Mniej więcej to sobie pomyślałem w czasie prezentacji Sony. Czas pędzi, ale dobrych gier i zaległości mi nie ubywa. Co w zasadzie bardzo mnie cieszy.
Niektórym procenty są konieczne do dobrej zabawy. Inni traktują je jako miły dodatek, który ułatwia przełamanie niektórych granic i pokonanie przeszkód. Jest też grupa, dla której procenty mogą stanowić dodatkową motywację. Po piętnastu godzinach gry na tablicy podsumowującej progres w Wipeout Fusion wskaźnik procentowy dobił do jednej czwartej. Po raz kolejny przekonałem się, że wymaksowanie gry wyścigowej to zadanie dla największych fanatyków, twardzieli i osób, które mają duże zapasy wolnego czasu.
Od kilku tygodni jestem pilotem futurystycznego bolidu i toczę zmagania w wymagającej lidze F9000. Pokonałem już parę wyzwań, triumfowałem na kilkunastu torach i ukończyłem ponad trzydzieści procent kariery. Poniosłem przy tym kilkadziesiąt porażek i spokojnie mógłbym doliczyć się z kilku godzin, które „straciłem” na powtarzanie danego wyścigu, ligi lub wyzwania. Wciąż jednak Wipeout Fusion mnie niezmiernie bawi, a zasługa w tym kilku świetnych rozwiązań. Trzy z nich powinny na stałe znaleźć sobie miejsce w grach wyścigowych.
Potężne drzwi wejściowe do pomieszczenia tajnej bazy wojskowej wylatują z hukiem. Właśnie zniszczył je Magneto. Nim jeszcze opadł kurz w środku znaleźli się już jego kompani, Wolverine, Storm i Juggernaut. A teraz postaw się w roli bezwzględnego oprawcy, który pracuje dla Apocalypse’a i ma za zadanie ich powstrzymać. Masz jakieś szanse?
Cofnijmy się w czasie i przypomnijmy sobie pewną reklamę, którą zapewne większość z Was kojarzy:
Narzekać na ułatwienia, uproszczenia i brak wyzwania w nowych grach można na każdym kroku. Nie wszyscy twórcy chcą jednak prowadzić graczy za rączkę i wprowadzać ich bezboleśnie w stworzony przez siebie świat. Czasami dostaje się do rąk potężną maszynę i bez większego doświadczenia wyjeżdża się na tor, aby pędzić z prędkością kilkuset kilometrów na godzinę. Bez wspomagań, nowoczesnych systemów i linii pokazującej właściwy tor jazdy. Ale za to z piętnastką oponentów, którzy chętnie zamienią nas w dymiącą kupę złomu.
Mówi się, że granie na konsolach jest dla graczy dojrzałych. Tak właśnie było w moim przypadku. Dawno temu, na 30-te urodziny dostałem od żony moją pierwszą konsolę - Playstation 2 w wersji małej i zgrabnej, o nazwie PSTwo. Do konsoli, w promocyjnym zestawie, dołączona była gra The Getaway: Black Monday. Ta gra miała chyba jakieś zalety, ale wtedy ich nie dostrzegłem - choć później do niej wróciłem i nawet mnie wciągnęła. Wtedy jednak, następnego dnia po otrzymaniu prezentu, zaraz po pracy poszedłem do sklepu i kupiłem Final Fantasy X.
Długo zbierałem się do napisania recenzji Oni. Sporo już o tym tytule dowiedzieliście się z moich poprzednich wpisów. Głównie było to w negatywnym kontekście i w tonie sporego rozczarowania. Tak to już jednak jest, gdy na grę bardzo liczy, a ona cię rozczarowuje. Postanowiłem jednak dać się Oni obronić. A że to produkcja nastawiona w dużym aspekcie na walkę wręcz, więc przyjmuję postawę obronną i spróbuję zbić ofensywne argumenty nieco mniej znanego dzieła Bungie.
Miałem dziś napisać o czymś zupełnie innym, poważniejszym (choć to kwestia gustu) i zmuszającym do refleksji. Przypomniałem sobie jednak o pomyśle, by połączyć na pozór aseksualną grę i figle z wibratorem. Trudno walczyć z pokusą pisania o czymś takim.
Zaczyna się lekkim zefirkiem. Przyjemny wiaterek przynosi orzeźwienie, ale sprowadza też niestety obłoki na do tej pory błękitne niebo. Powoli podmuchy stają się coraz silniejsze, a nad głową pojawiają się ciemne deszczowe chmury. Zaczyna kropić. Na horyzoncie już też grzmi, drzewa wokół zaczynają się kołysać, a liście unosić. Robi się coraz mniej przyjemnie. Pada. Nagłą ciemność rozjaśniają już tylko pioruny. Wtedy przed Tobą pojawia się jakaś postać. Widzisz tylko zarys sylwetki. To na pewno kobieta. Chwilę później załujesz już, że pracowałeś dla Apocalypse’a. Potężny wir unosi cię w powietrze, gdzie smaga cię zimne powietrze i trafiają błyskawice. Upadasz z dużej wysokości na twarde podłoże i czujesz, że nie masz już sił. Jesteś pokonany.Właśnie spotkałeś Storm.