Odpalając Journey byłem bardzo wycofany ze względu na to co się działo dookoła gry thatgamecompany. Nie ukrywam, że byłem „nieco” spóźniony z tym tytułem i naczytałem się masy opinii wmawiających jak bardzo jest wyjątkowy… a jak wiadomo jednoznaczne opinie, atakujące z każdej strony, potrafią być mocno zniechęcające.
Przyszedł jednak czas na wyruszenie we własną podróż, na stanięcie na skraju pustyni i dotarcie do wielkiej, świetlistej góry.
Karateką zainteresowałem się z dwóch oczywistych powodów : bo tytuł ten wciąż ma wielką moc i dlatego, że jest to gra, którą reklamuje Jordan Mechner (twórca oryginalnego Karateki i Prince of Persia). Choć wszystkie znaki na niebie i ziemi sugerowały iż jest to pozycja bardziej mobilna niż przeznaczona na konsole to postanowiłem dać jej szansę…
I oto nadeszła – niecierpliwie przez Was oczekiwana 3. i ostatnia części cyklu najważniejszych gier obecnej generacji. Gier, które na swój sposób zapisały się w historii growej rozrywki. Niektóre z nich wniosły coś nowego i świeżego, zapoczątkowały jakiś trend, z kolei inne były przykładem, jak zacząć świetną serię i ją skaszanić. Tak czy inaczej, nie polemizując zbytnio nad ich faktyczną jakością, należy przyznać, że są ważne. Tym razem przedstawiam Wasze propozycje tytułów, które podsunęliście mi w komentarzach.
Nie przedłużając zbytnio, oto drugie (i bynajmniej nie ostatnie, bo obiecuję także listę z Waszymi propozycjami) zestawienie najważniejszych gier siódmej generacji konsol. W przeciwieństwie do poprzedniej publikacji, znajdziecie tu również konsolowe exclusive'y oraz specjalne wyróżnienia dla tytułów, które na listę tą nie zdołały się załapać, a mimo to z różnych powodów warto je wyróżnić. Zapraszam!
Mimo tego, że jedną z konsol obecnej generacji miałem bardzo krótko, to doceniam ich wkład w branżę (łącznie ze złymi stronami ich „egzystencji”). U schyłku current genów – bowiem już za kilka miesięcy premiera nowych konsol – przypomnę najważniejsze moim zdaniem (co dosadnie podkreślam!) gry od premiery X360 i PS3. Nie zdziwcie się jednak, że wylądują tu także pecetowe tytuły ekskluzywne, a zabraknie tych, które sami uważacie na swój sposób za ważne. Dlaczego? Dlatego, że każdy ma własne zdanie. A skoro to wiecie, zapraszam do lektury pierwszej części!
To już oficjalne - trzeciego września miliony konsolowców ruszą do sklepów, a potem przed telewizor ubijać pana ciemności na swych Xboksach 360 i PlayStation 3. Wersje Diablo III na nowe platformy Microsoftu i Sony oczywiście też zostaną wydane, tylko wciąż jeszcze nie wiadomo kiedy.
I co? Dało się. A świat dalej kręci się w tą samą stronę.
Wylew pierwszych ocen ostatniego (?) dzieła Naughty Dog na PlayStation 3 przypomniał mi, że gdzieś tam na płycie z God of War: Wstąpienie kryła się opcja pobrania wersji demonstracyjnej The Last of Us z pewnym wyprzedzeniem. Wcześniej nie bardzo mnie to interesowało, chociaż z ręką na sercu obiecałem sobie, że z osobliwym „smutnym Uncharted w post-apokaliptycznym świecie” zapoznam się zaraz w dniu jego premiery. Niemniej jednak, ilość „dych” jaka posypała się na The Last of Us w nieco ponad tydzień przed jego sklepowym startem, popchnęła mnie do zapoznania się z tym tytułem już teraz. Czy ogólnoświatowy hype ma w tym przypadku swoje uzasadnienie?
Sztampowy, kooperacyjny shooter TPP dla czterech osób, nie wyróżniający się absolutnie niczym nowym – dokładnie to pomyślałem sobie o Fuse, przy okazji inauguracyjnego kontaktu z tą produkcją. Czy jednak pierwsze, multiplatformowe dziecko rodziców Resistance i duetu Ratchet & Clank ma szansę, by zachwycić czymś graczy w dniu swojej premiery?
Jedyś, kocham takie gry. Gry, w których liczy się pomysł na rozgrywkę, które oczarowują swoim stylem, opartym nie koniecznie na wyciskającej ostatnie soki z posiadanego sprzętu grafice. Proste, jednak w swej prostocie genialne, świetnie dawkujące momenty prawdziwego odprężenia z sekwencjami bardziej wymagającymi, finiszując jako przepyszny, gamingowy koktajl, swoim smakiem nieustannie przypominający mi, dlaczego gram. Taki właśnie jest Sound Shapes, który… zaraz, zaraz - gdzie w takim razie najwyższa nota?
Przygoda agenta Yorka, który kocha kawę, kłóci się ze swoim alter-ego, jest ścigany przez zombie i zabójcę w czerwonym płaszczu to jedna z najciekawszych gier ostatnich lat. A nawet wspaniały przykład na to jak zbudować wielką wizję niewielkimi środkami.
Zaczyna się od brutalnego zabójstwa, a potem napięcie już tylko rośnie. Tytuł jaki przygotował nam niejaki Swery65 zaskakuje już od początku, szybko zmieniając profil z klona Resident Evil 4 na coś znacznie więcej. Rozgrywką gra przypomina nie mniej, nie więcej, a RPGa akcji. Miasto z NPCami służy nam za duży HUB, a miejsca zainfekowane przez zombie to swojego rodzaju dungeony.
Poruszając się z widokiem znad ramienia zbieramy wskazówki, walczymy, zdobywamy nowe przedmioty… i sporo rozmawiamy. Bohater musi dbać w czasie swych wojaży o schludny wygląd, poziom zmęczenia i głodu, ale wbrew pozorom nie jest to irytujące. Do dyspozycji mamy również samochód i sama koncepcja przypomina bardzo to, czym oryginalnie miał być Alan Wake. Otwarty świat pełen horroru. Tyle, że i to było zbyt proste.