Na początku warto odpowiedzieć na pytanie: co to jest LootCrate? Idea stojąca za tym pomysłem jest bardzo prosta. Jest to subskrybcja, dzięki której co miesiąc otrzymacie pudełko z nerdowskimi gadżetami. Figurki, książeczki, koszulki oraz te, których nie można podpiąć pod żadną kategorią. W skrócie: jest to coś dla kolekcjonerów. Całość kosztuje ok. 120 złotych miesięcznie razem z przesyłką (taniej, jeżeli zdecydujecie się jednorazowo na dłuższą subskrybcję). Zawartość takiego pudełka to ok. 200 złotych, więc zawsze wychodzicie na plus. Jest jednak jeden haczyk: nie wiecie co znajdziecie w środku. Co prawda zazwyczaj wiadomo jaki jest temat miesiąca, ale zawartość pudełka poznacie dopiero wtedy, kiedy je otworzycie.
Ci, którzy chcą zobaczyć jak to wszystko się prezentuje, mogą oglądnąć przygotowany przeze mnie materiał wideo.
Dreszcz oczekiwania ciągnie się w nieskończoność... Każdy kolejny dzień jest torturą, jednak największa przeżył twój portfel, kiedy kilka – kilkanaście dni temu, gdy lekką ręką wydałeś 500 złotych w jednym ze sklepów internetowych… Teraz właśnie nadszedł ten dzień i pełen niepokoju otwierasz, swoją upragnioną EDYCJĘ KOLEKCJONERSKĄ gry. Pal licho DVD z grą! Nic nie kręci bardziej niż stos gadżetów zawartych w pudełku, które i tak jutro odłożysz na półkę, aby zbierały kurz… Liczy się prestiż i szacunek kolegów, nawet jeśli do końca miesiąca będziesz żywił się bułką bananem.
Nie oszukujmy się - zakupy chyba każdemu sprawiają przyjemność. Nie ma przecież nic lepszego niż w ciągu 2-3 godzin wydać 1/3 swoich miesięcznych wypocin, prawda? Nie wiem dlaczego, ale otwieranie zakupionych gadżetów zawsze sprawiało mi wielką przyjemność. Absolutnie nikt inny nie może tego robić przede mną, jeśli zależy mu na życiu...
Nigdy jednak nie wpadłbym na to, że kogoś może ciekawić w jaki sposób to robię i jakie świstki producent konsoli dołączył do pudła. Osobiście nie nakręciłem nigdy żadnego materiału z odpakowywania czegokolwiek, jednak już jakiś czas temu bardzo mnie to zjawisko zainteresowało. Na tyle, że z ciekawością oglądam jak ktoś inny otwiera interesujący mnie przedmiot. Chore, nielogiczne, głupie.
Aktualizacje to naprawdę świetna rzecz – usprawniają działanie programu, dodają nowe bajery, poprawiają błędy, optymalizują wykorzystanie zasobów, ograniczają zużycie baterii… Czasem przypadkowo podrzucając kilka dodatkowych problemów mniej oraz bardziej uciążliwych. Dziś na moim wysłużonym już Nexusie pojawiła się informacja o możliwości aktualizacji do najnowszej wersji Androida oznaczonej numerkiem 5. Czy (jak na razie) było warto?
Wbrew plotkom, Apple nie dostarczyło nam w tym roku większego iPada Pro, a wersja mini została odświeżona jedynie kosmetycznie. Największych zmian doczekał się następca iPada Air. Większość z nich ma charakter ewolucyjny, chociaż na tyle progresywny, że wymianę poważnie rozważyć mogą również posiadacze zeszłorocznej edycji.
Do tekstu skłoniła mnie ostatnia „afera” Microsoftu z Xboksami One i własne przejścia z innym koncernem. Kiedyś naprawa gwarancyjna polegała na oddaniu sprzętu do autoryzowanego serwisu - po iluś dniach odbieraliśmy sprawne urządzenie. Teraz, w dużych koncernach, które nie mają już sieci autoryzowanych serwisów, wygląda to trochę inaczej. Niby lepiej, ale nie zawsze…
Zazwyczaj gdy na rynku pojawia się nowy produkt, na temat którego materiały reklamowe obiecują cuda, a wszelkiego rodzaju źródła sprawiają wrażenie, jakby twór ten był ucieleśnieniem wszystkich marzeń każdego geeka, gadżeciarza, czy też po prostu zwykłego, przeciętnego człowieka, ja do sprawy podchodzę z zimną krwią. Nie raz zawiodłem się na czymś tylko dlatego, że dałem się porwać „owczemu pędowi”. I czy aby z nowym iPhone i tworami do niego podobnymi nie jest tak samo?
Prezentacja nowego iPhona nie była żadnym zaskoczeniem. Od tygodni było już wiadomo z przecieków, jak dokładnie będzie wyglądał i jakie będzie miał rozmiary. To, że będzie zegarek - też podejrzewano, ale dzięki ujawnieniu go na pół roku przed rozpoczęciem sprzedaży - nikt nie wiedział jaki będzie. Tim Cook mógł w końcu wypowiedzieć słynne zdanie Jobsa i mantrę wielu fanów Apple - "One more thing..."
Od ponad roku bawię się Nokią, która pracuje na systemie Microsoftu. Android może i jest gigantem, który zawłaszczył sobie rynek, to ja jednak jestem pełen uznania dla Windowsa. Po pierwsze dlatego, bo jest zupełnie inny, a po drugie dlatego, bo jest piekielnie szybki. Instalowałem na nim już wiele aplikacji. Oto, co moim zdaniem warto mieć na swoim Windows Phone 8.1.
Znalazłeś w sieci jakąś fajną grafikę? Znajomy podesłał Ci ciekawe zdjęcie? Zobaczyłeś ciekawy filmik na YouTube? Jeśli napotkałeś dużo ciekawego contentu przewijając się przez różne miejsca w "internetach", to czas więc wszystko w końcu posegregować. Z pomocą przychodzi Pinterest!