Serie Battlefield i Call of Duty od lat traktowane są jako bezpośrednie konkurentki, czego dowodem jest powszechne porównywanie wciąż rosnącej liczby łapek w dół pod trailerem najnowszej części FPSa Activision z bijącym rekordy popularności zwiastunem kolejnej iteracji cyklu od EA. Mało kto pamięta jednak, że rywalizacja ta zaczęła się tak naprawdę dopiero przed premierą trzeciego Battlefielda w 2011 roku i została zainicjowana przez marketingowców EA. Mocno atakowali w tamtym czasie Call of Duty, chcąc wypromować nowy dla serii „poważny”, w odróżnieniu od Bad Company, singleplayer, w stylu CoDów. Od tamtej pory gracze, nawet ci, którzy nie grywali w żaden z tytułów, podzielili się na dwa wrogie obozy. Nikt nie zwraca za to uwagi na to, jak te dwie serie w gruncie rzeczy niewiele łączy.
Kilka dni temu (2-4 kwietnia) uruchomiono zamkniętą betę najnowszego DOOM-a. Czwarta część chyba największej serii studia id Software powoli zmierza ku półkom sklepowym, wszak datę premiery ustalono na 13 maja bieżącego roku. Deweloperzy są zatem na etapie, gdzie nawet minimalne zmiany trudno wprowadzić (szczególnie w rozgrywce). Jak zatem wyglądały przedpremierowe testy trybu multiplayer oczami gościa, który nigdy nie grał w żadną część z tego cyklu? Świetnie!
Rainbow Six: Siege, choć niewątpliwie bardzo grywalne, jest grą daleką od ideału w swojej klasie. O ile zamknięte beta-testy nastawiły mnie do niej entuzjastycznie, to kilkadziesiąt godzin spędzonych z finalnym produktem obnażyły wyraźnie kilka znacznych braków. Naturalnie nie chodzi o tak zwane oczywiste oczywistości w rodzaju przeglądarki serwerów czy poprawionego systemu wykrywania trafień. Jako że Rainbow Six: Siege ma być aktywnie rozwijane przez co najmniej rok po premierze, postanowiłem przygotować subiektywne zestawienie możliwych do zrealizowania elementów (wspólnych dla wszystkich platform), których moim zdaniem w grze brakuje, a które uczyniłyby ją lepszą.
Deus Ex: Bunt Ludzkości to mojej ocenie jeden z najciekawszych tytułów ubiegłej generacji i wyjątkowo udana odsłona owej serii cyberpunkowych skradanko-strzelanek. Niewątpliwie głównym atutem rzeczonej produkcji jest wciągająca, pełna zwrotów akcji fabuła oraz wyraziste postaci. Grając w pozycję o tak absorbującej opowieści, łatwo jednak przegapić wiele ciekawostek, smaczków czy odwołań. Często takowe zaczynamy dostrzegać dopiero drzy drugim czy trzecim podejściu, a bądźmy szczerzy: nie każdy ma na to wystarczająco dużo czasu i cierpliwości. W kolejnym tekście z cyklu „Sekrety” biorę pod lupę grę Deus Ex: Bunt Ludzkości, w której – jak w życiu – nie ma przypadków, są tylko znaki. Jeśli nie boicie się spoilerów, zapraszam do lektury.
Popularna seria pierwszoosobowych strzelanin od Activision nie kojarzy się raczej z większymi zmianami w rozgrywce. Tymczasem najnowsza odsłona wniosła pewien powiew świeżości i potrafi wciągnąć, pomimo już trochę wymęczonego, futurystycznego klimatu.
Tekst piszę niedługo po pojawieniu się pierwszych zapowiedzi Mafii 3. Nie biorę ich poważnie, bo jak pokazuje historia serii - pewnie coś wytną. Tym razem mam nadzieję, że gra faktycznie mocno się zmieni, bo teraz przypomina skrzyżowanie GTA i Just Cause. To jednak temat na inną okazję. W dwójce miało być sporo ciekawych rzeczy, które ostatecznie nie trafiły do ostatecznej wersji gry. Sporo na tym straciła, ale nadal to kawał porządnej, klimatycznej rozrywki.
Ostatnią grą z serii Call of Duty, w którą mogłem wgryźć się nieco głębiej, była pierwsza część Black Ops. Na jej podstawie przygotowałem również stosowny tekst. Dopiero zakup sprzętu ósmej generacji pozwolił, a właściwie podsunął mi pod nos, albowiem gra była już zainstalowana i gotowa do użytku, zapoznać się z najnowszą propozycją od studia Sledgehammer Games – Call of Duty: Advanced Warfare.
Producenci z Gearbox prawdopodobnie nie posiadają się z radości. W końcu wykreowali markę, która na stałe zaistniała w świadomości graczy i atakuje coraz dalej. Licencja wędruje już nawet do innych developerów, czego owocem jest (jak na razie trzymające wysoki poziom) Tales from Borderlands od Telltale Games. Nic, tylko bezczelnie doić taką krowę, nieprawdaż? Otóż nie w tym przypadku. Tak się składa, że recenzowane tu Borderlands: The Pre-Sequel może i rzeczywiście przypomina odcinanie kuponów. Znalazło się wielu krzykaczy, którzy z miejsca ochrzcili je „DLC w pudełku”, „żerowanie na Borderlands 2”. „Prawie że samodzielny dodatek, a larum, jakby wydawali nową grę”. I wiecie co? To w sumie jest „tylko” rozwinięcie idei drugich Borderów z nowymi misjami. Ale zrobione z taką klasą, że może zawstydzić wiele innych gier.
Premiera najnowszej odsłony popularnej serii strzelanek Battlefield – od zawsze kojarzonej z taką czy inną wojną – obędzie się już 19 marca. Z tej okazji pozwolono zainteresowanym graczom po raz drugi wziąć udział w otwartych beta-testach Battlefield: Hardline, bo o tym konkretnie tytule mowa. W rzeczonej produkcji polem bitwy stają się amerykańskie miasta i odludzia, a stronami konfliktu siły policji oraz członkowie zorganizowanych grup przestępczych. Nie da się ukryć, że podobna tematyka w ostatnich latach została poważnie zaniedbana w branży gier, więc, z uwagi na tęsknotę do faszerowania ołowiem bandziorów, beta Hardline przyciągnęła mnie przed monitor na dobrych kilkanaście godzin. W niniejszym tekście podzielę się z Wami moimi wrażeniami.
Omaha Beach: Charlie Sector 0635 HRS
Silnik łodzi Higginsa terkocze monotonnie, w tle słychać dźwięk rozbryzgujących się o kadłub fal, co jakiś czas rozlega się eksplozja pocisku. Odzywa się głos dowódcy: „Do zobaczenia na plaży!”. Gwizdek, zgrzyt rampy… i otwierają się „wrota do piekła”! Choć misja zdobywania plaży Omaha podczas D-Day jest dopiero dziesiątym etapem gry Medal of Honor: Allied Assault, to wszyscy najbardziej pamiętamy właśnie ten fragment. To głównie dzięki niemu gra stała się kultowa i wyznaczyła fundamenty pod zupełnie nowy rodzaj gier FPS - pełen filmowości, skryptów, towarzystwa wirtualnych kompanów. 22 stycznia mija dokładnie trzynaście lat od rynkowego debiutu jednej z najważniejszych strzelanin FPP w historii wirtualnej rozrywki, której znaczenie i wpływ na inne tytuły porównywalny może być jedynie z Doomem.