Legendy Polskie Allegro pod względem muzycznym
Rozmawiamy z Malukah - artystką i kompozytorką uwielbianą przez graczy
Najlepsza muzyka w grach: The Elder Scrolls IV: Oblivion
Retro electro, czyli elektronika z VHS kontraatakuje!
365 dzień na Ziemi, czyli mój rok na Gameplay'u.
Jak wydawane są soundtracki z gier (dyskusja) - Słowo na niedzielę(44)
Wśród tych wszystkich epickich bitew, które przychodzi graczom toczyć w wyimaginowanych światach, nieraz na znaczeniu traci fabuła. Jest to o tyle bolesne, że gra przechodzi wtedy z interaktywnej książki w interaktywne, „odmóżdżające” filmy. A jednak wśród tych wszystkich action-RPG’ów, skrupulatnie starających się łączyć świetną historię oraz interesujący system walki, trafiają się klejnoty błyszczące znacznie jaśniej niż rasowe legendy gatunku. Mowa tutaj oczywiście o wymagającym i enigmatycznym Dark Souls, w którym towarzyszy nam fragment duszy Motoi Sakuraby, japońskiego kompozytora muzyki do gier wideo.
Kolejne muzyczne wiadomości – tym razem, z racji nieobecności tej rubryki w ostatnim tygodniu, w wersji podwójnej. A co w środku? Jak zawsze wiele zapowiedzi płytowych, edycje kolekcjonerskie, nowe nabytki, a także info ze świata prasy muzycznej. Zapraszam!
07.05.2014 – 21.05.2014
...że nie odkryłem tej płyty jesienią zeszłego roku, gdy pojawiła się na rynku. Gdyby tak się stało, to Zelig na pewno wylądowałby wysoko w moim muzycznym podsumowaniu poprzednich 12 miesięcy, bo jest zaskakująco dobrym, ciekawym i wymagającym wielu odsłuchów materiałem, mimo faktu, że trwa tylko 32 minuty. Krzysztof Zalewski dojrzewał długo, ale w końcu mu się udało, a jego artystyczny wyziew wart jest Waszej uwagi, co postaram się poniżej udowodnić.
Błądziłem jako młodzik (czyli kilka lat temu, wciąż postrzegam się jako młodą osobę) w muzycznym świecie i nawet pomimo silnych wpływów ze strony choćby rodzeństwa, które potrafiło puścić w domu płytę Metallicy, zdarzyło mi się liznąć gatunków, z których dumny nie jestem. Miałem świadomość, że istnieje rockowa twórczość, którą też w pewnym stopniu byłem zainteresowany, ale trendy wyznaczane przez kolegów popychały mnie w innym kierunku. Potrzebowałem bodźca, rewolucji, czegoś, co przestawi mnie na właściwy tor i tym kluczowym trybikiem, którego obroty wprowadziły mnie w zupełnie nowy świat i pozwoliły na pozostawienie za sobą tego starego, było Alice in Chains.
Pierwsze starcie z Alexisonfire nie należało do zbyt udanych: przywitał mnie kanadyjski, posthardcore’owy krzyk i agresywne gitary które, w moim odczuciu, nie należały do najprzyjemniejszych brzmień. Coś jednak kazało mi się zatrzymać na dłużej przy tym zmyślnie nazwanym zespole, odsłuchać kilku piosenek mimo przeżywanej udręki i odnaleźć pewne perełki nie tylko w postaci piosenek, ale również i wokalistów. To coś, co zmuszało mnie do słuchania tego zespołu, to nikt inny jak Dallas Green, głos wspomagający Alexisonfire, a aktualnie założyciel zespołu City and Colour.
Hajs się musi zgadzać. Musi. Nie ma znaczenia czy ten hajs wyrażany jest w liczbie dwucyfrowej, za jakiś filmik na YouTube, czy też mówimy o wielu, wielu milionach, które wpłyną po wypuszczeniu jakiegoś dzieła na duży ekran, poczytnej książki czy też płyty. Bo ten hajs się MUSI zgadzać. Wiedzą o tym wszyscy, w tym ludzie mający pieczę nad spuścizną Michaela Jacksona. 9 maja tego roku do sklepów na całym świecie (i 13 maja w Polsce) trafiła, druga już!, płyta zawierająca utwory Jacksona, która została wydana po jego śmierci. I wiecie co? Ja wiem, że kasa musi płynąć – akceptuję to, kupuję rocznicowe remastery, książki i filmy o artystach – i lubię to. Ale trudno nazwać Xscape inaczej, niż ultra-chamskie wyciągnięcie kasy. A przynajmniej w wersji standardowej tego albumu.
Przez muzyczną scenę przewinęło się wiele wartościowych gwiazd. Nieważne, kto jakiej muzyki słucha – niedocenianie i lekceważenie wpływu, który niektóre pojedyncze jednostki miały na w zasadzie wszystkich wykonawców, jest przejawem ograniczenia i przysłowiowej krótkowzroczności. Każdy ma prawo do nielubienia np. The Beatles, lecz to nie oznacza, że ten zespół jest słaby i absolutnie nic nie wniósł do muzycznego świata. Komuś może przeszkadzać zachowanie Freddy’ego Mercury, ale nie można powiedzieć, że beznadziejnie śpiewał. Mimo morza kontrowersji wokół Michaela Jacksona błędne jest stwierdzenie, że bez niego muzyka pop byłaby tym samym. Nie, nie byłaby, gdyż, nie tylko moim zdaniem, Michael Jackson ruszył ten gatunek do przodu wcale się do niego nie ograniczając.
Pisanie o Black Sabbath jest jak stąpanie po polu minowym, całe szczęście, że za tatę mam byłego sapera, toteż wzięcie na tapetę kreatorów muzyki metalowej nie wydaje się być aż tak wymagające. Wciąż mam jednak świadomość, że oto na poniższych akapitach opisywał będę coś równie świętego co przebieg bitwy pod Grunwaldem, toteż dam z siebie wszystko, aby to środowe spotkanie z cięższą muzyką przyniosło Wam przyjemność. Dla mnie wejście w mroczną historię grupy Iommiego zawsze rozliczane jest właśnie w takich rozkosznych kategoriach.
Zostawiliśmy za sobą przerażenie wywoływane przez Deriviere’a i wyszliśmy z krainy baśni Pulkkinena, aby w końcu udać się do świata bardzo dobrze znanego praktycznie wszystkim. Jeden z najbardziej cenionych erpegów, cieszący się niegasnącą popularnością w Europie (a szczególnie w krajach słowiańskich), jest wyposażony w równie piękną i czarodziejską muzykę, na zawsze pozostałą w pamięci graczy. Panie i panowie, dziś chciałbym przedstawić kompozytora o imieniu Kai Rosenkranz – Niemca, który stworzył ścieżkę dźwiękową do uwielbianych Gothiców oraz pierwszej części mniej cenionej sagi Risen. Ale zacznijmy od początku.