami, które są referencyjne w swojej kategorii, które są najwięcej warte i najbardziej pożądane są pudła od Union DISK. Firma ta produkuje specjalne pudełka (puste w środku), których motywami graficznymi są najczęściej duże reprodukcje okładek najbardziej rozpoznawalnych przez ludzi płyt danego zespołu. Tak, to nie błąd. Pudła są puste i to zadaniem kupującego-kolekcjonera jest wypełnić je płytami – oczywiście mówimy o krążkach wydanych jako japońskie mini lp. Ceny pudełek od Union DISK wahają się znacznie, w zależności od popytu na nie, ale dla przykładu powiem, że mój boks Queen, z wszystkimi 19 japońskimi wersjami płyt (16 płyt studyjnych, w tym jedna w dwóch wersjach okładkowych + 3 koncertówki) zespołu kosztuje obecnie na Ebayu około 1250… dolarów. Nam, Polakom, znacznie bliższe i bardziej znane są „zwykłe” pudła na kilkanaście płyt, które można nabyć w sklepach internetowych, w Empikach czy w Saturnach. Jednak i te wydania można zróżnicować względem jakości ich wykonania. Z tego co zdążyłem się zorientować, to zawsze (no – prawie zawsze, wyjątki jakieś oczywiście są) najlepiej wypadają pudła, które chociaż w pewnej części nawiązują do japońskich wydań. W innym wypadku albo całość wypada biednie, albo „tylko” poprawnie. Ktoś kto projektował pudło The U.S. Albums był chyba świadomy jakości produktów z Japonii, dlatego pudło to w swojej budowie, zawartości itd. nawiązuje właśnie do nich. I, wierzcie lub nie, robi to naprawdę znakomicie. A w pewnych aspektach nawet lepiej!

Pudełko po wysunięciu.
Gąbki ochronne w całej okazałości.

Gdy trzymamy w rękach pudło amerykańskich wydań Beatlesów od razu mamy wrażenie obcowania z czymś naprawdę porządnym i przemyślanym. Box jest dobrze wykonany, John, Paul i reszta miło uśmiechają się z okładki, na froncie elementu „wyciąganego” możemy podziwiać soczyste jabłko beatlesowkiej wytwórni Apple. Po wysunięciu szuflady (pierwsza z wielu rzeczy, która upodabnia to wydanie do rzeczy z Japonii) naszym oczom ukazują się płyty oraz książeczka. Płyty zostały wydane w formie mini lp, od razu wyposażono je także w ochronne folijki. Całość wygląda naprawdę bardzo dobrze – niczym w najlepszych wydaniach mini lp z Kraju Kwitnącej Wiśni. Co więcej – w pewnym elemencie to wydanie Beatlesów prześcignęło swoich konkurentów. Wyposażone bowiem zostało w ochronne gąbeczki – trzy przyklejone do pudełka na stałe (dwie boczne i jedna na dnie pudełka) i jedna „luźna” (na górze). Dzięki temu zwiększono ochronę płyt, co dla ludzi „z zewnątrz” musi być śmieszne i głupie, a dla kolekcjonerów jest po prostu bardzo ważne.

Płyty w wersjach mini lp.

Tak wygląda samo pudło. A jak prezentuje się jego zawartość? W środku otrzymujemy 13 krążków – od debiutanckiego w Stanach krążka Meet the Beatles po Hey Jude. Każda, powtarzam – każda, płyta różni się od swojego europejskiego odpowiednika okładką, układem utworów i zawartością płytową. I to jest rzecz, która czyni to wydanie unikatowym. Fajnych sposobów na nabycie całej dyskografii Beatlesów w Polsce jest przecież wiele – można kupić dwa pudła (wersja mono i wersja stereo), można także sprawić sobie pendrive w applowskim jabłku. I są to wydania bardzo dobre. Ale z wersją The U.S. Albums mamy okazję zapoznać się z dokonaniami geniuszy lat 60. na nowo – od zupełnie innej, czasami zaskakującej strony.  Jeśli ktoś myślał, że wie o Beatlesach wszystko, a nie ma i nie zna ich amerykańskich płyt, to de facto nie wie o nich za wiele. I to nawet w sytuacji, gdzie prawie wszystkie utwory występują obu wersjach kontynentalnych.

