Od jakiegoś czasu jesteśmy świadkami kolejnych restartów, prequeli i wersji HD kultowych (bądź nie) gier sprzed lat. Może to świadczyć o tym, że deweloperom brakuje pomysłów na przedstawieniem graczom całkowicie nowej historii lub po prostu nie mają odwagi wyjść przed szereg z czymś nowym. Wydaje mi się, że cierpi na tym cała branża (zmęczenie materiału w końcu da się we znaki), jak również uwielbiani przez nas bohaterowie, których 'nowe oblicza' niekoniecznie muszą przypaść nam do gustu. Nowe oblicze zyskała także Lara Croft. I wiecie co? Całe szczęście, że tak się stało.
Po ukończeniu 400 Days, bonusowego epizodu pierwszego sezonu growej wersji The Walking Dead, czuję pewien niedosyt. Jednakże, pomimo niego, wszystkim fanom wcześniejszych epizodów mogę 400 Days polecić. Skąd wzięła się taka ambiwalencja? Gorąco zachęcam do lektury minirecenzji.
Po kilkuletnim odpoczynku od serii Battlefield postanowiłem sprawdzić, jak w akcji wygląda jej część trzecia, a to za sprawą wtopy, jaką Electronic Arts zaliczyło przy premierze SimCity. Jak zapewne pamiętacie, ta gra od samego początku kojarzyła się z poważnymi problemami technicznymi, które wręcz uniemożliwiały zabawę. Wówczas EA, w ramach przeprosin, pozwoliło fanom symulacji miasta pobrać za darmo jeden z wybranych tytułów w ramach platformy Origin. Mój wybór padł wówczas na Battlefield 3, stwarzając tym samym okazję do ponownego przyjrzenia się tej serii.
Wielbiciele postapokaliptycznych klimatów narzekać nie mogą. Dopiero co premierę miało okrzyknięte najlepszą grą obecnej generacji The Last of Us, na E3 zapowiedziano sandboxowego Mad Maxa, pod nimi przejeżdża Metro : Last Light, a przecież czternasty raz Fallout sam się nie przejdzie. Każda jego część. Czy pośród takich gigantów jest miejsce dla niewielkiego I Am Alive?
Po ogromnym sukcesie Hotline Miami w ubiegłym roku, studio Dennaton Games postanowiło przenieść swój sztandarowy produkt z pecetów na inne platformy. Wybór padł na konsole firmy Sony – konwersji doczekało się nie tylko PlayStation 3, ale również mocno krytykowana Vita. Mnie osobiście interesowała głównie ta druga edycja, dlatego to właśnie jej postanowiłem przyjrzeć się bliżej. O samej grze napisano już praktycznie wszystko, dlatego w niniejszym tekście odpuszczę sobie tłumaczenie, o co w Hotline Miami chodzi. Zamiast tego opiszę sam port.
Kochana Laro!
Chociaż minęło już parę dni od tych kilku nocy, jakie ze sobą spędziliśmy, nie mogę przestać o Tobie myśleć. Ponowne spotkania z Tobą okazały się tak intensywne i pełne emocji! Zmieniłaś się. Wydoroślałaś. Nie, nie fizycznie, czas obchodzi się z Tobą wyjątkowo łagodnie, czego niejedna pewnie Ci zazdrości. Powiedziałbym nawet, że z roku na rok stajesz się coraz piękniejsza. Wydoroślałaś psychicznie. Stałaś się poważniejsza, nie tak zadziorna, choć wciąż niepozbawiona pazura, który tak w Tobie lubię. Ale przede wszystkim jesteś teraz bardziej… ludzka. Dawniej Twoja małomówność, wieczna pewność siebie i nadludzkie wręcz umiejętności sprawiały, że zdawałaś się obca, trudno było odczuwać z Tobą bliższą więź emocjonalną. Oczywiście ja, jak i wielu innych adoratorów, bo oboje dobrze wiemy, że miałaś i masz ich bez liku, nadal lubiliśmy spędzać z Tobą noce, wspólnie podróżować i przeżywać niesamowite przygody, ale jednak brakowało między nami więzi, dzięki której mogłoby to przerodzić się w coś więcej niż wzajemną fascynację.
Rok 1996 okazał się szczególny w świecie elektronicznej rozrywki. Wszystko za sprawą kilku kamieni milowych, które po dziś dzień uważane są za obiekt kultu. Wśród takich hitów jak Diablo, Quake, Tomb Raider i Duke Nukem 3D, pojawiła się kolejna szczególna, ale już nie tak głóśna produkcja. Jest nią nietypowa z wielu względów plastelinowa przygodówka o barwnej nazwie The Neverhood. Tytuł doceniony dopiero po wielu latach od jego ukazania. Widocznie gracze w dniu premiery nie byli gotowi na taką innowację. Hm, no dobrze, ale jak sprawuje się niniejsza pozycja w dzisiejszych czasach? Nie wiecie? To odpowiadam - zaskakująco dobrze!
Nie jestem fanem gier od id Software, pomimo mojego szacunku wobec tego producenta. Wszakże zaoferował on nam wiele znakomitych i wręcz rewolucyjnych produkcji, które z miejsca stały się wielkimi hitami. Z biegiem lat studio wyraźnie obniżyło swe loty, rzadko wydając swoje dzieła. Na ich kolejną nową markę przyszło nam bardzo długo czekać, bo aż 15 lat! Czy było warto? Ciężko jest mi odpowiedzieć na to pytanie. Jednego w sumie jestem pewien. Rage z całą pewnością nie zalicza się do kanonu w świecie elektronicznej rozrywki, ani także do ścisłej czołówki najlepszych gier ostatnich lat. W dalszej części tekstu, dowiecie się dlaczego.
Beep łączy w sobie wszystko co może mieć najlepszego rasowy Indyk: przyjemną, komiksową (tutaj niekoniecznie jest to reguła, żeby nie było) grafikę, radosne pląsy i kilogramy grywalności. Naprawdę – szpilę można podawać jako definicję prawdziwej gry niezależnej.
Dziwna grafika, niepokojący minimalizm i praktycznie brak interfejsu - co jest takiego intrygującego w And Yet It Moves?