Zakurzone artefakty czyli powiew oldschoolu
Gry celowniczki: Tytuły mniej znane, ale wcale nie gorsze
Co stało się z grami naszego dzieciństwa?
Retro Granie #06 na NES/Pegasus/Famicom - recenzja gry - Contra
10 z Głowy #07... Najbardziej rozpoznawalnych utworów muzycznych z konsoli NES/Pegasus/Famicon.
10 z Głowy #06… 8-bitowych remaków, które powinny ukazać się w HD
Historia konsol to cykl poświęcony wszystkim konsolom jakie do tej pory wyszły. Opiszę tu platformy stacjonarne jak i przenośne, a także podam kilka flagowych tytułów gier pasujących dla danego sprzętu. Oprócz tego, zawarte będą także ich specyfikacje, dzięki czemu będziecie mieli porównanie z dzisiejszymi urządzeniami.
Nintendo Entertainment System, czy jak kto woli Nintendo Famicom należy do przedstawicieli konsol 3 generacji zapoczątkowanej w roku 1983, znana wówczas pod sloganem "ery 8-bitowców". W tamtym okresie panowała zapaść gier wideo, ale jak widać po ogromnym sukcesie sprzętu oferowanego przez japońskiego giganta, wszystko uległo zmianie na lepsze. W 1990 została zastąpiona przez Super Famicom / Super Nintendo Entertainment System (SNES), zaś w 1993, poddano stary sprzęt modyfikacji. Podczas całego okresu produkcji sprzedano przeszło 61 milionów egzemplarzy!
Pozdrowienia z nie-aż-tak-bardzo-słonecznego Malborka! Pomimo ogromnych problemów z moim przypadkowo odziedziczonym na kilka dni „domowym przedszkolem”, znalazłem kilka minut na sklecenie dla Was paruset znaków o kolejnym klasyku z NES-a: Battletoads. Tekst pisany jest naprawdę na kolanie, na laptopie pożyczonym od współtowarzyszki niedoli, więc albo z góry weźmiecie poprawkę na jakość (i długość) tekstu, albo od razu możecie odpuścić sobie jego lekturę.
W drugim odcinku cyklu, którego ideą jest przybliżenie Wam różnych mniej lub bardziej znanych postaci, publikujących w sieci materiały wideo na temat gier, przyjrzymy się twórcy mało znanemu, lecz obdarzonemu mocą unikalnego poczucia humoru. Z pewnością natknęliście się kiedyś na Pegasusa, czyli podróbkę japońskiego Famicoma, którego odpowiednikiem na zachodzie był Nintendo Entertainment System, stworzoną przez naszych sąsiadów zza wschodniej granicy. Większość z nas wiąże z tym sprzętem bardzo ciepłe wspomnienia, zachowane w pamięci z dopiskiem „pikseloza z sercem i klimatem”. Co jednak zrobić, jeśli w dobie rozdzielczości HD na rynku wciąż sprzedawane są konsole będące imitacją wspomnianego Pegasusa? Określenie podróbka podróbki brzmi dość zabawnie i taki jest właśnie program „Gówna Świata,” w którym niestrudzony Matzieq testuje te wspaniałe cuda rodem z Chin.
Tak, tak – wiem, że za chwilę posypią się na mnie gromy, a pod wpisem będzie tona komentarzy o mojej niekompetencji. "Przecież Mortal nigdy nie wyszedł na Pegazusa!". Nie, nie wyszedł – co nie zmienia faktu, że fani (a najczęściej piraci) zabrali się swego czasu ostro do pracy i stworzyli masę tytułów udających gry z serii Mortal Kombat. Niektóre z nich były lepsze, niektóre gorsze, większość zaś reprezentowała poziom typowych średniaków – ot, można było w nie pograć, ale niczym specjalnym do konsoli nie przyciągały. Do takich tytułów zaliczyć należy również opisywany dzisiaj Mortal Kombat 3.
Przed tygodniem obiecałem, że w kolejnym odcinku pojawi sięopis NES-owego crapa. Jako rzekłem, tak zrobiłem, dziś więc powspominamy sobie jak to za starych, dobrych lat żerowano na naiwności fanów wielkiego hitu s-f lat 80. - Predatora.
