Science fiction na gameplay.pl

Non omnis moriar Komandora Sheparda

"Teen Wolf" od marnej niskobudżetówki do dobrego sci-fi

Recenzja: Zgasić Słońce. Szpony Smoka.

Domena Demonów #1. Tysiące Światów I Uniwersów - cz.1

TOP 8: Filmy, które musisz zobaczyć przed "Grawitacją"

Interstellar? Po prostu genialne!

Ślepowidzenie

Motyw pierwszego kontaktu z obcą cywilizacją w literaturze i w filmie został wyeksploatowany do cna. Przerabialiśmy już chyba wszystkie możliwe kombinacje: obcy nastawieni wrogo albo przyjaźnie, podobni do nas albo niekoniecznie itd. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że nie da się powiedzieć w tym temacie niczego nowego. A może jednak? Zobaczmy, co zrobił z nim Peter Watts w „Ślepowidzeniu”.

Ludzkość osiągnęła niezwykle wysoki poziom rozwoju. Wskrzeszono wampiry, wymarłą odnogę w ewolucji człowieka, świadomość można oddzielić od ciała i przenieść do cybernetycznego Nieba, wszelkiego rodzaju implanty są na porządku dziennym. Za to kontakty międzyludzkie zdecydowanie zamarły: nawet seks stał się przeżytkiem.

czytaj dalejKati
20 grudnia 2011 - 19:20

Stanisław Lem w Google - gra z okazji 60. rocznicy pierwszej książki

Odwiedźcie dzisiaj stronę znanej wyszukiwarki. Google świętuje bowiem 60. rocznicę pierwszej publikacji książkowej Stanisława Lema. Hołd znanemu pisarzowi i futurologowi oddano w niezwykły sposób – za pomocą gry przygodowej pojawiającej się nad paskiem wyszukiwania. Doodle jest oparty na motywach Cyberiady, czyli cyklu opowiadań o konstruktorach.  

czytaj dalejHed
23 listopada 2011 - 08:58

Kosmici atakują East London - recenzja Attack the Block

Attack the Block to film, w którym banda blokersów z Londynu przeciwstawia się armii kosmitów atakujących ich ukochane miejsce zamieszkania. Do walki z obcą formą życia używają bejsbola, katany, tasaka, kija i fajerwerków. Brzmi śmiesznie? No raczej. Ale to wszechobecny „lajt” powoduje, że seans mija szybko i na dodatek miło. Gdyby ktoś delikatnie zabrudził taśmę, dodał skwierczący dźwięk i nagrał na kasetę VHS pomyślałbym, że to naprawdę produkt minionej epoki.

Co mi się spodobało? Przede wszystkim to, że międzygalaktyczny konflikt sprowadzono do bitwy o dzielnicę. Bez generałów, amerykańskiej flagi, dzielnych żołnierzy (stróżów prawa potraktowano bardzo ostro!) i męskich, nieoogolonych herosów. Kosmici trafiają pod zły adres, bo okolica, w której chcą się porozmnażać należy do różnorakich gangsta, na dodatek spod znaku mieszanki etnicznej. Ktoś, kto próbował przejść nocą okrytymi złą sławą ulicami Londynu wie jaki opór czeka na słabą jednostkę. Na podobny hardkor natrafiają potwory i nie jest niespodzianką, że jest przez to śmiesznie.

czytaj dalejeJay
19 listopada 2011 - 14:31

Na Igre / Hooked - film o supergraczach

Słyszę ciągle, że głupieję, bo faszeruję się amerykańskimi serialami i filmami. Te zazwyczaj są mało ambitne, ale za to ładnie wyglądają, dobrze się je ogląda a do tego jak szczęście dopisze, to i cycki jakieś się zobaczy. No ale, trzeba być wszechstronnym, rozwijać się i tak dalej. Stąd próba podejścia do kina rosyjskiego.

czytaj dalejyasiu
13 listopada 2011 - 17:22

Deus Ex: Bunt Ludzkości - RPG w klimatach sci-fi, który aspiruje do miana gry roku 2011