Przykładowa płyta - w tym wypadku "Meet the Beatles".
Zawartość jednej płyty.

A jak zostały wydane same płyty? Naprawdę bardzo dobrze. Są to, jak już wspomniałem, repliki mini lp. Zostały one wykonane na naprawdę wysokim poziomie. W środku otrzymujemy, naturalnie, płytę, ale także folijkę zabezpieczającą na nią (to prawdziwa rzadkość pośród wydań nie-japońskich) i papierową osłonkę na płytę. Czad! Jedyne czego mi brakuje (a, co dziwne, jest obecne w wydaniach tych płyt, które można nabyć osobno), to obi, które byłoby przysłowiową kropką nad „i”. Szkoda, chociaż to chyba jest już symptomatyczne. Podobna rzecz miała miejsce przy okazji wydania kilku płyt Milesa Davisa w wersjach Blue Spec. Jeśli były osobno nabywane, to każda z nich obi miała. W wersjach pudełkowych obi usunięto. Czemu? Tego nie wie chyba nikt.

Książeczka.
Pzykładowe strony z książeczki.

W wydaniu mamy także dostępną książeczkę. Wydana została bardzo fajnie, ale jej zawartość nie jest szczególnie porywająca. Cieszy jednak sam fakt jej obecności – jest to kolejna rzecz, która wzbogaca to piękne wydanie.

Karteczka ze spisem rzeczy znajdujących się w środku pudełka.

Na sam koniec trzeba jeszcze przyjrzeć się jakości nagrania tych płyt. Systemy odniesienia miałem dwa: swój (Naim UnityQute2 jako integra, monitory Castle Anniversary Edition, przetwornik Hegla HD2, komputer jako źródło – na tym testowałem piliki i ripy z płyt), a także nie-swój (referencyjny system High Fidelity). Porównywałem cztery wersje plikowe (WAV z wersji USA, WAV z wersji europejskiej stereo, WAV z „japończyków” oraz pliki Hi-Res 24/192) oraz trzy płytowe – wersje amerykańskie, japońskie oraz europejskie (stereo). W wypadku plików bezkonkurencyjne okazały się pliki o dużej gęstości. W porównaniu do nich wszystkie inne ripy, łącznie z wersji amerykańskiej, brzmiały, jakby czegoś po prostu im brakowało. Jednak zarówno w wypadku reszty plików i CD zdecydowanie najsłabiej prezentowała się europejska wersja z boksu stereo. Wydaje mi się, że wersje japońskie zagrały lepiej (i na CD, i z plików), ale różnica nie była już tak przytłaczająca. Trzeba oczywiście pamiętać, że Beatlesi jakością nagrania nigdy nie grzeszyli – szczególnie na początku swojej kariery. Nie ma co się nastawiać na znakomity, genialny dźwięk. Jednak wersja z boksu The U.S. Albums wcale nie odstaje od innych, a w pewnych wypadkach jest nawet wyraźnie lepsza.

Wizualizacja wydania.

Cena tego pudła waha się między 500, a ok. 650 zł. Ja swoją wersję nabyłem w Saturnie za kwotę 550 zł. Jednak, powiem szczerze, pudełko to warte jest po prostu więcej. Oryginalna cena europejskiej wersji mono wynosi aż 850 zł! Chociaż nasze wydania nie wypadają źle, to wersja The U.S. Albums jest wydana po prostu lepiej – lepiej także brzmi. Dla fana Beatlesów jest to pozycja absolutnie obowiązkowa – uświetni jego kolekcję, pozwoli też spojrzeć na swoich idoli z odrobinę innej strony. Polecam to pudełko także „zwykłym” fanom dobrej muzyki oraz kolekcjonerom – jeśli będziecie poszukiwać czegoś lepszego, to znajdziecie to już tylko w Japonii

Mój fanpage na FB Music to the People.

Poprzednie unboxigi:

Nabytki z Record Store Day

Wydania CD King Crimson

Bartek Pacuła
9 maja 2014 - 14:08