L.A. Noire - największe rozczarowanie roku
Jakie gry „w stylu GTA” mógłby zrobić jeszcze Rockstar?
Dopiero teraz GTA V będzie grą kompletną! O serii na przestrzeni lat i rewolucyjnym trybie FPP.
W co gracie w weekend? #387: Red Dead Redemption 2
Najlepsze momenty w Red Dead Redemption 2
Wrażenia z gry Red Dead Redemption 2 - perfekcyjny otwarty świat i wadliwa rozgrywka
Od momentu, gdy Max Payne pierwszym celnym strzałem położył nieuważnego kryminalistę minęło już trzynaście lat. Zabawnie jest po takim czasie włączyć tytuł, o którym wiele lat temu namiętnie dyskutowali znajomi, opowiadając sobie najbardziej efektowne akcje i zapadające w pamięć momenty. Teraz sam mogę przekonać się, skąd czerpali oni tyle frajdy. Czy upływający czas łagodnie obszedł się z jednym z najbardziej charyzmatycznych bohaterów świata gier?
Sięgam pamięcią do wcale nie tak zamierzchłych czasów, kiedy postawiono przede mną wyzwanie wejścia w buty Dovahkiina, mającego już niedługo zostać legendarnym wojownikiem. Co widzę? Niewiele. Ekscytujące krajobrazy pełne pokus, robiące ogromne wrażenie, kiedy obserwowało się je z daleka, ale jeszcze większe, gdy podchodziłem bliżej. Pamiętam też liczne walki, kiedy musiałem pokazać, do jakiego stopnia opanowałem fechtunek, albo że plucie ogniowymi kulami nie należy do zbioru rzeczy, których nie potrafię zrobić. Dlaczego nie wspominam nic o fabule? To bardzo proste – bo jej nie pamiętam.
Im dłużej gram w Watch Dogs, tym większą mam ochotę na powrót do GTA V. Jako że jednak nie mam pod ręką konsoli, z tęsknotą za Los Santos musiałem sobie radzić innymi sposobami - między innymi czytając o sekretach, które gracze przez spory już czas od premiery zdołali w grze odkryć. Przeklikując się przez fora dotarłem jednak do rzeczy potężnej. Gość mieszkający w Los Angeles postanowił udokumentować wszelkie podobieństwa miasta do Los Santos. Jak postanowił - tak zrobił. Zadbał nawet o fotografowanie obiektów z odpowiedniej perspektywy.
Szczerze powiedziawszy, zaniemówiłem. Podziwiajcie.
Przy okazji - nie jestem zwolennikiem pokazu slajdów, którego uskuteczniać trzeba w galerii, ale połowa grafik musiała się tam znaleźć z powodów praktycznych. Galeria i tak jest ogromna, więc jeśli odwiedzasz stronę mobilnie i nie masz pod ręką Wi-fi, lepiej uciekaj, zanim całość zdąży się wczytać ;)
Western, w którym klimat melancholii, a nie akcja gra pierwsze skrzypce. Opowieść o ludziach, którzy przypominają wędrowców z przeszłości. Zupełnie nie pasują do czasów, w których przyszło im żyć. To nie film. To Red Dead Redemption. Jedna z najlepszych pozycji na X360 i PS3.
Bully jest kolejnym odważnym pomysłem Rockstar, tego nie sposób nie przyznać. Sandbox, którego akcja toczy się w jednej z amerykańskich szkół i którego bohaterami są uczniowie i nauczyciele to nie lada koncept, coś nowego i wywołującego bardzo dobre pierwsze wrażenie. Specjaliści od wielkich, skrywających masę sekretów piaskownic nie zawiedli i zdołali ten ciekawy zamysł przekuć w bardzo dobrze wykonany tytuł. Niestety tym razem nie wszystko im się jednak udało.
Szkoła to nie jest miejsce, gdzie spotkasz gigantyczne trolle, uzbrojonych w nowoczesną broń żołnierzy przyszłości, rycerzy, smoki, duchy, potężne mechy czy zombi. Studio Rockstar musiało się więc mocno natrudzić przy projektowaniu bossów do swojego osadzonego w szkole sandboxa, Bully. Czy Kanadyjczykom udało się odnieść sukces i sprawić, że walki z głównymi przeciwnikami zapadają w pamięć i wnoszą pewien powiew świeżości do zabawy?
UWAGA, spojlery!
W kolejnym odcinku Strefy zrzutu* przyjrzymy się kilku nowym produkcjom, które na rynek trafiły po cichu, bez większej kampanii marketingowej. Wyraźnie widać, że tworzyły je mniejsze studia za mikroskopijne budżety, w porównaniu do tych przeznaczonych na stworzenie Legend of Zelda czy Contry. Czy z automatu możemy więc uznać, że to produkcje niewarte naszego czasu i pieniędzy? Na to pytanie odpowiedzą nasi recenzenci.
Bully nie jest pierwszą kontrowersyjną grą w dorobku Rockstar. Autorzy serii Grand Theft Auto czy Manhunta nie raz już wywoływali spore dyskusje swoimi projektami. Bully jest jednak na swój sposób szczególny, ze względu na miejsce akcji i głównych bohaterów. Opowieść o bardzo specyficznej szkole, Bullworth Academy, i jej uczniach może nie podobać się wielu osobom, przedstawicielom rozmaitych zawodów i grup społecznych. Komu i za co Canis Canem Edit szczególnie podpadł?
Próbowałem uciec. Wielokrotnie. Z uporem. Bezskutecznie. Świat, w którym czas odmierzany jest za pomocą metronomu wystrzałów z dziewięciomilimetrowej lufy nie wypuszcza swoich obywateli tak łatwo. Brnąłem więc dalej, w coraz większe bagno, choć wydawało się, że jedyną rozsądną rzeczą do zrobienia jest zanurzyć się w szklance whisky po sam czubek ogolonej głowy. Sao Paulo, gorące, egzotyczne, rozkrzyczane głosami tysięcy durnych bogatych dzieciaków, okazało się być moim katharsis. Wjechałem do Brazylii jeszcze jako Max Payne, ale wyjechać miał ktoś zupełnie inny.
Opowiem wam moją historię, choć wielu już ją słyszało. No bo czy jestem pierwszym, głupim amerykańskim gringo, który wpakował swoje niezdarne łapska w aferę, która przerasta nie tylko jego samego, ale też każde wyobrażenie, jakie mógł o sobie kiedykolwiek mieć? A musicie wiedzieć, że jako nowojorski gliniarz przez chwilę byłem dobry i szczęśliwy. Patrząc wstecz wydaje się, że trwało to jakieś 5 sekund. Zabrali mi żonę, zabrali córkę, zabrali odznakę.
Grami Rockstar trudno się nie zachwycać, bo to zazwyczaj produkcje dopracowane, dające mnóstwo możliwości i zapewniające wiele godzin zabawy na najwyższym poziomie. Takie są kolejne odsłony GTA, takie jest Red Dead Redemption i taki jest Bully aka Canis Canem Edit. O tym jak wygląda „Grand Theft Auto w szkole” właśnie zacząłem przekonywać się na własnej skórze. Za mną ledwie kilka godzin zabawy, dopiero skończyłem uczyć się mechaniki, poznałem główne postacie i postawiłem pierwsze kroki w wirtualnym świecie akademii Bullworth. Już teraz mogę jednak wyróżnić trzy elementy, które sprawiają, że w Bullym można się z miejsca zakochać.