Łosiu ocenia: Deus Ex: Human Revolution
94

Zacznę może niezgodnie ze sztuką recenzencką, tzn. od złego nastawienia do omawianego tu Deus Ex: Bunt Ludzkości (Deus Ex: Human Revolution), ale tym razem posłuży to tylko dobitnemu zaakcentowaniu z jak dobrym produktem mamy do czynienia. Od czego by tu zatem… no tak… Nie lubię zbytnio w grach RPG klimatów sci-fi. Od pierwszych filmów, gdzie prezentowano  gameplay dosłownie odrzucał mnie ohydny sraczkowo-buro-żółty filtr, jaki występuje w całej grze. W zasadzie w ogóle olałbym ten tytuł ciepłym moczem, gdyby nie osoba UV, który swoim zachwytem nad Deusem zmotywował mnie do sprawdzenia, co tam jest takiego super. Okazało się, że mało nie pominąłem jednej z najlepszych gier tego roku. Deus Ex: Bunt Ludzkości to pierońsko dobra gra RPG i choć nie jest bez skazy, to poleciłbym ją każdemu.

czytaj dalejŁosiu
6 listopada 2011 - 12:53

Było-minęło #3 Power Rangers

Dawno, dawno temu, gdy byłem jeszcze szczęśliwym uczniem pierwszej, czy też drugiej klasy, do polskiej telewizji zawitał nowy amerykański serial. W sumie to do samej premiery nie bardzo było wiadomo o co chodzi - jakieś roboty, jakieś potwory... To chyba te, no... Transformary (7-latek najczęściej bardzo daleki jest od poprawnego nazewnictwa, choć tu akurat trafiłem całkiem blisko)! Cóż, trzeba przyznać: sporo się pomyliliśmy. Transformers od Power Rangers różni się całkiem sporo, ale jako dzieciaki nie zwracaliśmy na to specjalnie uwagi. Szczególnie, że to, co liczyło się najbardziej - olbrzymie roboty - było w każdym odcinku.

czytaj dalejStrider
12 października 2011 - 21:08

Kwantowy złodziej

Fińska literatura nie gości zbyt często na polskim rynku, mamy więc rzadką okazję przekonać się, jak wygląda SF pochodząca z tego kraju. Podejrzewam, że zawdzięczamy tę możliwość faktowi, iż „Kwantowy złodziej”, będący powieściowym debiutem Hannu Rajaniemiego, został napisany po angielsku.

Początkowo nie mogłam się przekonać do tej książki, ale ponieważ tramwaj, którym podróżowałam z jednego końca Krakowa na drugi, nie oferował innych rozrywek, czytałam dalej. Jakoś nie do końca mogłam ogarnąć co się dzieje, ale po dłuższej chwili wszystko się poukładało. Przynajmniej na tyle, żeby czytać bez bólu głowy, bo wiele rzeczy nie zostało do końca wyjaśnionych (może zmieni się to w następnych tomach – „Kwantowy złodziej” jest pierwszą częścią trylogii).


 Jean le Flambeur jest złodziejem, i to nie byle jakim: prawdziwą gwiazdą swojego fachu. Jednak daje się złapać i trafia do więzienia, gdzie jest zmuszony rozgrywać ciągle dylemat więźnia. Niespodziewanie uwalnia go tajemnicza Mielli. Oczywiście nie robi tego bezinteresownie, za ratunek trzeba będzie zapłacić. Jean ma udać się do Kazamatów, ruchomego miasta na Marsie i wykonać pewne zlecenie. Mielli musi mieć dobry powód, żeby skłonić złodzieja do współpracy – ma on wyjątkowo przerośnięte ego i często zachowuje się jak dziecko, co doprowadza ją do szału.
Równolegle rozgrywa się historia marsjańskiego detektywa-amatora Isidore, który prowadząc pozornie proste śledztwo trafia na większą aferę, a jego los splata się z losem Jeana.
„Kwantowy złodziej” jest udanym połączeniem powieści łotrzykowskiej z cyberpunkiem. Oryginalny świat, ciekawa warstwa językowa, interesująca wizja rozwoju społeczeństwa – jest tu też coś dla graczy – przyjrzyjcie się uważnie zoku, i wiele innych dobrych pomysłów, jak choćby nadanie powiedzeniu „czas to pieniądz” dosłownego znaczenia – w Kazamatach czas jest walutą – czy gevulot, umożliwiający kontrolowanie wymiany informacji z inną osobą. Trzeba się dobrze koncentrować przy lekturze, bo łatwo jest się zgubić – nie dość, że dzieje się dużo i szybko, to jeszcze natłok neologizmów może przyprawić o zawrót głowy.
„Kwantowy złodziej” bywa miejscami trudny w odbiorze, więc lepiej nie brać się za lekturę w momencie, kiedy macie ochotę na prostą i przyjemną rozrywkę. W innym przypadku gorąco polecam.

