Promocja czyli słowo które ogłupia większość z nas - okiem marketingowca #2
Rysiek z Klanu wraca do gry
O pasteryzacji... szczęścia - okiem marketingowca #1
Tabula rasa? Nie w tej branży. Kiedy ostatnio podeszliście do gry nie wiedząc o niej wszystkiego?
Nike tworzy kolejną, świetną reklamę
Chcemy Mass Effect 3 w 2012 roku?
W dzisiejszej odsłonie przeglądu najbardziej kontrowersyjnych kampanii promocyjnych przedstawię Wam coś pikantnego. Omawiana reklama będzie dotyczyć produkcji stworzonej z myślą o lekko zapomnianej już dzisiaj pierwszej odsłonie konsoli PlayStation. Mam na myśli grę pod tytułem Deathtrap Dungeon z 1998 roku, która w tym samym roku ukazała się również na pecetach. Oględnie rzecz ujmując, była to zręcznościówka przedstawiona z widoku kamery TPP, w której przemierzało się rozległe podziemia i naparzało hordy przeciwników. Jeśli nie kojarzycie tej produkcji, to raczej nie macie czego żałować ;)
Wracając jednak do tematu, oto jak prezentowała się reklama promująca Deathtrap Dungeon:
W duchu sadomasochistycznym utrzymane jest również widoczne na niej hasło zachęcające do zakupu:
Kampania reklamowa Uncharted 3: Drake's Deception/Oszustwo Drake'a rozkręca się na dobre. Na początek dostaliśmy krótki klip, który puszczono przed wczoraj w trakcie meczu inauguracyjnego ligi NFL. Reklama spełnia swoje zadanie, a więc zaostrza apetyt na nowe przygody Drake'a. Klip wygląda bardziej na zwiastun dobrego kina akcji, niż na zapowiedź gry wideo. Ale przy produkcjach Naughty Dog ta granica zaciera się na dobre.
Oprócz tego, w rozwinięciu można zobaczyć 10-minutowy film przedstawiający tworzenie obrazów z piasku przez artystkę imieniem Natalya Netselya. Grafiki są związane oczywiście ze wspomnianą wyżej grą.
Wszyscy wydawcy głowią się na co dzień pytaniem: w jaki sposób zachęcić graczy do zakupu ich produktu? Cześć z nich dochodzi w tym momencie do wniosku, że najlepszą metodą będzie wzbudzenie kontrowersji, co spowoduje znaczny wzrost zainteresowania danym tytułem niezależnie od jego jakości. W związku z tym, na takie rozwiązanie często decydują się zdesperowane firmy, które zdają sobie sprawę, że pod względem poziomu gry, nie mają żadnych szans z konkurencją.
Skoro już zdecydowaliśmy się na zastosowanie takiego nie do końca czystego chwytu, pozostaje jeszcze pytanie: w jaki sposób wzbudzić te kontrowersje? Od razu nasuwa się odpowiedź: erotyką lub dużą dawką przemocy, a najlepiej ich połączeniem.
W niniejszym felietonie postaram się przedstawić najciekawsze przykłady takich kampanii reklamowych. W pierwszych odcinkach skupię się na tych starszych, o których pewnie większość młodszych graczy nie słyszała, a starsi z chęcią sobie je przypomną.
Na dobry początek zacznę od jednego z moich ulubionych plakatów, a mianowicie promującego grę Evolva, który możecie zobaczyć poniżej:
Poza kręceniem filmów znani reżyserzy otrzymują często zlecenia na reklamy, krótkometrażówki i inne szmery-bajery, które często przenikają anonimowo do sieci. Bardzo lubię oglądać skondensowane w kilku minutach (a nawet kilkunastu sekundach) ciekawe pomysły i dopieszczone wizuale. Pozwoliłem sobie zebrać kilka ciekawych projektów, do których wracam raz na jakiś czas.
Są w naszym świecie pewne stałe, ich niezmienność zapewnia nam spokojny sen i łatwiejsze pojmowanie otaczającej nas rzeczywistości. Jednym z takim elementów otoczenia który od 1923 roku praktycznie się nie zmienia jest magazyn Time. Znalezienie się na jego okładce, to wielkie wyróżnienie, bo byle kto lub byle co się tam nie pojawia. Wczoraj trafiłem w sieci na newsa który wywraca wszystko do góry nogami. Okładka tygodnika stanie się reklamą nadciągającej wielkimi krokami nowej odsłony Call of Duty: Modern Warfare 3 - Activision, diabeł branży według niektórych, wyciągnął swoje macki i chce zmieniać nasz spokojny świat. Czy aby na pewno?
