Promocja czyli słowo które ogłupia większość z nas - okiem marketingowca #2
Rysiek z Klanu wraca do gry
O pasteryzacji... szczęścia - okiem marketingowca #1
Tabula rasa? Nie w tej branży. Kiedy ostatnio podeszliście do gry nie wiedząc o niej wszystkiego?
Nike tworzy kolejną, świetną reklamę
Chcemy Mass Effect 3 w 2012 roku?
Kto kojarzy jakąś ciekawą i interesującą reklamę? Pamiętacie spoty telewizyjne napoju energetycznego, który dodaje skrzydeł? A może znacie hasło "prawie robi wielką różnicę"? Zachęcam do obejrzenia 10 filmików z naprawdę fajnymi i niebanalnymi reklamami - takimi, które śmieszą, zapadają w pamięć, albo powodują ogólny opad szczęki. Zapraszam!
Kształtna, skąpo ubrana brunetka reklamująca trumny? Czemu nie! Naga modelka, namawiająca hasłem „Chroń swojego buraka" do zakupu herbicydu „Akord”? Proszę bardzo! Zarabianie brudnego szmalu na kojarzeniu wszystkiego z seksem to przykład cynizmu lub, co gorsza, bezmyślności (matki zła), który mnie przerasta. W takiej reklamie nie ma miejsca na promocję jakichkolwiek obiektywnych walorów produktu - dostaję jasny komunikat, że reklamodawcy zależy wyłącznie na grze najniższymi instynktami i ordynarnej manipulacji moimi decyzjami zakupowymi.
Wszyscy wiedzą doskonale, że gdy w reklamie wystąpi znany aktor, reklama staje się tysiąc razy lepsza. Ewan McGregor zachwala auto. Antonio Banderas po posiłku sięga po gumę. Hugh Laurie, Matthew Fox i Gerard Butler gładką cerę zawdzięczają pewnemu kremowi. Eva Longoria sugeruje, że kocha koty i karmi je karmą określonej marki. Zaś Charlize Theron jest gwiazdą z klasą, dzięki konkretnemu zapachowi. Przykłady można mnożyć w nieskończoność. Produkt ze znaną twarzą sprzedaje się lepiej. Z jednej strony reklama może wieńczyć szczyt popularności. Z drugiej - może być małą produkcją, od której kariera dopiero się rozpocznie. I taki postawiłam sobie cel - odgrzebać zapomniane reklamówki wielkich dziś gwiazd z czasów, kiedy nikt nie znał ich nazwisk.
Pamiętam swoje pierwsze klocki Lego. Znalazłam je pod choinką w wielkim czerwonym plastikowym pudełku z pokrywką przypominającą klocek. Miałam wówczas trzy lata. Pamiętam, jaki hałas robiły klocki przy wysypywaniu, pamiętam ból towarzyszący nadepnieciu któregoś z elementów. Wiaderko później przejęła moja siostra, a następnie klocki powędrowały w świat do innych dzieci. Przypominam sobie, że głównie budowałam domki, piramidy i samochody. Pewnie przy obecności kuzyna zdarzyło mi się popełnić jakąś klockową broń. Sentyment do Lego pozostał. Dziś już nie buduję, lecz od jakiegoś czasu zachwycam się pomysłowością, jaka towarzyszy twórcom reklam Lego.
Seksizm w grach to jedna kwestia. Kontrowersje w grach to druga. Gorzej, kiedy oba te tematy idą w parze. Odnoszę wrażenie, że wszędzie do reklam gier wkradają się tylko i wyłącznie cycki. Nie kobiety i piersi, ale cycki. Bo jak inaczej podejść do propozycji zestawu kolekcjonerskiego Dead Island Riptide? Na pewno nie można przejść obojętnie. Zdecydowanie nie tylko obok niego.
Czy akcje społeczne muszą być nudne. Pozwolę sobie zacytować tekst z reklamy : „Kampanie społeczne to zawsze niezłe gówno”.
Ale dziś sam postanowiłem wesprzeć taką inicjatywę i pokazać że można coś zrobić dobrze i zabawnie, a zangarzownie internautów w tą akcję przeszło moje najśmielsze oczekiwanie.
Tylko w parę dni kwota pozyskana na moment pisanie tego tekstu to 53006zł.
Sprawcami tej akcji jest serwis Siepomaga.pl a wszystko w ramach pomocy dla fundacji Przytul Psa.
W samej akcji pewnie nie było by nic niezwykłego gdyby nie kapitalna reklama która jej towarzyszy i która już dziś stanie się pewnie hitem polskiego Internetu (reklama zrobiona przez Fundacje Przytul Psa).
Jedną z najstarszych zasad marketingowych jest – „jeżeli nie masz innego pomysłu, poszczuj cycem”. Jak zatem zareklamować grę na świeżo wydaną konsolę, oferującą innowacyjne rozwiązania, starającą się możliwie dostadnie oddać trud i znój przeżycia w świecie po apokalipsie-zombie?
Pokazać cycka. Do takiego wniosku doszli marketingowcy odpowiedzialni za reklamę ZombiU.
Oczywiście tytuł może być mylący, dlatego już na wstępie sprostuję: chodzi rzecz jasna o produkcję zawartości, czyli gry samej w sobie, a nie pudełek i tłoczenia nośników. Taka myśl nasuwa mi się coraz częściej i lekko niepokoi. Oczywiście to, że rynek growy wygląda znacznie inaczej niż pół dekady temu nietrudno zgadnąć, ale kiedy kilki dni po premierze gry Hitman: Rozgrzeszenie pokazały się na światło dzienne szkice koncepcyjne kolejnej części pomyślałem: coś jest chyba nie tak i taka sytuacja bynajmniej nie zdarza się po raz pierwszy. Dlaczego tak się dzieje?
Już jutro odbędzie się ostatnia głośna premiera tego roku, w nasze ręce trafi Far Cry 3. Sam bardzo oczekuję na to wydarzenie odkąd pojawiły się pierwsze materiały prezentujące nam ten tytuł. W ostatnim czasie Ubisoft nie zwalniał tempa wypuszczając co rusz nowe materiały z gry, mogliśmy zobaczyć jej początek, tryb kooperacyjny, multiplayer i wiele, wiele innych ciekawych rzeczy. Far Cry 3 zachwyca, piękna grafika, przemyślana rozgrywka, dodatki i klimat tropikalnych wysp, po tym co widziałem z pewnością skuszę na produkcję Ubisoftu. Choć dziś nie o tym chciałem napisać, rzecz tyczy się pewnego zwiastuna, który ostatnimi dniami ukazał się na ekranach naszych telewizorów.
Od pewnego czasu zauważalny jest znaczny wzrost udziału rynku gier w ogólnym pojęciu „rynków zbytu”. Chodzi mniej więcej o to, że kolejni producenci dostrzegają ogromny potencjał, jaki kryje w sobie każdy z odbiorców, nie tylko gracz „hardkorowy” i za pomocą reklam w „masowych” źródłach przekazu próbują do niego dotrzeć.