Wiecie w jaki sposób produkuje się większość gier na licencjach filmów? Oczywiście, że wiecie, bo i nie raz mieliście pewnie wątpliwą przyjemność grać w jeden z takich "hitów". Mając w rękach kolejnego spektakularnego crapa, oczami wyobraźni widzieliście zapewne tego typu sytuacje: "-John, słuchaj, kończymy właśnie kręcić taki jeden film o kosmicie, który w dżungli zabija amerykańskich komandosów. Moglibyście z Harrym zrobić jakąś grę o tym? -W sumie, to czemu nie... A na kiedy ma być? -Dałoby radę na przyszły tydzień?". Biorąc pod uwagę poziom wykonania Predatora, nie wątpię, że tak mniej więcej musiały wyglądać rozmowy na temat powstania tej gry.
Przed tygodniem rozpływałem się nad Tecmo i ich serią Ninja Gaiden, w tym tygodniu postanowiłem opisać dla równowagi jakiegoś crapa. Problem w tym, że choć NES obrodził w gigantyczną liczbę tytułów, do których nawet z kijem nie warto podchodzić, przez ostatni tydzień nie udało mi się znaleźć i ograć niczego, co mógłbym dzisiaj opisać. Niewielka to strata, którą wyrównam w przyszłym tygodniu (na horyzoncie już mam jeden z wielkich "hitów" - Predatora). Tymczasem więc powspominajmy coś, w co zagrywaliśmy się z największą przyjemnością przed dwudziestu laty - Little Nemo - The Dream Master.
Dawno, dawno temu, gdy świat był jeszcze młody i piękny, a w Polsce przestawał powoli obowiązywać stan wojenny, w Japonii swoją premierę miała 8-bitowa konsola do gier Famicom (Nintendo Family Computer). Można by się kłócić, czy Famicom (późniejszy NES) był, czy tez nie był, najlepszą konsolą do gier w historii (chociaż wszyscy wiedzą, że tak). Faktem pozostaje, że legalnych egzemplarzy tej konsoli sprzedano ponad 60 milionów i co najmniej 500 milionów gier do niej. Tak się jakoś składa, że była to pierwsza maszynka przeznaczona stricte do grania (a ściślej: jej klon - Pegazus), z jaką miałem w swoim życiu styczność. Pierwsza i (nie licząc krótkiej przygody z PS one) ostatnia. Do dziś żywię wobec gier na NES-a niesamowity sentyment, postanowiłem więc założyć kącik, w którym w miarę regularnie prezentować będę najciekawsze tytuły na tą konsolę. Na pierwszy ogień idzie trylogia Ninja Gaiden.
W poprzedniej części omówiłem pierwsze występy Son Goku na konsolach, jeszcze w latach osiemdziesiątych. Dzisiaj przedstawię kilka gier, które ukazały się na NES-ie/Pegasusie i pozwalały poznać dalsze losy bohaterów popularnego uniwersum.
Już w poprzednim odcinku tego przeglądu dowiedzieliśmy się o trzech próbach przeniesienia świata Dragon Ball na wspomnianą konsolę Nintendo. Jak się okazuje, w latach dziewięćdziesiątych ofensywa trwała w najlepsze i pozwoliła użytkownikom Pegasusa bawić się aż pięcioma kolejnymi grami.
Sporo czasu temu w jednym z artykułów rozpocząłem dyskusję na temat sensu tworzenia kolejnych bijatyk w świecie Dragon Ball. Słusznie można zauważyć, że Son Goku i spółka niekoniecznie najlepiej sobie radzą właśnie w tym gatunku i warto podkreślić ich inne występy, w nieco innych produkcjach.
Stare konsole i stare gry mają swój nieprzemijający urok. Korzystają z niego zarówno miłośnicy klasycznego designu montując w obudowy od klasyków nowe pecety. Nie próżnują też fani emulacji którzy dzięki narzędziom dostępnym w Internecie są w stanie grać w większość starych gier. Pojawił się jednak człowiek który pogodził obie te grupy budując super konsolę.