Chociaż posiadam Xboxa 360, to na polu konsol jestem zwolennikiem Sony. Jednym z głównych atutów PlayStation 3, budząca we mnie sympatię do japońskiej firmy, jest dla mnie możliwość darmowej gry po sieci. I proszę mi nie wciskać tego kitu, że to tylko kilkanaście złotych miesięcznie, bo gdybym miał kupić sobie parę lat temu konsolę Microsoftu zamiast Sony, jako główny sprzęt do grania, to wyrzuciłbym w błoto (czyt. w abonament Xbox Live) już kilkaset złotych. Dlatego to PS3 i PC pozostają dla mnie platformami do ścierania się z innymi graczami w potyczkach multiplayer. Z tego powodu awaria PSNu była, cóż za ulga w końcu móc używać czasu przeszłego kontekście tych wydarzeń, wielkim problemem. Prawie na miesiąc zostałem odcięty od mordowania wrogów w Assassin’s Creed: Brotherhood, w którego się wciągnąłem akurat w połowie kwietnia. Już po kilku dniach spodziewałem się, że Sony jakoś mi wynagrodzi te niedogodności, więc nie zdziwiło mnie, gdy poinformowali oni o swoim programie „Welcome back”. Miesiąc abonamentu PSN+ specjalnie mnie nie zajarał, ale dwie darmowe gry? „Słoooooodko! Wybiorę sobie dwie małe perełki, na które miałem chrapkę od jakiegoś czasu. Na PSNie jest ich przecież pełno”
Nie bardzo chciałem pisać coś o Wiedźminie 2, bo mam dosyć ambiwalentny stosunek do tej produkcji. Jasne kupię, pewnie za kilka dni, ale przeżyję nawet jeżeli zagram za kilka tygodni, albo i później, bo już w piątek premiera L.A. Noir, a na horyzoncie czai się wielogłowa hydra - sesja. W pewnych kwestiach jestem bardzo cierpliwym człowiekiem, dlatego nie ruszyło mnie w ogóle to, że od tygodnia bombarduje się mnie Geraltem w każdym miejscu i czasie. Zagram na pewno, ale zagłębienie się w świat Wiedźmina 2 nie jest aktualnie moim priorytetem w życiu. Coś jednak zwróciło moją uwagę. Szwadron narzekaczy, którzy czekali tylko na pierwsze potknięcie CD Projekt RED, aby rzucić się z wściekłością godną lepszej sprawy na rzeczonego dewelopera. Podniósł się kurz bitewny i zadźwięczała stal. Ja stałem pośrodku krwiożerczego tłumu zastanawiając się „Co się do cholery dzieje?”.
Nie będę nawet ukrywał, że do napisania owego tekstu zainspirował mnie wpis shinek’a. Na dobrą sprawę wypunktował on wszystko do czego można się przyczepić, a na wszystkie zarzuty odpowiedział yasiu, w dosyć stonowanej i celnej ripoście. Pozostaje pytanie „Dlaczego?”. Skąd taka zajadłość w krytykowaniu rodzimego dewelopera?
Miałem zamiar zacząć ten cykl od całkiem innego tematu. Doskonałe z punktu widzenia marketingu blogowego posunięcie Shinka zachęciło mnie jednak do zmiany planów i pokonania prokrastynacji po raz kolejny. W cyklu Adwokat Diabła będę robił coś, przez co nie raz od żony dostałem w głowę. Mimo, że czasem z jakąś opinią się zgadzam, z wrodzonej złośliwości stwierdzę, że jednak jest całkiem inaczej, ewentualnie stanę w obronie czegoś lub kogoś, kto jest atakowany, bo argumenty na jego obronę zawsze się znajdę.
Pominę tym razem kwestię bronienia Shinka, bo jego wielkie ego pozwala mu się bronić samemu, a wielu komentujących jego wpis zwyczajnie nie przeczytało go do końca wyłapując tylko interesujące ich słowa kluczowe.
Według doniesień z oficjalnego fanpage’a Mass Effect 2, długo oczekiwana trzecia odsłona kosmicznej gry akcji z elementami RPG ukaże się dopiero w pierwszym kwartale 2012 roku. Deweloperzy zapewnili, że czas ten planują poświęcić na uczynienie z ME 3 „największej, najodważniejszej i najlepszej gry w serii, która przekroczy oczekiwania wszystkich.” Co tu dużo mówić, mamy kolejną obsuwę okraszoną klasycznym marketingowym bełkotem. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że wpis zawierający tę rewelację zebrał jak do tej pory 1320 „lajków” i 445 komentarzy, wśród których figurują także te o charakterze aprobującym. Ot choćby taki oto: „So Sad and so good at the same time” (“Smutne i dobre zarazem”). Kolejny kasowy tytuł ma się ukazać z kilkumiesięcznym opóźnieniem a zewsząd słychać aplauz i ledwie słyszalne utyskiwania. Czyżbyśmy chcieli Mass Effecta 3 w 2012 roku?
Ostatnio pojawiły się w TV trzy fajne reklamy odbiegające na plus od tego do czego przyzwyczajają nas "bankowo proszkowo praniowo podpaskowe" standardy polskiej telewizji.