czytaj dalejKati
13 września 2011 - 00:06

Seriale których już z nami nie ma - Stargate SG-1

Naprawdę mało jest seriali które mimo dziesięciu lat emisji, dziesięciu zakończonych sezonów chce się obejrzeć jeszcze raz. A to właśnie mnie czeka – i wcale nie będę tego unikał – ze Stargate SG-1. Serial telewizyjny tworzony w latach 1997-2007 dorobił się ogromnej rzeszy fanów, kilku odłamków (skoro kłują Was w oczy spinoffy) i stał się legendą.

Przez te wrota przejdziesz wszędzie...
czytaj dalejyasiu
12 maja 2011 - 21:50

Polskie konwenty - naprawdę fantastyczne!

Polska uchodzi za kraj dość zacofany, raczej ksenofobiczny, mocno konserwatywny. Za oknem widzimy dużo szarości, ludzi biegających z miejsca na miejsce, często pozbawionych zainteresowań i pasji. Na szczęście jest kilka dni w roku, w których setki polaków zakładają na siebie stroje szturmowców z Gwiezdnych Wojen, przebierają się za elfy lub krasnoludy, pakują kostki i figurki do Warhammera 40k, sprawdzają, czy w podręcznikach RPG nie brakuje żadnych stron i... wyruszają na konwent fantastyki. Podróż potrafi być wyzwaniem nie mniejszym, niż dotarcie Froda do Góry Przeznaczenia, ale nagroda jest bezcenna - kilka dni świetnej zabawy z ludźmi o podobnych zainteresowaniach, setki prelekcji i wykładów, możliwość poznania nowych gier i uniwersów oraz oczywiście kilka chwil wytchnienia przy złocistym trunku.

Konwent to nie tylko walki wikingów - gracze również znajdą tam coś dla siebie

czytaj dalejCzarny
28 marca 2011 - 15:58

Dicka zabawy z wyobraźnią

Philipa K. Dicka chyba nie trzeba przedstawiać żadnemu miłośnikowi fantastyki, ale być może nie wszyscy zetknęli się z jedną z jego mniej znanych powieści, „Płyńcie łzy moje, rzekł policjant”.

Jason Taverner, piosenkarz, którego show co tydzień przyciąga przed odbiorniki 30 milionów widzów, po przykrym incydencie ze sfrustrowaną protegowaną, budzi się w świecie, w którym nikt go nie zna. W dodatku nie ma żadnych dokumentów, co w policyjnym państwie, jakim stały się Stany Zjednoczone po wojnie domowej, jest wyjątkowo ryzykowne. Niby wszystko się zgadza, wszystko jest takie samo, miasto, ludzie, numery telefonów do znajomych, ale jest to świat, w którym Jason Taverner  po prostu nie istnieje. Nikt go nie rozpoznaje, nikt nie zna jego programu, w sklepach nie ma jego płyt. Jego danych nie ma w żadnych aktach, w żadnej bazie, co w ściśle kontrolowanym społeczeństwie nie powinno się zdarzyć. Piosenkarz za wszelką cenę stara się odzyskać tożsamość, co oczywiście nie należy do łatwych zadań – wszędzie czai się zdrada, nikomu nie można zaufać, osoba oferująca pomoc okazuje się być policyjnym szpiclem…

czytaj dalejKati
7 marca 2011 - 20:57
nowsze postystarsze posty